Miasto

Erbel: Teatry, skłoty, stołówki

Brak przejrzystych reguł podejmowania decyzji, brak polityki kulturalnej, mieszkaniowej i społecznej. O rosnącym sprzeciwie różnych środowisk wobec obecnej polityki władz Warszawy pisze Joanna Erbel.

We wtorek, 27 marca 2012 r., w bliskiej odległości czasowej i przestrzennej (ok. 500 m) odbyły się dwa pozornie tylko niezwiązane ze sobą wydarzenia: o godz. 11.00 w Teatrze Dramatycznym konferencja prasowa ludzi teatru a o godz. 13.00 w Urzędzie Dzielnicy Śródmieście spotkanie urzędników ze skłotersami z nowopowstałego skłotu Przychodnia przy ul. Skorupki 6a. Ludzie teatru żądali bardziej przemyślanej polityki teatralnej. Skłotersi – prawa do pozostanie w budynku, z którego dzień wcześniej próbowała wyrzucić ich policja oraz przemyślanej polityki mieszkaniowej. 


Choć mogłoby się zdawać, że postulaty wysuwane przez ludzi kultury są czymś zupełnie innym niż żądania skłotersów i ruchów lokatorskich, mają one wyraźny wspólny mianownik – jest to sprzeciw wobec polityki władz miasta, które kierują się logiką zysku, a jednocześnie całkowicie pomijają potrzeby mieszkańców i mieszkanek miasta, nawet jeśli są one bezpośrednio wyrażane w ramach petycji, apeli czy protestów. Najważniejsze hasło towarzyszące protestom środowiska teatralnego „Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem” przypomina anarchistyczne zawołanie znane z demonstracji lokatorskich: „Miasto to nie towar”.  


Zarówno ludzie teatru, jak i skłotersi oraz ruchy lokatorskie nie godzą się na to, żeby kluczowe decyzje dotyczące ram ich działania zapadały ponad ich głowami, i żądają wspólnego wypracowania nowych procedur. Środowisko ludzi teatru domaga się tego, żeby urzędnicy mianujący dyrektorów scen byli potem z tego rozliczani i aby etat dyrektora teatralnego nie był traktowany jak ciepła posada dla osób powiązanych z lokalną władzą, dla których partia szuka tymczasowego zatrudnienia. Chodzi o wprowadzenie zmian systemowych odpowiadających charakterowi działania teatru. 


W przypadku rozmów wokół Przychodni ważną kwestią podkreślaną przez obecnych również była zmiana procedur zarządzania miastem. Chodziło o uspołecznienie procesu podejmowania decyzji i zmiany na poziomie rady miasta, które umożliwiłyby wprowadzenie mechanizmów umożliwiających mieszkankom i mieszkańcom danej okolicy decydowanie o komunalnych pustostanach znajdujących się na danym terenie. Nie jest to nowy postulat. Pojawiał się on wcześniej w ramach dyskusji o przyszłości lokalu po dawnym barze mlecznym Prasowy, kiedy grupa obrońców i obrończyń Prasowego domagała się włączenia do komisji decydującej o wyborze najemcy również przedstawicieli i przedstawicielek zainteresowanych mieszkanek i mieszkańców. Ostatecznie nie udało się stworzenie takiej komisji ze względu na ograniczenia prawne (o ostatecznym wyborze najemcy decyduje Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami, wybierając najdroższą ofertę), których na poziomie dzielnicy nie można było zmienić. Strona społeczna została zaproszona do współtworzenia kryteriów do konkursu (lub przetargu) profilowanego na bar mleczny. Prace nad kryteriami nadal trwają.   


Kluczowym postulatem, jaki pojawił się w czasie wtorkowych rozmów o przyszłości nowego skłotu, było powołanie Okrągłego Stołu Mieszkaniowego oraz rozpoczęcie poważnych rozmów ze środowiskami lokatorskimi na temat polityki miejskiej. Okrągły Stół Mieszkaniowy jest ciałem złożonym z przedstawicieli i przedstawicielek ruchów lokatorskich, innych ekspertów i ekspertek oraz władz miasta odpowiedzialnych za politykę mieszkaniową. Jest to formuła, która pozwala na demokratyzacje podejmowanych decyzji i większą kontrolę społeczną nad sposobem zarządzania miejskim zasobem lokalowym. W czasie spotkania w urzędzie kolektyw Przychodnia z dystansem odnosił się do propozycji wiceprezydenta Paszyńskiego, który zaoferował, że poszuka im innego lokalu. Podkreślali, że zajęli ten budynek, żeby zapobiec jego degradacji i pokazać, że ZGN źle zarządza zasobem komunalnym. Mówili również o dużym poparciu, jakie mają ze strony lokalnych mieszkańców, którzy kibicują im walce o pozostanie w tym budynku. Nacisk środowiska skłotersów na szukanie systemowych alternatyw pokazuje, że nie chodzi im jedynie o stworzenie alternatywnej enklawy w Śródmieściu Warszawy, w której będą mogli działać, ale przede wszystkim na zwrócenie uwagi na szerszy problem: kwestie reprywatyzacji, braku polityki mieszkaniowej, niszczejące pustostany, brak ochrony lokatorów. Jedna Przychodnia to znacznie za mało w obliczu dramatów ludzi eksmitowanych, którym władze miasta nie zapewniają prawa do dachu nad głową.


Tak jak skłotersi i ruchy lokatorskie zaczynają mówić jednym głosem i nie godzą się na rozwiązania forsujące interes poszczególnych grup kosztem ogółu, tak też dużym przełomem było również zjednoczenie się środowiska i wspólne wystosowanie publicznego Listu przeciwko degradacji polityki kulturalnej. Jak podkreślają autorzy i autorki listu, po raz pierwszy od czasu stanu wojennego środowisko stara się mówić jednym głosem. Już nie chodzi o losy konkretnej sceny czy o wysokość dotacji na określony konkurs czy festiwal, ale o kłopoty, z którymi borykają się wszystkie publiczne instytucje kultury. Budżet teatrów warszawskich został w tym roku obcięty o 12 procent, a te pieniądze zostały przeniesione do budżetu promocji miasta. Obniżono również z 91 do 80 milionów dotacje dla teatrów. Władze miasta nie zdają sobie chyba sprawy, że dobra kultura skuteczniej promuje miasto niż nawet najlepsza kampania promocyjna. 


Analogii pomiędzy postulatami ruchów lokatorskich i skłotersów oraz ludzi teatru, albo szerzej ludzi kultury, jest więcej. Zła polityka miasta i brak decyzji w kluczowych momentach doprowadziły do tego, że jak pisał Roman Pawłowski, zamiast planowanego Nowego Teatru – centrum kutltury z teatrem, salami wystawowymi i ośrodkiem edukacji – ma powstać prowizorka w dawnym garażu Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Nie powstała również inna flagowa instytucja kulturalna, czyli Muzeum Sztuki Nowoczesnej na pl. Defilad, w którego budynku poza samym muzeum miał znaleźć miejsce TR Warszawa. Tu budowę dodatkowo utrudnia nieuregulowana sytuacja własnościowa gruntu pod muzeum. Dokładnie z tego samego powodu władze miasta odmawiają inwestycji w zasób komunalny i wynajmu mieszkań w budynkach, do których są roszczenia (takim budynkiem jest również zeskłotowana Przychodnia). Publiczne instytucje kultury, tak samo jak skłotersi czy tysiące osób mieszkających w Warszawie są zagrożone bezdomnością, ponieważ władze miasta przedkładają zysk ekonomiczny i prawo do swobodnego korzystania z własności prywatnej nad interes publiczny. Nie chodzi mi tutaj o to, żeby wywłaszczać osoby będące właścicielami prywatnych zagospodarowanych budynków, ale żeby uznać, że konieczne jest wytworzenie nowych systemowych rozwiązań, które regulowałyby kwestie reprywatyzacji. I o to, żeby wypracować je z zainteresowanymi mieszkankami i mieszkańcami a w przypadku instytucji kultury – z przedstawicielkami i przedstawicielami środowisk twórczych. Jesteśmy gotowi na takie rozmowy.  


Wspólnym postulatem mogłaby być również poprawa warunków pracy. Obniżanie kosztów często powoduje redukcję etatów i wprowadzanie umów śmieciowych. Dotyczy to wszystkich instytucji publicznych – od teatrów, przez uczelnie po szkolne stołówki, w których od kilku tygodnia toczy się batalia o zaprzestanie procesu prywatyzacji. Outsourcing usług, które wydaje się racjonalny, bo tańszy, stwarza również wiele okazji do nadużyć, w tym szczególnie łamania praw pracowniczych i przenoszenia kosztów ubezpieczenia na pracownice i pracowników.  
Jeśli chcemy żyć w przyjaznym mieście, które poważnie traktuje kwestię zapewniania prawa do mieszkania, oferuje szeroki dostęp do zróżnicowanej oferty kulturalnej, przyjazną przestrzeń publiczną, szeroka ofertę gastronomiczną, również dla uboższych grup i społecznych i promuje rozwiązania chroniące prawa pracownicze musimy mówić jednym głosem – skłotersi, lokatorzy, ludzie kultury, stołówkowcy, kucharki, aktywiści i wszyscy inni, którzy walczą w różnych sposób o prawo do miasta, kultury, mieszkania i godnej pracy.  


Miejmy nadzieje, że utworzenie takiego frontu jest tylko kwestią czasu. Jego zaczątki już istnieją. Środowiska się jednoczą. W piątkowym (23 marca) marszu w obronie skłotu Elba i przeciwko jego nielegalnej ewikcji szło 2 tysiące osób. Wśród nich byli nie tylko bywalcy i bywalczynie skłotu, ale również inni oburzeni aspołeczną polityką miasta. Symboliczna była obecność podczas konferencji prasowej ludzi teatru Henryki Krzywonos i jej wezwanie: „Jeśli będziecie robić strajk, to dajcie mi znać”. Pokazała ona, że tym, czego potrzebujemy, nie jest kolejna środowiskowa debata ani powołanie kolejnego pełnomocnika czy pełnomocniczki do reprezentowanie tego czy tamtego środowiska w mediacjach z władzami, ale właśnie strajk generalny – masowy protest przeciwko obecnej polityce władz miasta.


Najbliższa okazja do wspólnego protestu już w najbliższą sobotę (31 marca 2012) w ramach Dnia Gniewu Społecznego. Demonstracja przeciw cięciom socjalnym i antyspołecznej polityce rządu ruszy o godz. 13.00 z pl. Zamkowego.  

 

Poniżej zdjęcia z marszu i happeningu w obronie Elby oraz akcji „Woku niedzielny obiad za «co łaska»” na skłocie Przychodnia.

 

{gallery}fotorelacje/erbelskloty{/gallery}

 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij