Kraj

Na czym polega #DefektDomina i dlaczego można zadawać pytania filantropce

efekt-domina-kulczyk

Filantropia Kulczyków skutecznie odwraca uwagę od potencjalnie niewygodnych aspektów działalności ich machiny biznesowej.

Na początku, dla jasności, dwie deklaracje. Nie mam nic przeciwko sytuacji, w której rodzina Kulczyków wspiera własnymi pieniędzmi ludzi, którzy tego potrzebują. Rozumiem również ludzi, którzy, będąc w trudnej sytuacji, przyjmują pomoc od Kulczyków, nie pytając o nic. Jednak obserwując ostatni rajd Dominiki Kulczyk po ścianach polskich kamienic i okładkach lajfstajlowych magazynów, dostrzegam nie efekt domina, jak zatytułowany jest jej program, a defekt domina. W zasadzie dostrzegam dwa defekty. Napisałam nawet w tej sprawie mail do Dominiki Kulczyk, ale minęło parę tygodni i nie otrzymałam odpowiedzi. A sprawa jest ważna.

Defekt pierwszy: Działalność Kulczyk Investments ma daleko większy wpływ na rzeczywistość niż dobroczynność Kulczyk Foundation.

Czy pozytywny? A czy ktoś coś słyszał na temat inwestycji Kulczyków w Afryce czy Azji? No właśnie.

Kulczyk Foundation to narzędzie społecznej odpowiedzialności biznesowej machiny pod nazwą Kulczyk Investments. Filantropijna twarz biznesu ma swój rewers – główną działalność, w której naturalnym dążeniem jest maksymalizacja zysków, niestety często bez dbałości o koszty społeczne czy środowiskowe, płacenie podatków czy przejrzystość. To drugie oblicze jest raczej ukrywane, traktowane jako prywatna działalność, a więc i prywatna sprawa.

Co ciekawe, Dominika Kulczyk, przewodnicząca Rady Nadzorczej Kulczyk Investments, mówiła w wywiadzie dla „Forbesa”: „Nie tworzymy sztucznego podziału między pomaganiem a zarabianiem, między inwestowaniem w społeczeństwo a inwestowaniem w biznes. Nie mamy z Sebastianem wątpliwości, że dzisiaj – bardziej niż kiedykolwiek – firmy muszą być odpowiedzialne. Mówię o odpowiedzialności w wielu wymiarach – w zarządzaniu, inwestowaniu, a także w działalności społecznej”. Jednak o działalności Kulczyk Investments wiemy niewiele, a od pomagania Kulczyków uginają się kamienice w całym kraju. A przecież prowadzenie własnego biznesu to nie jest już dzisiaj prywatna sprawa. Szczególnie, gdy chodzi o sektor wydobywczy, który niesie największe ryzyko dla środowiska i lokalnych społeczności zamieszkujących tereny koncesyjne. Co mówią ludzie o działalności Kulczyk Investments, w którymś z tych 30 krajów na 4 kontynentach, na terenach koncesyjnych o łącznej powierzchni ponad 260 tys. km²? Czy dyskutują o billboardzie?

Na południu Tunezji w strefie zmilitaryzowanej Kulczyk Investments działa za pośrednictwem Serinus Energy Inc. i zależnej od niej Winstar Tunisia B.V. Miejscowe i europejskie organizacje pozarządowe wskazywały, że przemysł wydobywczy nie przynosi ekonomicznych korzyści lokalnej społeczności, a wręcz blokuje zrównoważony rozwój tych terenów i pogłębia istniejące niedobory wody. Dodatkowo z racji działalności w zamkniętej strefie zmilitaryzowanej brak jakiejkolwiek publicznej kontroli nad tym, co dzieje się na terenach koncesyjnych. Byłam tam w 2015 roku i rozmawiałam z przedstawicielami miejscowej ludności oraz związków zawodowych, którzy wskazywali na działalność wydobywczą jako źródło lokalnych problemów, a nawet radykalizacji młodzieży. Z wizyty powstał film pt. Winstar Wars. W 2017 roku protesty przybrały formę blokad drogowych w regionie. Czy można było zrobić coś inaczej? Nie zadawaj pytań, patrz na billboard!

Kolejnym z przedsięwzięć Kulczyk Investment jest konsorcjum Neconde Energy Ltd., które odkupiło od Shella 45% udziału w licencji OML 42. To 814 kilometrów kwadratowych w delcie Nigru. Czy prawdą jest, o czym donoszą nigeryjskie media lokalne, że w ubiegłym roku ludzie z Forum Społeczności Lokalnych w obrębie OML 42 protestowali, zarzucając Neconde rażące łamanie umowy ze społecznościami (można przeczytać m.in. o niewypłacaniu uzgodnionego 5-procentowego udziału w zyskach) i apelowało do rządu o cofnięcie licencji? Na billboardzie zmieściłby się co prawda lider protestujących mieszkańców, Mulade Sheriff, ale… no, sami wiecie. To nie byłby słodki obrazek.

Cztery pytania, których „Wysokie Obcasy” nie zadały Dominice Kulczyk

Co więcej, w 2017 roku Neconde bez podania przyczyny odmówiła udostępnienia informacji do nigeryjskiego audytu w ramach Extractive Industry Transparency Initiative. Ta międzynarodowa inicjatywa, której stronami mogą być m.in. państwa, ma na celu podnoszenie standardów zarządzania wydobyciem surowców. Zbierane przez nią informacje nie dotyczą tylko ilości wydobywanych surowców, lecz także płaconych podatków. Należy dodać, że tylko dwie z sześćdziesięciu pięciu firm działających w Nigerii nie wzięły udziału w audycie inicjatywy będącej obecnie jednym z najlepszych standardów przejrzystości. Dlaczego? Cicho, patrz na billboard!

A skoro już jesteśmy przy podatkach: Kulczyk Investments jest zarejestrowane w Luksemburgu, który jest jednym z europejskich rajów podatkowych. Wiele z jego spółek zależnych jest zarejestrowanych w rajach podatkowych, np. wspomniany Serinus Energy właśnie zmienia siedzibę z Kanady na brytyjską wyspę Jersey, kolejny raj podatkowy. Polskie media branżowe nawet podały tą informację, tylko nie pokusiły się o wyjaśnienie, co dokładnie oznacza ten raj podatkowy. Według ONZ kraje rozwijające się każdego roku tracą ok. 100 miliardów dolarów z powodu unikania podatków przez międzynarodowe korporacje. To są pieniądze, które powinny trafiać do budżetów państw i być wydawane na usługi publiczne. Wtedy może Kulczyk Foundation nie musiałaby wspierać edukacji czy służby zdrowia w tych biednych krajach!

Kuczyński: Przez raje podatkowe wszyscy siedzimy w kieszeniach Chińczyków

A dalej są kolejne inwestycje Kulczyków w Afganistanie, Kolumbii, innych krajach Afryki i Azji Centralnej. Wszędzie tam systemy państwowe są słabe a pole do nadużyć, szczególnie w sektorze wydobywczym, ogromne. Tam chciałabym zobaczyć kolejną serię programu telewizyjnego Efekt domina. Filantropia Kulczyków skutecznie odwraca uwagę od potencjalnie niewygodnych aspektów działalności ich machiny biznesowej. Rozwijanie CSR zamiast wzięcia odpowiedzialności za swoją podstawową działalność jest nieskuteczne. Dlatego, mimo, że billboard naprawdę błyszczy, można wciąż pytać o jego rewers.

Defekt drugi: Edukacja dla empatii …do miliarderów? Tanie promocyjne chwyty skupiają uwagę, ale zamiast uwrażliwiać, wzmacniają uprzedzenia.

Dotarliśmy w końcu do tego najsławniejszego w Polsce czarnoskórego bobasa, który patrzy na nas z billboardów w całym kraju.

efekt-domina-billboard
Fot. Agnieszka Wiśniewska / Krytyka Polityczna

Każdy ma z nim jakiś problem. Bo ona źle go trzyma. Bo jakby go ratowała, ale coś jest nie tak. A dlaczego ona ma makijaż w tej Afryce. A on na golasa jest, a przecież zima. No, czepiają się.

Oczywiście można tak to podsumować. Felietonista „Wysokich Obcasów” idzie jeszcze dalej, pisząc: „Odczepmy się od Dominiki Kulczyk”. Ale ci, którzy zajmują się edukacją globalną czy antydyskryminacyjną, mają problem z przekazem Dominiki Kulczyk z powodu jego uprzedmiotawiającego i dehumanizującego charakteru. Edukacja to nie to samo co promocja. Wyczerpująco opisała to Agnieszka Bułacik w tekście Dominika Kulczyk ratuje świat. Oglądając gołe czarne dzieci, które muszą być uratowane przez mądrych białych ludzi, budujemy w sobie poczucie wyższości wobec tych Innych i przyzwyczajamy się do takiej wizji świata. Podczas gdy wizja ta jest nieprawdziwa.

Dominika Kulczyk ratuje świat

czytaj także

Dominika Kulczyk ratuje świat

Agnieszka Bułacik

Większość polskich organizacji pracujących w krajach rozwijających się stosuje Kodeks wiadomości i obrazów na temat krajów Południa, który wyznacza ich standardy komunikacji publicznej. „Wspieramy ludzi, którzy czynią wysiłek, by poprawić swoje warunki życiowe” zamiast: „Pomagamy biednym, bo bez nas nie poradziliby sobie”. Wedle Kodeksu podstawą każdego przekazu na temat ubóstwa powinna być godność pokazywanych ludzi i uczciwe pokazywanie całej sytuacji. Ludzie nie mogą być traktowani przedmiotowo, nie można pokazywać ich tak, by wzbudzać litość i sugerować, że biernie oczekują pomocy. Mówiąc wprost: robienie sobie zdjęć z nagimi dziećmi trzymanymi jak trofeum jest według Kodeksu niedopuszczalne. Co więcej, Kulczyk Foundation o tym wie!

Robienie sobie zdjęć z nagimi dziećmi trzymanymi jak trofeum jest według Kodeksu niedopuszczalne. Co więcej, Kulczyk Foundation o tym wie!

W listopadzie 2015 roku Kulczyk Foundation wypuściła materiały pt. Efekt domina. Edukacja globalna, a agencja EduNews.pl w imieniu fundacji poprosiła Grupę Zagranica oraz inne organizacje pozarządowe o promocję tego materiału. Nie było na to zgody, bo był niezgodny z Kodeksem, o czym Grupa Zagranica poinformowała fundację. Padła wtedy propozycja spotkania, w trakcie którego Kodeks wiadomości i obrazów na temat krajów Południa został zaprezentowany.

Co więcej, edukacja globalna nie tylko ma nas uwrażliwić na niesprawiedliwość, lecz także przekazać rzetelną wiedzę na temat przyczyn nierówności globalnych. A te przyczyny to m.in. unikanie opodatkowania przez wielkie korporacje czy ich nadużycia w krajach o słabych systemach państwowych.

Majmurek: Jeden procent jedzie na gapę. Pora wywalić miliarderów z pokładu

I co dalej?

Współpracą rozwojową (to lepsze sformułowanie niż „pomaganie”, bo pokazuje nam właściwe miejsce w całym procesie) zajmuję się od 2006 roku. Pierwszą afrykańską organizacją pozarządową, z którą współpracowałam, było Friends of the Earth Ghana. Może nie fundacja Rockefellera, ale dostałam swoją lekcję, za którą jestem bardzo wdzięczna. Teorię nadrobiłam na studiach podyplomowych. Od tego czasu byłam odpowiedzialna za szereg projektów rozwojowych Polskiej Zielonej Sieci w różnych wiejskich rejonach Afryki, w rezultacie których powstały i działają m.in. szkoła podstawowa, przetwórnia masła shea, centrum aktywizacji kobiet, studnie, instalacje solarne w szkołach czy biblioteka społeczna. Byłam współautorką siedmiu raportów Grupy Zagranica na temat polskiej pomocy i przez 8 lat członkinią zarządu Grupy. Od 5 lat wraz z europejską siecią CEE Bankwatch Network monitoruję skutki uboczne dużych inwestycji w krajach rozwijających się, współpracując z lokalnymi społecznościami broniącymi swoich praw, ostatnio w Kenii. Od 10 lat wspieram wraz z rodziną edukację piątki dzieci w Ghanie. Najstarsze skończą w przyszłym roku szkołę średnią, są dla mnie wzorem determinacji.

Po co te przechwałki? Żeby wzbudzić zaufanie czytających, że ze swoimi przemyśleniami nie wypadłam sroce spod ogona, nie zakrztusiłam się ziemniakami (pozdrawiam felietonistę „Wysokich Obcasów”) i nie kieruje mną zazdrość, że nigdy nie byłam w żadnym afrykańskim kraju. „Rewolucyjny” pomysł na pomaganie sprzedawany ostatnio przez Dominikę Kulczyk Polkom i Polakom, jest z powodzeniem stosowany przez większość profesjonalnych organizacji zajmujących się pomocą humanitarną, edukacją globalną czy współpracą rozwojową, a już na pewno przez te korzystające ze środków publicznych. Inwestujemy tylko w działania mające największe szanse na powodzenie. Współpracujemy z lokalnymi partnerami, którzy mają dobrze zdiagnozowane problemy oraz realistyczne plany poprawy sytuacji. Wymaga tego także Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które tylko w 2016 roku wydało ok. 38 mln złotych na projekty współpracy rozwojowej w różnych częściach świata. Co więcej, publiczne instytucje i same organizacje po paru latach wracają do miejsc, w których zainwestowane zostały publiczne pieniądze, żeby sprawdzić, czy zmiana na lepsze przyniosła trwałe efekty.

Podsumowując: w dziedzinie współpracy rozwojowej wszystkich witamy z otwartymi ramionami, bo chęć pomocy jest czymś dobrym i pożądanym. Jednakże informujemy, że obowiązują tu sprawdzone zasady, nad którymi naprawdę warto się pochylić. Po pierwsze: nie szkodzić, po drugie: pomagać z głową i w oparciu o sprawdzone metody, bo najważniejszy jest człowiek. To ostatnie często powtarza publicznie Dominika Kulczyk i tu się na pewno zgodzimy.

**
Aleksandra Antonowicz-Cyglicka – aktywistka, z wykształcenia filozofka po studiach podyplomowych SWPS na kierunku Global Development and Policy Management. Od 2006 roku związana z Polską Zieloną Siecią, gdzie koordynuje współpracę rozwojową z afrykańskimi partnerami oraz wspiera społeczności lokalne w krajach rozwijających się, których prawa są łamane w związku z inwestycjami finansowanymi przez banki rozwoju. W latach 2009-2017 pracowała w zarządzie Grupy Zagranica, obecnie reprezentuje ją w Radzie Programowej Współpracy Rozwojowej przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jest jedną z fundatorek Fundacji Artykuł 25 zajmującej się m.in. edukacją globalną w kontekście praw człowieka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij