Kraj

Kaczyński zapowiada cuda

Konwencja PiS. Fot. FB @pisorgpl

Kilkaset tysięcy nauczycieli, lekarze i pielęgniarki, cały potężny sektor budżetowy wie, że kiedy rząd spełni dzisiejsze obietnice Kaczyńskiego, im już dosypać naprawdę nie będzie z czego.

 

Na dzisiejszej konwencji Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński obiecał cuda – niższe podatki dla pracowników, zwolnienie młodych z PIT, a jednocześnie „trzynastkę” dla emerytów po tysiąc złotych (przed wyborami do Parlamentu Europejskiego), 500 złotych na pierwsze dziecko (przed wyborami do Sejmu i Senatu) i transport publiczny w każdej gminie. O co tu chodzi? To bardzo proste. I bardzo niepokojące. Chodzi jak zwykle o upieczenie kilku pieczeni na jednym ogniu.

Po pierwsze, PiS chce zmiany tematu. Choć taśmy z Kaczyńskim nie przyniosły sondażowego armagedonu, temat deweloperskich biznesów Srebrnej jest ogólnie śliski, a wizerunek prezesa został lekko nadszarpnięty. W tej sytuacji warto go pokazać jako dobrego wujka, co może i nawet nie jest taki zupełnie święty, ale kogo to właściwie obchodzi, skoro przysyła prezenty. Jest w Polsce część elektoratu tak sfrustrowanego stanem politycznych elit, że zarzuty o jakieś machlojki nie robią na nim wrażenia. Bo skoro „wszyscy kradną”, to nie ma się co oburzać – warto zaś kalkulować, ile z tego będzie miał zwykły człowiek.

Po drugie, temat jest dla opozycji wyjątkowo trudny. Czego nie powie, będzie popsujzabawą. Powie, że drogo? Że kupowanie głosów? Że Polski na to nie stać? Że budżet, deficyt i „pilniejsze problemy”? Usłyszy na to mało eleganckie: „spadajcie”. Trzydzieści lat mówiliście, że się nie da, przyszedł Kaczyński, obiecał, a potem dał. Co gorsza, opozycja postawiona zostaje w sytuacji nie tylko tego, który „przyjdzie i zabierze”, bo to można od biedy neutralizować, nie licytując się już w temacie 500+ i chowając Ryszarda Petru do piwnicy. Teraz opozycja będzie tą, która „jak przyjdzie, to przecież tyle wam nie da”.

Po trzecie, to manewr trudny do ominięcia. Bo co ma zaproponować w zamian opozycja? Mówić, że Polska w Europie, że sojusznicy, że dopłaty i pieniądze na drogi? Że praworządność? Będą próbować, a jakże. Tylko że żadne fundusze strukturalne nie przebiją pieniędzy w kieszeni.

Czy opozycja ma jakąś nadzieję? Skoro PiS w sprawach socjalnych, stety czy niestety, jest jednak dość wiarygodny? Widzę mimo wszystko światło w tunelu.

PiS może czuć, że zwycięstwo mu ucieka [rozmowa z Rafałem Matyją]

Całe te wybory to będzie gra w mobilizację, a nie w przekonywanie. I teraz tak: Polacy lubią brać, ale nie kwitować – tutaj liczę na 5 milionów emerytów, co skrzętnie tego tauzena schowają do portfela, ale wiedzą dobrze, że wypłata na 3 tygodnie przed wyborami to nie przypadek. To raz.

Dwa, jest sporo grup, które nie tyle się oburzą na beneficjentów świadczeń (akurat pogarda działa mobilizująco na elektorat PiS), ile zrozumieją, że przy takich zobowiązaniach dla nich naprawdę już nie starczy. Kilkaset tysięcy nauczycieli, lekarze i pielęgniarki, cały potężny sektor budżetowy wie, że im już dosypać naprawdę nie będzie z czego (a zaraz będzie trzeba, bo „trzynastka” problemów demografii nie rozwiąże).

Trzy, tematy „cywilizacyjne”, od świeckości państwa po prawa kobiet, naprawdę mają dziś znaczenie, a obroną cywilizacji chrześcijańskiej nikogo nowego PiS nie przyciągnie, za to naprawdę licznych wyborców wkurzy i przerazi.

Jest jeszcze jedna kwestia, zupełnie na koniec. PiS związał sobie ręce twardymi zobowiązaniami, ścisłymi terminami, od kiedy te miliony monet zaczną w Polskę płynąć. Muszą być bardzo zdesperowani – w końcu jeśli ich plan się powiedzie, naście kolejnych miliardów to ich własny rząd będzie skądś musiał wziąć. Muszą też wiedzieć, że odtąd już wartkiemu strumieniowi zawiści wobec odbiorców świadczeń towarzyszyć będzie tsunami rosnących aspiracji. A tymi, bez kolejnych wrogów na horyzoncie i przykręcenia autorytarnej śruby niezwykle trudno będzie zarządzać. Utrzymanie choćby resztek liberalnej demokracji po drugim zwycięstwie PiS byłoby cudem, jakiego nie widziano od czasu wesela w Kanie Galilejskiej.

Nienawidzimy zwolenników PiS-u bardziej niż oni nas?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij