Kraj

Krawczyk: Chung Hong, historia wciąż bez epilogu

Na co mogą liczyć byli pracownicy podwrocławskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej? Pewne jest tylko to, że mija właśnie rok, odkąd weszli na drogę sądową.

Do Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Biskupicach Podgórnych pod Wrocławiem dojeżdża codziennie kilkadziesiąt autobusów pracowniczych. Wyjeżdżają głównie z Wałbrzycha, Nowej Rudy, Wrocławia. Część z nich kończy kurs na ulicy Innowacyjnej 4, pod fabryką Chung Hong, w której produkowane są ekrany do telewizorów LG.

W czerwcu zeszłego roku jeden z pracowników Chung Hong został dyscyplinarnie zwolniony. W odpowiedzi w fabryce wybuchł strajk. Dzisiaj większość jego uczestników nie pojawia się już na Innowacyjnej 4. Raz na kilka miesięcy obecni są za to na rozprawach przed Sądem Pracy.

Gdzie ci anarchiści?

W prasie sprawa przedstawiana była sensacyjnie: anarchiści przejęli zakład, a cała akcja inspirowana jest przez doktorantkę socjologii, która zatrudniła się w fabryce tylko po to, żeby podburzyć ludzi do strajku. Strajkujący nie zaczytywali się jednak w pismach Bakunina i Kropotkina, tylko w Kodeksie pracy i Ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Ich dziewięciodniowy strajk poprzedziła znacznie mniej medialna walka o swoje prawa – najpierw o możliwość założenia związkowej komisji zakładowej, później o związkową tablicę ogłoszeń. Kiedy zorientowali się, że składane przez nich pisma nie odnoszą żadnego skutku, postanowili wejść w spór zbiorowy, który trwał kilka miesięcy. Dopiero potem zdecydowali się na ostateczny krok, czyli strajk.

Małgorzata Maciejewska, doktorantka socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, rzeczywiście zatrudniła się w fabryce – we współpracy z Think Tankiem Feministycznym prowadziła badania metodą obserwacji uczestniczącej i w ich efekcie opublikowała raport obrazujący warunki pracy w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Co więcej, Maciejewska jest również członkinią Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, który rozpoczął strajk w Chung Hong. Opowieść o rewolucji zaimportowanej wprost z uniwersyteckich ław do fabryki psuje jednak fakt, że Maciejewska była zatrudniona w fabryce tymczasowo – tylko do grudnia 2011 roku.

28 czerwca 2012 roku od linii produkcyjnej w Chung Hong odeszło 29 osób. Była to odpowiedź na dyscyplinarne zwolnienie Krzysztofa Gazdy, który kilka dni wcześniej przeprowadzał w fabryce referendum strajkowe. Zdecydowana większość jego uczestników, blisko 90 procent, opowiedziała się za strajkiem. W chwili zwolnienia Gazda był przedstawicielem związku zawodowego i prowadził spór zbiorowy z pracodawcą. Był też jedną z „osób szczególnie chronionych” w zakładzie pracy, czyli takich, które związek wskazał jako swoich reprezentantów. Pracodawca nie może ich zwolnić bez uzyskania zgody komisji zakładowej.

Lokaut czy nielegalny strajk?

Miesiąc po strajku spotkałem się z Gazdą w Nowej Rudzie. Mimo że był bez pracy, z „dyscyplinarką” w ręku i wiedział, że czeka go długa walka w sądzie, uważał, że to, co zrobił w Chung Hong, było dobre. Chętnie opowiadał o tym, jak wyglądało samo zwolnienie.

Przedstawiciele zarządu fabryki wsiedli w samochód i przyjechali do Nowej Rudy, gdzie mieszka, żeby wręczyć mu zwolnienie bez obecności innych pracowników. Spotkali go dopiero w autobusie, bo pomylili drogę. – Kazali mi wyjść z autobusu i przyjąć zwolnienie. Odmówiłem, więc jeden z nich zaczął mnie wypychać do wyjścia. Ktoś ma to chyba nagrane nawet na komórce.

Z 29 osób, które podjęły strajk w obronie Gazdy, 24 zostały zwolnione dyscyplinarnie. Inicjatywa Pracownicza twierdzi, że pracodawca zastosował lokaut – wyrzucił z pracy związkowców w trakcie trwania strajku – co zgodnie z polskim prawem jest nielegalne. Kierownictwo Chung Hong z kolei twierdzi, że sam strajk był nielegalny.

Walka – i ugody

Związkowcy w Chung Hong domagali się między innymi przywrócenia Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, transportu dla pracowników dojeżdżających ze Strzelina, ustalenia limitu nadgodzin i podwyżki płac dla wszystkich pracowników o 300 zł. Podania i pisma nie pomogły. Negocjacje w czasie trwania sporu zbiorowego również nie dawały nadziei na poprawę warunków pracy. Dopiero po stłumionym strajku pracodawca zdecydował się wprowadzić premię frekwencyjną w wysokości ok. 350 zł. Skorzystali z niej pracownicy, którzy nie zaangażowali się w działalność związku zawodowego.

W Nowej Rudzie i Wałbrzychu, gdzie mieszka większość byłych pracowników i pracownic Chung Hong, bezrobocie sięga 20 procent – zwolnienie dyscyplinarne praktycznie przekreśla możliwość znalezienia legalnej pracy.

Zwolnieni pracownicy pozwali pracodawcę do sądu. Domagają się wypłaty odszkodowań i anulowania zwolnień dyscyplinarnych. Rozprawy przed Sądem Rejonowym we Wrocławiu rozpoczęły się trzy miesiące po strajku. Wcześniej przedstawiciele pracodawcy starali się rozwiązać konflikt poza salą sądową. Przed pierwszą rozprawą udało im się przekonać jedną ze strajkujących, żeby zrezygnowała. Wróciła do fabryki i pracuje tam do dziś. Ma bardzo krytyczny stosunek do związku.

W ciągu roku od wydarzeń w strefie na ugodę zdecydowała się ponad połowa zwolnionych pracowników. Kwoty, które im zaproponowano, wynoszą od kilkuset do dwóch tysięcy złotych i są uzależnione od warunków, na których byli zatrudnieni. Reszta przyjeżdża na rozprawy często z miejscowości oddalonych od Wrocławia kilkadziesiąt kilometrów. Dla tych, którzy mimo wszystko znaleźli pracę, oznacza to przymus wzięcia wolnego dnia; dla bezrobotnych – spory wydatek na bilety. Związek zawodowy założył fundusz strajkowy, na który spływają dobrowolne wpłaty na wsparcie dla walczących w sądzie.
 

Krzysztof Gazda w Sądzie Rejonowym we Wrocławiu

Obecnie toczy się 11 spraw, w których bierze udział 13 zwolnionych związkowców. Równolegle do rozpraw przed Sądem Pracy toczy się śledztwo w prokuraturze. Przedstawiciele Chung Hong złożyli doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżają pracowników o zorganizowanie nielegalnej akcji strajkowej, za co grozi odpowiedzialność karna. – Zgodnie ze zwyczajem nie wydaje się wyroków w sprawach cywilnych, jeżeli prowadzone jest śledztwo w sprawie karnej, którego wyniki mogłyby wpłynąć na wyrok. Dlatego nie liczymy na szybkie rozstrzygnięcie tej sprawy – komentuje Piotr Krzyżaniak, członek krajowej komisji OZZIP.

Tajne przez poufne

Kiedy prawie trzydzieścioro związkowców strajkowało przed ogrodzoną fabryką, mogli liczyć na zainteresowanie mediów. Procesy sądowe nie są już wystarczająco atrakcyjne. – Przyjechali ludzie z telewizji i narzekali, że nic ciekawego się nie dzieje. Jeden namawiał mnie, żebym potrząsł trochę płotem, poprzepychał się z ochroną, bo chciał mieć nagraną taką akcję – opowiadał kilka tygodni po strajku jeden ze związkowców we wrocławskiej kawiarni Falanster.

Gdy odbywała się druga rozprawa Krzyszota Gazdy, pod Sądem Rejonowym we Wrocławiu zebrało się kilkanaście osób. Potem próbowali wejść na salę w charakterze publiczności. Miałem zamiar filmować zarówno pikietę, jak i przebieg rozprawy. Na schodach sądu zatrzymał mnie policjant: sprawdził legitymację prasową, dokumenty, przepytywał, gdzie zamierzam opublikować nagranie. Od pracownicy sądu dowiedziałem się, że na korytarzu można nagrywać materiał, ale… jest to płatne. Poszukując cennika nagrań – w publicznej instytucji! – dotarłem do działu administracji. Tam z kolei usłyszałem, że „przecież to jest sąd, proszę pana, różni ludzie się tutaj kręcą” – i że jedynie pani prezes może wydać zgodę na nagrywanie. Nagrywania rozprawy kategorycznie odmówiła prowadząca rozprawę sędzia – mimo że zgodnie z odpowiedzią Ministerstwa Sprawiedliwości na interpelację posła Krzysztofa Brejzy sąd nie ma prawa odmówić nagrywania rozpraw cywilnych.
 

Pikieta pod Sądem Rejonowym we Wrocławiu przed rozprawą Krzysztofa Gazdy, 28 czerwca 2013

Większość rozpraw związkowców jest utajnionych na wniosek przedstawicieli Chung Hong. Te, które prowadzone są w trybie jawnym – tak jak rozprawa Gazdy – odbywają się w pomieszczeniach, które praktycznie nie przewidują miejsc dla publiczności. Słyszałem o przypadkach, gdy krzyczano na uczestników procesu, a nawet wyłączono sądową kamerę.

Prawa prawników, prawa pracowników

Wszystkie sprawy przeciwko zwolnionym dyscyplinarnie pracownikom Chung Hong prowadzi spółka JP Weber Dudarski. W czasie sporu zbiorowego poprzedzającego strajk doradzała dyrektorom fabryki. Reprezentuje również interesy innej fabryki LG Electronics w ramach prac Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego.

W maju 2013 roku Inicjatywa Pracownicza otrzymała pismo od kancelarii. Prawnicy domagali się oficjalnych przeprosin za zdanie, które znalazło się w biuletynie Inicjatywy Pracowniczej: „Można uznać, że jedną z ich [JP Weber] profesji jest pomoc w tłumieniu protestów pracowniczych”. Związkowcy zdecydowanie odmówili, proponując jednocześnie publiczne spotkanie z przedstawicielami kancelarii na temat praw pracowników i pracodawców w Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Nie otrzymali odpowiedzi.

Według związkowców prawnicy reprezentujący Chung Hong próbują namawiać ich do zawierania ugód z pominięciem adwokat z reprezentującej zwolnionych. –  Jeżeli tak jest, to wbrew etyce adwokackiej – komentuje Piotr Krzyżaniak.

„Możemy poszczycić się wieloletnim doświadczeniem w rozwiązywaniu najważniejszych problemów, na które napotykają w Polsce zarówno krajowi przedsiębiorcy, jak również zagraniczni inwestorzy” – piszą o sobie prawnicy z JP Weber. Kancelaria oferuje między innymi „negocjacje ze związkami zawodowymi, zabezpieczanie interesów pracodawcy w stosunku do pracowników”.

Skargi, pikiety, rozmowy

W zeszłym roku związkowcy zorganizowali kilka pikiet pod Agencją Rozwoju Przemysłu we Wrocławiu. Przez kilka godzin okupowali też warszawską siedzibę ARP. Wszystkie skargi i zażalenia kierowane pod adresem Agencji spotykają się z jedną odpowiedzią: obrona praw pracowniczych nie leży w jej kompetencjach. A przecież to właśnie ARP odpowiada za funkcjonowanie Specjalnych Stref Ekonomicznych – gwarantuje szczególne warunki przedsiębiorcom, nie poświęcając żadnej uwagi prawom pracowników.
 

Film z okupacji Agencji Rozwoju Przemysłu w Warszawie, 16 lipca 2012

Maciejewska pisała w swoim raporcie o przykładach mobbingu, omdleniach, braku odpowiedniego zabezpieczenia przed szkodliwymi warunkami pracy. Związkowcy potwierdzają, że często zdarzało im się brać „szesnastki” – czyli pracować ciągiem przez 16 godzin, dwie całe zmiany. W zeszłym roku w SSE doszło do śmiertelnego wypadku – pracownik jednej z fabryk został przygnieciony wózkiem widłowym; pracował na nim bez odpowiedniego przeszkolenia. Związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej przyszli pod siedzibę ARP z transparentami „LG zabija!”. Kontrole Państwowej Inspekcji Pracy u w żaden sposób nie poprawiły warunków pracy w zakładach w strefie.

Podobnie zresztą jak wizyty związkowców w Sejmie. Kilka tygodni po strajku na Wiejską przyjechała grupa pracowników i pracownic z Biskupic Podgórnych. Politycy wysłuchali ich relacji i często deklarowali wsparcie. – Jak oni słuchali, jacy byli przejęci… A skończyło się jak zwykle – pokiwali głowami i wrócili do siebie, jak zobaczyli, że swoich lodów na tym nie ukręcą. Nic nie zrobili! – mówi mi rozgoryczona uczestniczka strajku.
 

Krzysztof Gazda i Wanda Nowicka w Sejmie, 17 lipca 2013

Tegoroczne obchody 1 maja we Wrocławiu, współorganizowane przez Inicjatywę Pracowniczą, odbyły się pod hasłem „Specjalne Strefy Wyzysku”. Dwieście osób niosło plakaty z rysunkiem płotu i drutu kolczastego imitującego ogrodzenia między fabrykami w Biskupicach.

Grupa SzumTV przy wsparciu Think Tanku Feministycznego nakręciła film dokumentalny o życiu pracowników i pracownic Chung Hong po strajku. Kontaktu ze związkowcami szukał nawet jeden z reżyserów – planuje nakręcić film fabularny o wydarzeniach w SSE.

Nikt was już tu nie chce

Po strajku w Chung Hong została jeszcze grupa pracowników należących do związku. Zwolnień nie dostali również ci ze strajkujących, którzy, podobnie jak Gazda, mieli status „osób szczególnie chronionych”. Pracodawca wysłał ich na półroczny płatny urlop. Dyrekcja Chung Hong wolała płacić związkowcom pieniądze za przebywanie na urlopie, niż umożliwić im powrót do fabryki.

Kiedy po sześciu miesiącach wrócili do pracy nie spotkali już znacznej części załogi, która obsługiwała linie produkcyjną w czerwcu. Większość ludzi nie wiedziała nic o strajku, a ci, co wiedzieli, odbyli już kilka „ważnych” rozmów z pracodawcą. Nie chcieli dzielić ze związkowcami hali, stołówki i szatni. Presja była na tyle duża, że kiedy było to tylko możliwe, związkowcy złożyli wymówienia.

– Przyszliśmy do pracy i już pierwszego dnia wszyscy mieli do nas pretensje, że niby pojechaliśmy sobie na wakacje, że związek się ludźmi w ogóle nie przejmował. Tłumaczyliśmy, że to pracodawca nas wysłał na ten urlop. Ale nic to nie dało – mówi Jolanta Rynda, członkini Inicjatywy Pracowniczej. – Są tam jeszcze ludzie, którzy należeli do związku, albo przynajmniej wtedy byli, ale wszyscy się boją. Nikt nie chce zostać przewodniczącym. Nie wiem, czy ich zastraszali czy nie, ale jak wróciliśmy, to dali nam jasno do zrozumienia, że nas tam nie chcą.

Związkowcom wstęp wzbroniony

Inicjatywa Pracownicza zorganizowała pod koniec czerwca demonstrację w strefie z okazji rocznicy strajku. Ulicami Koreańską, Seulską i LG Electronics, które prowadzą między fabrykami, przeszło kilkadziesiąt osób. Dyrekcja Chung Hong tak bardzo obawia się związkowców, że w dniu demonstracji wstrzymała produkcję w dwóch największych zakładach. A przy trójzmianowym systemie pozwalającym na produkcję przez całą dobę wstrzymanie maszyn to naprawdę bardzo skomplikowane i kosztowne przedsięwzięcie.

Demonstracja w rocznicę strajku na Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Biskupicach Podgórnych, 5 lipca 2013

Kilka dni przed demonstracją przyjechałem na strefę razem z członkami i członkiniami Inicjatywy Pracowniczej. Chcieliśmy rozdawać między zmianami ulotki informacyjne pracownikom wysiadającym z autobusów. Od razu podeszli do nas ochroniarze. Powiedzieli, że dostali jasne wytyczne: nie mogą nam na to pozwolić. Jeden z działaczy zaczął im tłumaczyć, że utrudniają działalność legalnego związku zawodowego zarejestrowanego w Chung Hong. Odpowiedzieli, że jeżeli nie opuścimy terenu fabryki, będą zmuszeni użyć siły. Podczas demonstracji brama do niedziałającej fabryki była zamknięta, na płocie powieszono tabliczkę „Wstęp wzbroniony”, a zbierających się przed wejściem demonstrantów pilnowało aż dziesięć radiowozów.

Wciąż bez epilogu

29 lipca w Sądzie Rejonowym we Wrocławiu odbędzie się kolejna rozprawa Krzysztofa Gazdy. Terminy pozostałych jedenastu spraw wyznaczone są do października 2013 roku. Na co mogą liczyć byli pracownicy Chung Hong? Nic nie jest pewne – oprócz tego, że minął już rok, od kiedy weszli na drogę sądową.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij