Kraj

Kolejność wykonywania działań

MON inwestuje ponad 100 mld w przemysł zbrojeniowy. Ale kto ma się zająć tymi nowymi technologiami, skoro zawodówki i technika wciąż są w kryzysie?

To jest komentarz o wojskowości, nauce i technice. Aby uniknąć ofiar, zaczniemy od sprawdzenia wiadomości z matematyki.

Ministerstwo Obrony Narodowej planuje przeznaczyć ponad 100 miliardów złotych na przemysł wojskowy. W założeniach część tych pieniędzy ma się przełożyć na rozwój polskiej nauki i techniki. Roczny budżet badań podstawowych (Narodowe Centrum Nauki) to około 1,5 miliarda złotych. Roczny budżet badań stosowanych (Narodowe Centrum Badań i Rozwoju) to około 5 miliardów złotych. Pytanie: ile lat pracy „nauki” cywilnej można opłacić za zakupy MON? Pomińmy wpływ funduszy UE (sumarycznie 1,5 miliarda złotych w naukach podstawowych i stosowanych) oraz inflacji. Warto pamiętać, że dotychczasowy budżet MON to około 30 miliardów rocznie.

Komentarz dydaktyczny do poprawnego rozwiązania powyższego zadania nie nadaje się do publikacji. Ale pamiętajcie, że im więcej bluzgów na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju.

Symbioza wojska i nauk ścisłych nie jest oczywiście niczym nowym. Chemia organiczna powstała przy okazji problemów zbrojeniowych pruskiej armii. Fizyka rozwinęła się dzięki drugiej wojnie światowej i zimnej wojnie. Spora część przemysłu amerykańskiego została zbudowana na tym fundamencie. Spora część szwedzkiej i niemieckiej socjaldemokracji również (firmy Bofors, Saab, Volkswagen i Junkers). Do dzisiaj Agencja Zaawansowanych Technologii Obronnych (DARPA) stanowi poważne źródło finansowania najlepszych uczelni amerykańskich. DARPA robi wiele dobrych i złych rzeczy, których MON nie potrafi sobie nawet wyobrazić (np. projektuje amfibię, opierając się na otwartych licencjach).

Powiązanie nauk ścisłych z przemysłem obronnym miało swoje konsekwencje w 1968 roku. Humanistyka akademicka przeżyła wtedy wstrząs nieporównywalny z naukami ścisłymi. Inżynierowie i technicy dyskutowali w ’68 raczej o atomie lub wyścigu na Księżyc. Do dzisiaj lewicowe debaty o roli nauki mają problem z wyjściem poza punkt widzenia humanistyki. Kto nie wierzy, niech sprawdzi, ile razy w książkach Edufactory i Uniwersytet zaangażowany występują słowa „fizyka” lub „technika”. Zsumowanie wyników na palcach nie wymaga korzystania z żadnej pomocnej dłoni.

Jest jeszcze jeden czynnik, który łatwo umyka. Nie ma zawodówek ani techników dla historyków lub filologów; te nauki potrzebują przestrzeni akademickiej. A w inżynierii i naukach ścisłych absolwent politechniki często współpracuje z absolwentem technikum. Spawacz ma takie samo prawo do dumy z mostu stalowego co architekt-projektant i inżynier-realizator. Projekt mostu, układ chemiczny lub kawałek stali łączy ludzi tak samo jak każdy inny obiekt kultury.

Dlatego rozwój nowych technologii to nie tylko kwestia programów badawczych, ale również zbudowanie całego zaplecza edukacyjnego. Od nauki przyrody w podstawówce po szkoły zawodowe i technika. Nie przypadkiem zimna wojna dała impuls do wypracowania nowych metod kształcenia matematycznego, fizycznego i chemicznego. Kiedy Tomasz Siemoniak, szef MON, proponuje wzrost inwestycji w przemysł zbrojeniowy, zapomina, że w przeszłości za każdym sukcesem polityki przemysłowej stał rozwój systemu edukacji, w tym średnich szkół technicznych.

Tymczasem polskie szkolnictwo zawodowe i technika dopiero podnoszą się z kryzysu po reformie 1999 roku. Selekcja edukacyjna (gorsi uczniowie do techników, lepsi na studia) zniszczyła jeden z najpiękniejszych fenomenów uczelni technicznych –  absolwenci klas matematyczno-fizycznych w liceach spotykali się w nich z absolwentami techników. Jedni byli lepsi w matematyce i fizyce, drudzy lepsi w praktyce zawodowej.

Obecny Zespół Szkół Ogólnokształcących numer 1 w Krakowie to dawne technikum komunikacyjne (elektronika, mechanika, energetyka). W latach 60. jednym z jego absolwentów był mój Tata. Wiedza matematyczna, którą wtedy uzyskał, wystarczyła mu do ukończenia WAT. Ponieważ jak zwykle brakowało miejsc pracy naukowej w sektorze cywilnym, mgr inż. Zbigniew Zaród zaczął pracę dla wojska – przy prognozach pogody, klimatologii i hydrologii.

Plany inwestycji MON zbiegły się z likwidacją dodatkowego nauczania matematyki w ZSO numer 1. Nauczycielka na własną rękę przygotowywała uczniów do studiów na politechnice. Ale dyrektor i urząd miasta oczekiwali zysków z wynajmu sali i porządku w papierach. Władze oświatowe pozbawiają w ten sposób uczniów technikum szansy na studia na politechnice. Droga awansu, z której skorzystał mój Tata, jest zamknięta dla jego młodszych kolegów.

Wolałbym rozwijać naukę i technikę cywilną (np. w kierunku zielonej rewolucji technologicznej), ale jeśli już chcemy powtarzać drogę Saaba, Junkersa czy Boeinga, to pamiętajmy o fundamentach:
– o prawach pracowniczych, które w latach rozkwitu technologii wojskowej były najsilniejsze; nie można być dobrym elektronikiem, spawaczem lub fizykiem na umowie śmieciowej;
– o równych prawach kobiet i mniejszości etnicznych, bo świetny wynalazek może powstać w głowie uchodźcy lub dziewczynki; kto nie wierzy, niech poczyta o Grace Hopper, admirałce US Navy i jednej z najlepszych elektroniczek wszech czasów;
– o wsparciu dla uczniów techników, by mogli studiować swoją dziedzinę; politechnika potrzebuje praktyków.

Bez spełnienia tych wszystkich warunków inwestowanie MON w przemysł zbrojeniowy jest po prostu nielogiczne.
Jako inżynier nie znam gorszej obelgi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Zaród
Marcin Zaród
Fizyk, socjolog
Doktor inżynier, wykładowca socjologii na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Specjalizuje się w badaniach socjologii nauki i techniki. Z pierwszego wykształcenia fizyk i inżynier OZE. Członek partii Razem.
Zamknij