Kraj

Opozycja musi pokazać, że walka z PiS to walka o samorządność

Obrona samorządów to szansa, by ogólnikowym frazesom o obronie Polski przed PiS nadać jakąś treść – uwiarygodnić się czymś więcej niż widmem „tłumu Misiewiczów” i „zarazy PiS”; pozyskać lokalnych polityków do koalicji i zmobilizować tych wszystkich, których mierzi ostentacyjny centralizm.

PiS obiecuje socjalne złote góry, od pomocy niepełnosprawnym po wsparcie dla matek, zwłaszcza tych wielodzietnych. Że konserwatywne, to wiadomo, ale w kraju, gdzie „złotówka za złotówkę” i „Kosiniakowe” dla matek na śmieciówkach uważano za rozbuchany socjal, to naprawdę wygląda jak orgia prorodzinnej, redystrybucyjnej szczodrości. Ogłoszona w weekend Koalicja Obywatelska PO i Nowoczesnej zapowiada z kolei, że zjednoczona opozycja odsunie PiS od władzy. Na pierwszy rzut oka wygląda to na szarżę kawalerii na czołgi – jedni chcą rozdać, a drudzy ich przed tym powstrzymać. Tylko czy Schetyna z Lubnauer mają inne wyjście? I czy mają jakieś szanse w starciu z PiS-wskim walcem?

Lubnauer: Lepszy kandydat wyparł gorszego

Zacznijmy od tego, że PiS co nieco z zapowiedzi faktycznie zrealizuje – nie sprowadzałbym niedzielnej konwencji do przykrycia niesławnych premii i synekur w państwowych spółkach. Obstawiam w sierpniu wyprawkę dla dzieci (akurat na wybory samorządowe) i coś większego latem czy wczesną jesienią rok później – na samym 500 plus z 2016 roku nie można przecież przejechać całej kadencji. Z drugiej strony pieniądze na dzieci będą grały na PiS aż do wyborów – wprawdzie wdzięczność wyborców ma krótkie nogi, a aspiracje rosną szybciej niż możliwości ich zaspokojenia, ale Rodzina 500+ to silny argument, że również obecne i przyszłe obietnice są wiarygodne.

Przelicytować oferty socjalnej PiS się nie da – Schetynie i spółce nikt nie uwierzy, że nagle zechcą rozdać Polakom duńskie zasiłki i zbudować im fińską szkołę. Uwierzyliby może w chęci partii Razem, ale już niekoniecznie w moce – najlepszy na świecie program społeczny, opakowany w najnowocześniejszy PR, algorytmy fejsa i medialną charyzmę działaczek ma niewielką siłę rażenia wyborczego, jeśli zgłasza go partia walcząca o wyborczy próg. A PiS, jest jaki jest, ale dużo obiecał i sporo dał. Czemu więc nie miałby dać i tym razem?

Zaatakować z drugiej strony – „rozdawnictwo, Panie!, nieroby przepiją, mnożyć się będą jak króliki, budżet zrujnują” – nie jest, delikatnie mówiąc, dobrym rozwiązaniem. Wyborców przerażonych wizją większego deficytu i upadku finansów publicznych nie ma w Polsce aż tak znowu wielu. Mobilizacja wyborcza tego rodzaju wymaga silnie ugruntowanych poglądów wolnorynkowych, a ich wyznawcy zapewne już mieszczą się w dotychczasowym elektoracie PO i Nowoczesnej, względnie Kukiza i korwinowskiej partii Wolność. Wyborczego chleba z tej mąki dla opozycji nie będzie – jeśli już, to dla PiS, bo pamiętajmy, że krytyka programów socjalnych mobilizuje ich licznych przecież beneficjentów.

Myślenie w duchu „im gorzej, tym lepiej” tym bardziej się nie sprawdzi. Ani budżet – jeśli nie nastąpi wielki szok zewnętrzny – do 2019 roku się nie załamie, ani też byśmy tego nie chcieli. Wygranie wyborów na fali krachu finansów publicznych to umiarkowana atrakcja z punktu widzenia przyszłych rządów, zresztą nie ma gwarancji, że nagły kryzys społeczny nie wzmocni przede wszystkim opcji narodowej z wolnorynkowym wsadem.

Zandberg: Razem zagłosuje za tym, by postawić Beatę Szydło przed Trybunałem Stanu

Propozycje PiS to oczywiście oferta na cały wyborczy czwórbój, przede wszystkim na wybory do Sejmu. W najbliższym starciu o samorządy logika sporu, tematy i narracje będą inne, specyficzne dla konkretnych miejsc, acz z wyjątkiem wyborów do sejmików wojewódzkich. Ludzie nie bardzo wiedzą, czym się one właściwie zajmują, a wysoki próg wejścia silnie kampanię upartyjnia, przybliżając jej logikę do ogólnokrajowej. Jak zatem odpowiedzieć na „propozycję socjalną” PiS?

Potencjalna odpowiedź lewicy to materiał na osobny tekst. Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, musi przede wszystkim… zmienić temat. W kontekście jesieni 2018 przede wszystkim na kwestię obrony samorządów. Opozycja, nazwijmy ją, liberalna, musi pokazywać, że walka z PiS o samorządy to przede wszystkim walka o samorządność samą – po ograniczeniu trójpodziału i zablokowaniu hamulców konstytucyjnych to właśnie centralizacja władzy wydaje się kolejnym pomysłem PiS na konsolidację systemu.

Polacy ufają samorządom dużo bardziej niż instytucjom władzy centralnej; zarazem na utrzymaniu ich kompetencji zależy samym samorządowcom. Obrona samorządów to zatem szansa, by ogólnikowym frazesom o obronie Polski przed PiS nadać jakąś treść – uwiarygodnić się czymś więcej niż widmem „tłumu Misiewiczów” i „zarazy PiS” (vide słowa Katarzyny Lubnauer); pozyskać lokalnych polityków do koalicji – na dłuższą metę – w obronie choćby ich własnych stanowisk, miejsc pracy i wpływów; wreszcie – zmobilizować tych wszystkich, których mierzi ostentacyjny centralizm.

W wypowiedziach polityków Koalicji słychać, że ta świadomość dociera do nich w różnych stopniu. Schetyna podkreślał, że „samorządy od dwóch i pół roku traktowane są jak wróg polityczny” i że „samorządy to nie CBOS, im nie można nic nakazać, trzeba je szanować”, a Kamila Gasiuk-Pihowicz przypomniała sukces oporu wobec zmiany ustawy warszawskiej. Frazes Rafała Trzaskowskiego o Warszawie „fajnej, bez obciachu, jak mówią młodzi ludzie” wskazuje jednak, że nad tzw. kontentem PO musi jeszcze popracować.

Trzaskowski to kandydat nie na te czasy

Jest jeszcze kwestia „premii za jedność”: niedawny sondaż dla oko.press pokazuje, że jednoczenie się w wyborach do Sejmu bardzo pomogłoby lewicy, ale czy pomogłoby partiom parlamentarnym – na dwoje babka wróżyła. Poparcie dla ewentualnej koalicji PO, Nowoczesnej i PSL wynosi bowiem o 5 punktów procentowych mniej niż suma ich wyników z osobna – tyle że dwie z tych partii balansują na progu. W wyborach samorządowych sprawa jest prostsza: w miastach i gminach wybór prezydenta wyraźnie premiuje dogadywanie się (jak PO z Nowoczesną w Warszawie); w głosowaniu do sejmików rzecz na korzyść przesądza wysoki próg.

Sierakowski: Nie Trzaskowski, to Jaki?

„Samym antyPiSem nie wygramy”, trafnie zauważył jeden z działaczy Nowoczesnej. Obrona dorobku samorządności jako idea ramująca te wybory niewątpliwie by opozycji pomogła; lewica również nie powinna się od niej odżegnywać. Układ sił wskazuje jednak, że nawet Koalicja Obywatelska wypełniona jakąś treścią zamiast samej negacji PiS, neutralizująca temat socjalny zamiast go krytykować lub licytować, broniąca naprawdę bliskiej Polakom idei samorządu lokalnego – to o wiele za mało. Bez sensownego bloku liberalnego PiS przejmie wszystko, ale z samym tylko blokiem liberalnym – przejmie większość. Czy się to wzywającym do jedności za wszelką cenę podoba czy nie, szalę przeważy ktoś spoza duopolu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij