Miasto

Normalnie

W końcu wyszedł. Nagi i czysty. Spokojny. Tym razem zaczął od peruki. Na końcu dodał kropkę nad „i”, przesuwając czerwoną pomadką po swoich wąskich ustach. W końcu jest normalnie.

„Pracownia tolerancji” to projekt edukacyjny przeznaczony dla młodzieży z łódzkich szkół średnich. Jego celem jest promowanie tolerancji wobec przedstawicieli mniejszości zamieszkujących Łódź, poprzez udział w pokazach filmowych, prelekcjach, pogadankach, warsztatach dziennikarskich i antydyskryminacyjnych. Projekt przygotowało Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego (Świetlica Krytyki Politycznej w Łodzi), trwał od września do grudnia 2012 r.

Projekt zakończył się konkursem na teksty dotyczące życia przedstawicieli mniejszości w Łodzi. Główną nagrodą była publikacja dwóch tekstów przygotowanych przez uczniów/uczennice szkół ponadgimnazjalnych. Poniżej prezentujemy jeden z nich.

Musiał pozałatwiać kilka spraw na mieście. Niby nic ważnego. Uregulowanie rachunku, odbiór paszportu, zakupy. Potrzebował nowych skarpetek. Z niewiadomego powodu ich liczba nigdy nie mogła go zadowolić.

Wstał równo minutę przed siódmą, jakby chciał być szybszy niż budzik. Zaczął od pościeli. Kołdrę złożył w kwadracik, poduszkę strzepnął. Włożył wszystko do środka, a na wierzch sofy zarzucił granatowy koc.

Przeszedł do ubierania się. Najpierw majtki. Potem koszula. Założył koszulę w niebieską kratę. Teraz skarpetki. Krótkie, białe, jeszcze nigdy niezakładane. Potem spodnie, eleganckie, w kant.
Zjadł śniadanie. Jajecznica z dwóch jajek na maśle. Do tego jedna duża nektarynka i kawa zbożowa. Poszedł umyć zęby, a potem zabijał czas czekaniem.

Gdy wskazówki pokazały godzinę dziewiątą, po założeniu krawata i marynarki wyszedł z domu. W urzędzie ustawił się w kolejce. Mimo wczesnej godziny ludzi było mnóstwo, a każdy z nich patrzył na niego, jakby był kosmitą. Zaczął się pocić. Najpierw poczuł, że dłonie plamią kartki, jakie dano mu do podpisywania. Potem, jak koszula robi się mokra. Już nie tylko pod pachami, ale i na plecach, wszędzie. Nie mógł zdjąć marynarki.

Zaczęły uginać mu się nogi.
– Co pan robi? – zapytała go nieprzyjemna urzędniczka w średnim wieku.
Nie mógł tego powstrzymać. Stał prosto, odpowiadał na pytania, a mimo to co chwila jakby w tiku nerwowym opadał pół metra w dół. Z tego wszystkiego spocił się jeszcze bardziej.
Nie pozostało mu nic innego jak uciec. Biegł najszybciej, jak potrafił. Przez pasy dla pieszych, wyminął staruszkę z psem, szkolną wycieczkę, nie wszedł do sklepu z bielizną po skarpetki ani nigdzie indziej. Biegł prosto do domu.

Dopadł drzwi na czwartym piętrze swojego bloku. Jeszcze chwila i umarłby. Nie może oddychać. Ratunku! Wślizgnął się do środka i natychmiast przekręcił zamek. Oddychał głęboko jak przestraszone zwierzę. Potem zdjął po kolei najpierw marynarkę, potem krawat, spodnie, skarpetki, koszulę i majtki. Wszedł do łazienki, by przez piętnaście minut zmywać z siebie gorącą wodą zapach perfum, jakich użył rano. Były okropne.

W końcu wyszedł. Nagi i czysty. Spokojny. Tym razem zaczął od peruki. Długie brązowe loki. Potem nałożył grubą warstwę pudru, a wielkość oczu podkreślił trzema cieniami, czarną kredką i tuszem. Z szafy wyjął rajstopy i czerwoną sukienkę. Zakładał je powoli, delektując się każdą chwilą. Na końcu dodał kropkę nad „i”, przesuwając czerwoną pomadką po swoich wąskich ustach.
W końcu jest normalnie.

 

Beata Kaczmarek – uczennica II Liceum Ogólnokształcącego im. Królowej Jadwigi w Pabianicach

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij