Kraj

JOW-y kontratakują

PiS zapowiada zmiany w ordynacji wyborczej. Czy mają one poprawić proporcjonalność wyborów, czy raczej wynik wyborczy PiS-u?

Marcin Gerwin: Jarosław Kaczyński zapowiedział ostatnio, że chciałby zmienić sposób wybierania posłów i wprowadzić system mieszany. Na czym on polega?

Piotr Uziębło: System mieszany występuje w dwóch formułach. Pierwsza to tak zwany klasyczny system mieszany, jaki występuje chociażby na Litwie, gdzie część mandatów jest obsadzana w okręgach jednomandatowych, a część proporcjonalnie, w jednym ogólnokrajowym okręgu wyborczym. Wyborca dysponuje tam odrębnym głosem w każdym z tych okręgów. Na Litwie okręgów jednomandatowych mamy 71, natomiast w pozostałych 70 mandaty dzieli się proporcjonalnie. Może to prowadzić na przykład do takich sytuacji, że ugrupowanie, które dostaje największą liczbę głosów, nie uzyskuje największej liczby mandatów, bo źle wypada w okręgach jednomandatowych.

Drugi wariant to różnego rodzaju systemy kompensacyjne, w których mandaty uzyskane w okręgach jednomandatowych mają charakter pomocniczy. Z punktu widzenia efektu można jest zaliczyć do systemów proporcjonalnych. W systemach kompensacyjnych najpierw dzielimy proporcjonalnie wszystkie mandaty w okręgu pomiędzy ugrupowania polityczne, a potem odejmujemy od nich mandaty uzyskane w okręgach jednomandatowych. Różnica stanowi liczbę mandatów kompensacyjnych, które dane ugrupowanie uzyskuje. Jeśli ta różnica jest liczbą ujemną, wówczas pojawia się problem mandatów nadwyżkowych, czyli dodawania mandatów do okręgu. Wtedy mamy ruchomą liczbę parlamentarzystów, gdyż ustawodawca nie jest w stanie przewidzieć, czy takie mandaty wystąpią, a jeśli tak, to ile ich będzie.

A jeśli nie chcemy zwiększać liczby posłów?

Wówczas potrzebny jest jakiś inny sposób rozstrzygnięcia, co zrobić z większą liczbą mandatów przypadających danemu ugrupowaniu, niż wynika to z podziału proporcjonalnego. Można wówczas na przykład zabierać mandaty tym kandydatom, którzy uzyskali najgorszy wynik spośród zwycięzców, albo można je odjąć z puli kompensacyjnej i zabrać ugrupowaniom najmniejszym.

Co PiS chce osiągnąć, proponując zmianę ordynacji?

Motywacja może być oczywiście bardzo różna. Na dziś nie znamy szczegółów, a szczegóły są tu bardzo istotne. Nie wiadomo na przykład, jak miałyby wyglądać okręgi wyborcze. PiS, będąc partią rządzącą, może mieć bardziej rozpoznawalnych kandydatów, co daje przewagę w okręgach jednomandatowych.

Nie oszukujmy się, rozpoznawalni kandydaci łatwiej wygrywają wybory niż kandydaci mniej znani, nawet ze znanych partii.

Na Litwie partie, które wygrywają wybory, a przegrywają w okręgach jednomandatowych, to przede wszystkim partie, które opierają się na silnej pozycji lidera, a nie mają innych znanych postaci na listach.

Jak podają media, PiS testuje różne warianty systemu mieszanego. Mogą szukać wariantu, który da im największą liczbę mandatów, zamiast rozwiązania, które będzie najkorzystniejsze z punktu widzenia wyborców. Przecież nawet wyznaczanie okręgów wyborczych stwarza okazję do manipulowania wynikiem wyborów.

To prawda, klasycznym przykładem manipulacji jest wyznaczenie okręgów w obecnych wyborach do Senatu, gdzie różnica w wielkości okręgów – mierzonej liczbą osób uprawnionych do głosowania – wynosi nawet 1:3. To ogromny rozrzut. Wprowadzając system mieszany, można szukać różnych sposobów osiągnięcia zysku w okręgach jednomandatowych. Można zastosować packing, polegający na tworzeniu okręgów opozycyjnych, albo cracking, który rozrzuca wyborców opozycji do różnych okręgów, w których nie będą mieli większości.

Wystarczy też, że wprowadzi się pewne widełki, czyli możliwe odchylenie od jednolitej normy przedstawicielstwa w okręgach jednomandatowych, żeby uzyskać dużą liczbę mandatów, które przewyższałyby liczbę mandatów uzyskanych w systemie proporcjonalnym.

Co to oznacza w praktyce?

Może to oznaczać powstanie znaczącej nadreprezentacji niektórych ugrupowań w parlamencie, a niedoreprezentowanie innych. Oprócz tego można też śledzić sondaże i dopasować metodę głosowania do konkretnych wyników sondaży. Pole do popisu jest tutaj bardzo duże, gdyż system mieszany ma tyle wariantów, że w zależności od tego, co chcemy osiągnąć, można zastosować jego odpowiednią odmianę. Jeśli jednak miałby to być system neutralny, to jego wprowadzenie wcale nie jest takie nieuzasadnione.

Dlaczego?

Gdyby to zrobić na wzór niemiecki, to wyniki wyborów byłyby zdecydowanie bardziej proporcjonalne, niż to, co mamy dzisiaj w Polsce. Aczkolwiek gdybyśmy chcieli go wzorować na systemie niemieckim, to lista zamknięta, która jest tam stosowana, odbiera wyborcy możliwość wpływania na wybór osób z danej listy. Lista zamknięta oznacza, że wyborca nie ma możliwości wskazania w wyborach preferowanych kandydatów, tylko mandaty otrzymują kandydaci z listy podanej przez partię. Z punktu widzenia wyborców w Polsce, którzy przyzwyczaili się do tego, że taki wpływ mają, może to być odebrane negatywnie. Pojawia się tu ponadto wątpliwość odnośnie zgodności takiego rozwiązania z Konstytucją, a mianowicie z zasadą bezpośredniości. Z dotychczasowego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego wynika bowiem, że preferowanie kandydatów na listach jest elementem powiązanym z zasadą bezpośredniości.

Do tej pory ugrupowaniom politycznym opłacało się łączyć siły i tworzyć wspólny komitet wyborczy. Zachęca do tego obecna ordynacja.

Tak, była to premia wynikająca z metody D’Hondta i z wielkości okręgów wyborczych, w których średnio jest nieco ponad jedenaście mandatów do zdobycia.

Czy działa to w ten sposób również w systemach mieszanych? Myślę konkretnie o ewentualnym powstaniu wspólnego komitetu „Wolność, Równość, Demokracja”, z udziałem PO, PSL, Nowoczesnej, Twojego Ruchu i dajmy na to SLD. Czy w systemie mieszanym będzie się to również opłacało?

Zależy to od kilku czynników. W systemach kompensacyjnych kluczowe jest to, jaka metoda będzie służyła do podziału mandatów w części proporcjonalnej. Bo przecież i tu można wprowadzić metodę D’Hondta, która w dalszym ciągu będzie promowała największe ugrupowania polityczne. Można też wprowadzić metody bardziej neutralne, jak metoda Hagenbacha-Bischoffa czy Sainte-Laguë, jak ma to miejsce w Niemczech. Wtedy wyniki będą w miarę wierne. Jeśli spojrzymy na odchylenia od równości materialnej głosu w Niemczech, to są one bardzo niewielkie. Są one znacznie niższe niż mamy w Polsce.

Co masz na myśli, mówiąc o odchyleniach?

Mówię tutaj o liczbie głosów, która przypada na jeden mandat ugrupowania, które ma swoją reprezentację w parlamencie. Przykładowo w ostatnich wyborach w Polsce na jeden mandat PiS przypadło 24 305 głosów, zaś na jeden mandat PSL ponad dwa razy więcej – 48 742 głosy. Dla dużych ugrupowań korzystne są okręgi stosunkowo niewielkie. Przy zastosowaniu metody D’Hondta mogą one przynieść premię wynikającą ze sposobu liczenia głosów.

Czyli odchylenie od równości głosu wówczas wzrośnie?

Dokładnie tak, czego przykładem były wybory w Hiszpanii, gdzie przy małych, kilkumandatowych okręgach wyborczych, różnice były znacząco większe niż w Polsce.

Na co więc powinniśmy zwrócić uwagę, gdy PiS przedstawi projekt zmiany ordynacji?

Po pierwsze na wielkość okręgów wyborczych, gdyż jest ona kluczowa dla reprezentatywności lub niereprezentatywności podziału mandatów. Druga kwestia to metoda podziału mandatów, która zostanie wybrana. Po trzecie, jak mamy rozstrzygniętą kwestię nadreprezentacji w okręgach jednomandatowych – czy kompensacja ma charakter pełny, jak w Niemczech, czy ograniczony, jak w Szkocji czy w Walii, gdzie mandaty kompensacyjne stanowią jedynie mniejszą cześć ogólnej liczby mandatów. W Szkocji jest to 43,4%, a w Walii 33,3%. I wreszcie rzecz też niezwykle istotna, czyli jak będzie wyglądała kwestia progu wyborczego? Czy będzie taki, jak obecnie, czy będzie na poziomie okręgów wyborczych, czy też zostanie zlikwidowany.

W efekcie możliwy jest zarówno wariant, w którym system wyborczy będzie bardziej proporcjonalny niż obecnie, jak i taki, który będzie prowadził do pogłębienia różnicy w równości wyboru.

Dr hab. Piotr Uziębło – profesor w Katedrze Prawa Konstytucyjnego i Instytucji Politycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Wśród jego zainteresowań badawczych są m.in. systemy wyborcze.

**Dziennik Opinii nr 137/2016 (1287)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij