Miasto

Lieder: Ludzi nie można zmusić do pracy społecznej

Żeby mieszkańcy poczuli się odpowiedzialni za miasto, trzeba umożliwić im współdecydowanie.

Elżbieta Rutkowska: Jesteś kandydatką z komitetu „Gdańsk Obywatelski” na prezydentkę Gdańska. Dlaczego zdecydowałaś się wystartować w wyborach?

Ewa Lieder: Zawsze byłam działaczką. Teraz jestem przewodniczącą zarządu dzielnicy i to też jest konsekwencja moich wcześniejszych działań. Byłam aktywną, wkurzoną mieszkanką i chodziłam z równie wkurzonymi jak ja ludźmi do Biura Rozwoju Gdańska, gdzie składaliśmy uwagi do planów zagospodarowania przestrzennego, które nigdy nie były rozpatrywane. Z tego wkurzenia postanowiłam założyć radę dzielnicy, żeby móc działać skuteczniej. Nie zrobiłam tego oczywiście sama, lecz z grupą ludzi. Założyliśmy radę i byliśmy przekonani, że jej uwagi do planu zagospodarowania przestrzennego będą traktowane poważnie. Myliliśmy się. Zostało tak samo, z jedną różnicą – szybciej dostajemy informacje z urzędu miasta. Ale efekt był ten sam – nasze uwagi nie były przyjmowane. Okazało się, że rady dzielnic są traktowane tak samo jak pojedynczy mieszkaniec, czyli w sposób lekceważący. W ludziach narastała frustracja. Postanowiliśmy, że skoro zbliżają się wybory, to warto wejść do rady miasta, bo wtedy będziemy mieli większe kompetencje. Może w końcu będziemy mogli mieć wpływ na wygląd miasta.

Czyli decyzja o kandydowaniu na stanowisko prezydenta miasta wynikła z poczucia braku wpływu na władze miejskie?

Gdyby współpraca z miastem była świetna, to być może zostalibyśmy na aktualnym etapie. Ale ponieważ mieliśmy poczucie, że nikt nie słuchał naszego głosu, postanowiliśmy działać inaczej. Stworzyliśmy grupę, zaprosiliśmy do niej osoby z rad dzielnic oraz działaczy miejskich i powstał komitet wyborczy. Po miesiącach pracy nad programem, także ze specjalistami z różnych dziedzin, stworzyliśmy „Gdańsk Obywatelski”. Opracowaliśmy program i grupa wskazała mnie jako kandydatkę na prezydenta. Zgodziłam się. Przystąpiliśmy też do Porozumienia Ruchów Miejskich.

Jak pracowaliście nad programem? Zaprosiliście mieszkańców, aby wypracowali go wspólnie z wami?

Nie robiliśmy specjalnych spotkań pod hasłem: „Mieszkańcy, teraz pracujemy nad programem dla Gdańska Obywatelskiego!”. Natomiast przez cztery lata pracy w radzie i dzięki wielu spotkaniom z mieszkańcami doszliśmy do takich wniosków, jakie mamy w programie. Konsultowałam program także z wieloma ekspertami i ekspertkami, m.in. w kwestiach związanych z planowaniem przestrzennym i edukacją. Poszczególne punkty programu były omawiane na spotkaniach komitetu i zatwierdzane wspólnie przez kandydatów i kandydatki.

Program jest bardzo szeroki i zawiera wiele zagadnień – zdrowie, edukacja, ochrona zieleni, zabytków i wiele innych spraw. Czy liczysz, że poprą go, a przez to ciebie, konkretne środowiska?

Liczę na poparcie wszystkich mieszkanek i mieszkańców, którzy chcą mieszkać w wygodnym i dobrze zaplanowanym mieście.

Czyli nie zakładasz poparcia konkretnych środowisk? Nie przewidujesz, że twój program bliższy jest np. środowiskom rowerowym?

Jeżeli ktoś kandyduje na prezydenta, to powinien być dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych środowisk. Mówisz „środowiska rowerowe”, ale co to w praktyce oznacza? Czy ja, jeżdżąc codziennie rowerem, jestem częścią tego ruchu? Przyznam szczerze, że nie czuję tego, choć brałam udział w Wielkich Przejazdach Rowerowych, a dalszy rozwój infrastruktury dla rowerów jest dla mnie niezwykle ważny.

Ale twój program jest do kogoś skierowany?

Tak, jest skierowany do wszystkich mieszkańców i mieszkanek Gdańska, bo na tym właśnie polega zarządzanie miastem. W Gdańsku są dziś grupy zaniedbane i dla nich mamy konkretną ofertę, na przykład dla seniorów. Wszelkie kontrowersyjne tematy chcielibyśmy konsultować z mieszkańcami, np. organizując panel obywatelski.

Oczywiście, są kwestie, które są mi bliższe z uwagi na moje doświadczenia życiowe – przez długi czas byłam samotną matką i poczułam, na czym polega nierówność.

Czy to doświadczenie wpłynie na twoje działania w mieście?

Tak, na pewno będzie miało wpływ na moje działanie, bo ma wpływ na to, jakim jestem człowiekiem. Ale jest coś jeszcze. W tym, co robię w sprawach miasta, nie jestem sama – jest ze mną grupa bardzo różnych ludzi. Działaczy społecznych, działaczy dzielnicowych, którzy mają bardzo różne poglądy i swoje doświadczenia życiowe, reprezentują różne środowiska. Nie chcę jednak działać na zasadzie dyscypliny partyjnej. Mam nadzieję, że mieszkańcy i mieszkanki spojrzą na nasz program, posłuchają tego, co mówię, i nawet jeśli w jakimś punkcie się ze mną nie zgadzają, to przekonają się, że warto na mnie zagłosować. Nie jest dla mnie istotne, z jakiego są środowiska.

W ostatnim czasie w Gdańsku wydarzyło się wiele spraw, które wymagały wręcz zajęcia stanowiska przez różne środowiska miejskie. Niestety obserwowaliśmy „bezruch”, np. gdy przed Urzędem Miejskim w namiocie spał lokator – nikt nie wyszedł na ulicę, mało kto zajął stanowisko, i mówię tu zarówno o organizacjach, jak i mieszkańcach. Czy widzisz możliwość zmiany takiego nastawienia?

Ludzi nie można zmusić do pracy społecznej, jeżeli tego nie chcą. W Gdańsku jest obecnie bardzo wiele organizacji pozarządowych, wiele się dzieje, ale rzeczywiście, jeśli chodzi o kontrowersyjne sprawy, to jest zastanawiające, że prawie nikt nie staje w obronie słabszych i pokrzywdzonych. Myślę, że przy dobrze prowadzonej polityce mieszkaniowej i społecznej takie sprawy nie powinny się w ogóle zdarzać.

W jaki sposób planujesz skłonić mieszkańców do aktywności społecznej?

Sposobem na to, aby mieszkańcy poczuli się odpowiedzialni za swoje miasto, są procesy umożliwiające im współdecydowanie, czyli partycypacyjne. Ale nie fasadowe, lecz mądrze przemyślane.

Jeżeli jako mieszkanka miasta czujesz frustrację, że nie jesteś traktowana w urzędzie poważnie, to odechciewa ci się aktywności.

Dopóki nie będzie się brało na poważnie głosu mieszkańców, dopóty nie będą chcieli się angażować. Dodatkowo ludzie angażują się najczęściej w sprawy, które dotyczą ich bezpośrednio. I to im wystarczy. Jeżeli na przykład wkurza mnie, że coś się dzieje przed moim domem, to przyjdę na spotkanie, o ile będą miała wpływ na to, co się potem stanie. Na przemyślane wnioski, a potem konkretne działania.

Czyli zaangażowania w sprawy miejskie trzeba budować na wkurzeniu?

W moim przypadku tak było, mam jednak nadzieję, że gdy będę prezydentką, to aktywność mieszkańców i mieszkanek będzie wynikała z dobrze prowadzonych konsultacji społecznych.

Twoje wkurzenie na Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska od 16 lat, jest tak duże, że postanowiłaś zostać kandydatką na najwyższy urząd w mieście. Co twoim zdaniem jest jego największym błędem?

Nacisk na wielkie inwestycje zamiast na jakość. Chciałabym także jak najszybciej skończyć z arogancją prezydenta i jego zastępców i zacząć budować zaufanie społeczne. Za błąd uważam również konkurowanie z innymi miastami, np. Gdynią. To ciągłe ściganie się nie jest nikomu potrzebne, niczego nie buduje. Zamiast się ścigać, lepiej jest współpracować. Warto wspólnie ustalić, czego potrzebujemy, w co razem możemy zainwestować. W Trójmieście warto współpracować chociażby w kwestii transportu. Gdańsk wywarza także otwarte drzwi przez to, że nie czerpie z doświadczeń innych miast.

Jak chcesz uporać się z arogancją władz miasta?

Po prostu nie będzie ode mnie przyzwolenia na aroganckie traktowanie mieszkańców przez urzędników. Sama już teraz, jako przewodnicząca zarządu dzielnicy, dbam o dobre relacje z mieszkańcami. Chciałabym, aby przykład szedł z góry.

Kolejna konieczna kwestia to umiejętność poznawania opinii mieszkańców – czego oczekują. Tu ogromnie przydatnym narzędziem jest wspomniany panel obywatelski. Działa on podobnie jak ława przysięgłych w USA. Jeśli taka grupa będzie dobrze dobrana, a całość dobrze poprowadzona, to jest wielka szansa na skorzystanie ze zbiorowej mądrości. Przekłada się to na przemyślane i sprawiedliwe decyzje.

Jakiego miasta byś chciała, jaka jest twoja wizja Gdańska?

Chciałabym, aby Gdańsk był miastem, w którym dobrze się mieszka na co dzień. Proponuję więc mniej pomników, a więcej małych inwestycji, zieleni, więcej miejsc do uprawiania sportu, basenów. To miasto przyjazne mieszkańcom, którzy po pracy chcą odpocząć w swojej okolicy, ale po którym można się sprawnie poruszać. Chciałabym, aby młodzież miała więcej miejsc do rekreacji. Zależy mi na usprawnieniu transportu publicznego, na jakości kształcenia w szkołach publicznych, a w nich na skutecznym programie przeciwdziałania przemocy fizycznej i psychicznej. Dodam, że nie jestem zwolenniczką prywatyzacji szkół.

Jeżeli chodzi planowanie przestrzenne, szczególnie ważna jest dla mnie ochrona pasa nadmorskiego. Od dawna walczymy o to, aby nie został zabudowany wieżowcami, gdyż chcemy zachować jego obecny charakter. Z całego Gdańska przyjeżdżają tam mieszkańcy, żeby odpoczywać, pójść na spacer, popatrzeć na ptaki. Moim zdaniem jest to ważne dla jakości życia w mieście.

Jakość życia w mieście to również mieszkania. Czy uważasz, że warto zmienić politykę mieszkaniową Gdańska?

Oczywiście, trzeba ją zmienić. Pan prezydent chwali się zbudowaniem w ostatnim czasie 17 tys. mieszkań. Zbudowali je jednak deweloperzy, więc zasługa prezydenta jest niewielka. Mnie natomiast zależy na zmianie wizerunku budownictwa komunalnego. Ten zły PR ciągnie się od wielu lat, o co postarał się wiceprezydent Maciej Lisicki.

Ważne jest moim zdaniem budowanie mieszkań komunalnych na wynajem, by ludzie nie uciekali do innych miast lub na przedmieścia.

Nie wszyscy pracujemy w korporacjach, pracujemy też w małych firmach, instytucjach czy organizacjach pozarządowych. Zarabiamy średnio lub mało, lecz również mamy prawo do tego, by mieszkać dobrze. Nie wszystkich stać na to, żeby wziąć kredyt i kupić mieszkanie od dewelopera. Jeżeli natomiast będzie możliwość wynajęcia od miasta przyzwoitego mieszkania za dobrą cenę, to ludzie zrobią to i nie będą musieli wyprowadzać się za miasto, gdzie są tanie mieszkania, ale i długa droga do pracy. Chciałabym, aby mogli wynająć mieszkanie od miasta, gdzieś w centrum lub w jego okolicach i dzięki temu będą mieli wszędzie blisko.

Od 4 lata jesteś przewodniczącą zarządu dzielnicy Gdańsk Wrzeszcz Dolny. Masz wystarczające doświadczenie, żeby zarządzać miastem?

Czuję, a nawet wiem, że jestem na tyle kompetentna, aby zarządzać Gdańskiem. Oczywiście, nie jestem ekspertką we wszystkich dziedzinach, ale właśnie po to są specjaliści, a ja naprawdę słucham doradców. Mamy dobrych fachowców w Gdańsku i wielu mądrych urzędników. A dzięki pracy w radzie wiem, jak działa miasto od środka, gdzie są problemy.

A co jest najistotniejsze?

Umiejętność pracy w zespole. Ważne jest też to, że staram się zachowywać powściągliwość w kwestiach światopoglądowych. Jasne, że mam swoje poglądy. Moja droga życiowa wpływa na to, jakim jestem człowiekiem, jak pracuję, jaką jestem szefową. Ale nauczyłam się właśnie w radzie, żeby nie zrażać do siebie ludzi, którzy mają inne poglądy ode mnie. Bo celem jest coś innego celem jest sprawne funkcjonowanie miasta.

Czyli bliskie jest ci hasło Porozumienia Ruchów Miejskich „ani w prawo, ani w lewo”? W mieście nie robi się polityki?

Polityka miejska to także polityka. Chodzi jednak o to, że można iść z flagą i wymachiwać swoimi poglądami. Tyle tylko, że w ten sposób niewiele się załatwi. A ja bym chciała zacząć w końcu skutecznie załatwiać sprawy. Chodziłam na Manify i one dają dużo adrenaliny. Ale efektów nie widać. A ja właśnie chciałabym osiągać efekty. Dlatego chciałabym zostać prezydentką i zacząć zmieniać politykę miasta, między innymi w kwestiach społecznych.

Ale czemu ta zmiana może się dokonać tylko wtedy, gdy mówisz, że jesteś apolityczna? Przecież ludzie głosują, np. na PO, z której wywodzi się Adamowicz będący prezydentem od wielu lat.

Wiele osób alergicznie reaguje na prawicę, a inni z kolei na lewicę. A my jesteśmy na dobrą sprawę w centrum. Moje podejście w tej kwestii jest podyktowane doświadczeniami życiowymi – byłam działaczką po prawicowej i po lewicowej stronie. Stwierdziłam jednak, że najlepsze efekty daje nieprzypinanie sobie etykietki. Działający ze mną ludzie mają różne poglądy, ale to dzięki ich pracy przygotowaliśmy w Dolnym Wrzeszczu budżet obywatelski i ich światopogląd nie był tu istotny.

Jakie ma to znaczenie, czy jestem lewicowa czy prawicowa? Sprawy i tak załatwiam ze wszystkimi.

Ewa Lieder ‒ gdańszczanka, ma 46 lat, męża i trójkę dzieci. Od 12 lat mieszka z rodziną we Wrzeszczu. Skończyła Bałtycką Wyższą Szkołę Humanistyczną na kierunku zarządzanie i marketing ze specjalizacją zarządzenie finansami. Przez ostatnie lata zawodowo zajmowała się księgowością i ubezpieczeniami. Od czterech lat jest przewodniczącą zarządu dzielnicy Dolny Wrzeszcz, w której doprowadziła do wprowadzenia, po raz pierwszy w Gdańsku, budżetu obywatelskiego na poziomie dzielnicy. Jest współzałożycielką komitetu Gdańsk Obywatelski, który wchodzi w skład Porozumienia Ruchów Miejskich.

***

Wybory samorządowe, którym z reguły poświęca się najmniej miejsca w ogólnopolskich mediach, są jednocześnie najbliższe ludziom i choćby z tego względu warto o nich mówić. Tegoroczne, listopadowe, będą wyjątkowe z wielu względów – pokażą siłę ugrupowań alternatywnych, krytykujących polityczny mainstream z prawej i lewej strony, a także rozstrzygną o taktyce, którą przyjmą główne partie w przyszłorocznych kampaniach: parlamentarnej i prezydenckiej. Nas najbardziej interesuje jednak nie los poszczególnych partii, ale pytanie, czy te wybory zmienią jedynie polityków, czy sam model uprawiania polityki – wprowadzając nowe postulaty, oddając głos ludziom, uprawniając oddolne i niehierarchiczne metody? Czego brakuje dzisiejszej polityce na poziomie lokalnym i jak można ją zmienić? I kto może to zrobić, tak aby skutki odbiły się na polityce w ogóle? O to chcemy pytać aktywistki, ekspertów, polityczki, działaczy i ludzi kultury.

Czytaj także:

Szczepan Kopyt: Od miasta chcę tego, co wszyscy

Jakub Dymek, Lekcje Franka Underwooda

Maciej Gdula, Apoteoza Joanny Erbel

Marcin Gerwin, Strzeż się miejskich aktywistów!

Michał Syska: To nie SLD blokuje lewicę

Tomasz Leśniak:  Nie chcemy wejść w buty dotychczasowej władzy

Witold Mrozek, Ja, Kononowicz [polemika]

Agnieszka Wiśniewska, Kibicuję i pytam

Joanna Erbel: Skończmy z manią wielkości w Warszawie!

Igor Stokfiszewski, Szansa na inną politykę

Witold Mrozek, Róbmy politykę!

Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego

Maciej Gdula, Erbel do ratusza!

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij