Kraj

Nawet jeśli nie było trotylu

Dlaczego każda informacja o niedociągnięciach państwa polskiego w sprawie katastrofy automatycznie oznacza potwierdzenie hipotezy zamachu?

Z katastrofą Smoleńską wiąże się przedziwna dynamika: im bardziej chcemy, żeby ta sprawa wreszcie się skończyła, tym częściej pojawiają się informacje niepozwalające nam zaznać spokoju. Katastrofa to przeszłość, która nie chce odejść. Twórcy horrorów, Slavoj Žižek i socjologowie pamięci wskazują w takich okolicznościach na zmarłych nawiedzających codzienny bieg spraw – wspólnota wciąż jest im coś winna.

Wiem, stawianie sprawy w ten sposób jest nieodpowiedzialne, bo jeśli tak rozumiemy kwestię katastrofy, to ustawiamy się w jednym szeregu z Jarosławem Kaczyńskim, Antonim Macierewiczem i innymi zwolennikami tezy o zamachu. Zgłaszanie wątpliwości wobec linii rządowej to wzmacnianie jedynego alternatywnego języka: języka spisku, morderstwa i zdrady narodowej. Oczywiście PiS niemal od samego początku wykorzystuje katastrofę, żeby zniszczyć Donalda Tuska. Teraz, po domniemanym wykryciu śladów trotylu we wraku samolotu, Jarosław Kaczyński dostał do ręki nowe narzędzia dobrze nadające się do tego celu. Czy wyjściem jest jednak stanie po stronie Tuska jako ostatniej nadziei ludzi racjonalnych? Stajemy się wtedy zakładnikami sytuacji, w której wszelkie nowe informacje świadczące o niedociągnięciach państwa polskiego w sprawie katastrofy stają się automatycznie paliwem dla zwolenników tezy o zamachu i mataczeniu wokół Smoleńska.

Jest jednak trzecia droga, dość wąska, ale wejście na nią wydaje się jedynym sposobem na skuteczne zmierzenie się ze Smoleńskiem. Wciąż jesteśmy coś winni ofiarom, bo zginęły one przez traktowanie państwa polskiego jako balastu, który istnieje tylko siłą rozpędu. Na takim państwie można oszczędzać, okrajać je, godzić się na jego bylejakość, bo przecież najważniejszy jest rynek, a jak on nie działa, to powinniśmy liczyć na rodzinę. Katastrofy pewnie by nie było, gdyby w samolocie siedziała zgrana załoga, piloci byli odpowiednio wyszkoleni, nieprzepracowani i mieli poczucie, że reprezentują instytucję, w której procedury nie mogą być naruszane nawet przez wysoko postawione osoby.

Od katastrofy ekipa Tuska stara się stworzyć wrażenie, że państwo staje na wysokości zadania. Kolejne miesiące przynoszą jednak wydarzenia, które sprawiają, że z tej fasady odpada tynk: począwszy od zapewnień o zabezpieczeniu miejsca katastrofy, gdzie „turyści” znajdowali rzeczy osobiste ofiar, przez pomyłki związane z wyborem formuły współpracy z Rosjanami w śledztwie, problemy z identyfikacją ciał, po brak opieki psychologicznej nad pracownikami rozwiązanego 36 pułku lotnictwa. Każda z tych spraw przedstawiana była jako zdarzenie wyjątkowe, ale trudno dziś bronić teorii zbiegu okoliczności. Łączy je to, co łączy też katastrofę smoleńską z reformami systemu ochrony zdrowia, zmianami w wyższej edukacji czy polityką opiekuńczą – przede wszystkim ma być tanio, a ludzie jakoś sobie poradzą. Póki rządzi ta zasada, Smoleńsk słusznie będzie nas nawiedzał.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Poseł Lewicy
Poseł Lewicy, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Auto szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij