Kraj

Robimy łaskę

Według ministra Jacka Czaputowicza konferencja pozwoli stworzyć platformę dialogu oraz doprowadzi do zbliżenia stanowiska USA i Unii Europejskiej w sprawie Iranu. To marzenie ściętej głowy.

Powinniśmy się cieszyć. Sekretarz stanu USA Mike Pompeo ogłosił, że w połowie lutego w Warszawie odbędzie się międzynarodowa konferencja, poświęcona „budowaniu pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie”. Kto nie chciałby gościć u siebie śmietanki światowej dyplomacji? Do tego jeszcze można przyłożyć rękę do najszczytniejszego ze szczytnych celów – pokoju na świecie. A to wszystko ramię w ramię z największym światowym mocarstwem i gwarantem naszego bezpieczeństwa. Tyle teorii.

 

Praktyka już nie wygląda tak różowo. Mamy wszelkie powody sądzić, iż głównym celem warszawskiego szczytu nie będzie rzeczywista próba stabilizacji Bliskiego Wschodu, lecz izolacja Teheranu. Mike Pompeo objeżdża właśnie państwa regionu, które przekonuje o kontynuacji amerykańskiego zaangażowania, mimo decyzji o wycofaniu wojsk z Syrii i mobilizuje do zjednoczenia we wspólnym wysiłku przeciwko Iranowi. W języku dyplomacji brzmi to tak: „Czas zakończyć stare spory w imię większego dobra regionu”. Same Stany Zjednoczone mają zaś „podwoić” presję na Iran.

Europie wbrew

Decydując się na wspólną organizację szczytu z Waszyngtonem wpisujemy się w tę politykę. Tymczasem w innych stolicach europejskich budzi ona – delikatnie mówiąc – spore kontrowersje. Państwa UE, a my wraz z nimi, dążyły do normalizacji relacji z Iranem i rozwijania stosunków gospodarczych. Zerwanie przez Donalda Trumpa porozumienia nuklearnego w maju ubiegłego roku i przywrócenie sankcji przekreśliły te nadzieje.

Sachs: Zaostrza się spór o Iran

Dla Europejczyków to był dotkliwy policzek. Nie tylko symboliczny – porozumienie z Iranem uważane było wszak za jeden z największych sukcesów europejskiej dyplomacji. Europejskie firmy zostały też odcięte od lukratywnych kontraktów, po tym, jak Trump zagroził konsekwencjami firmom, które w dalszym ciągu będą handlowały z Teheranem. I tak np. Airbus mógł się pożegnać z kontraktem na 100 nowych samolotów (amerykański Boeing stracił deal na 80 maszyn).

To właśnie dlatego, sfrustrowani bezsilnością Starego Kontynentu politycy europejscy, zaczęli myśleć nad stworzeniem niezależnego od USA systemu płatności międzynarodowych. Także dla Polski otwarcie się na Iran było atrakcyjne, szczególnie w kontekście dywersyfikacji źródeł energii. Czy ktoś pamięta jeszcze, że wiosną ubiegłego roku Orlen sprowadził perską ropę?

Niebezpieczna antyirańska gra Trumpa

Według słów ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza konferencja pozwoli stworzyć trwałą platformę dialogu oraz doprowadzi do zbliżenia stanowiska USA i Unii Europejskiej w sprawie Iranu. To marzenie ściętej głowy. Administracja Trumpa i większość europejskich stolic mają fundamentalnie różne zdania w kwestii irańskiej. Ich pogodzenie wydaje się więc niemożliwe.

Nie miejmy też wątpliwości, że nasze zaangażowanie po stronie Waszyngtonu zostanie odebrane w zachodnioeuropejskich stolicach inaczej niż jako wcielanie się w rolę narzędzia amerykańskiej polityki. Tym bardziej, że dotychczas nie objawiliśmy się światu jako pionierzy procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. W samym Teheranie od pół roku nieobsadzone jest stanowisko ambasadora RP.

Łaska kosztuje

Po co nam więc ta konferencja? Odpowiedź jest banalna i można ją sformułować odwołując się do słów Radka Sikorskiego: żeby zrobić Amerykanom (ł)laskę. Być może jest to element targu o tzw. Fort Trump. Jeśli faktycznie chodzi o amerykańską bazę to ciekaw jestem, czy rząd wprost zakomunikował to Amerykanom. Waszyngton nie ma bowiem w zwyczaju domyślać się interesów innych państw.

Irańczycy nie istnieją

Oczywiście, zważywszy na potężną asymetrię w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i fakt, że to USA gwarantują nasze bezpieczeństwo, nie jesteśmy w stanie uniknąć wyświadczania Amerykanom mniejszych lub większych przysług. Czy jednak cena, którą płacimy, nie jest tym razem zbyt wysoka?

I być może najważniejsza uwaga: przedstawiciele rządu utrzymują, że fakt organizacji szczytu jest dowodem na rosnącą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Na potwierdzenie tego będą mieli ładne zdjęcia z sekretarzem stanu Pompeo i innymi politykami (zaproszenia wysłano do ponad 70 państw). Tymczasem tryb organizowania  warszawskiego szczytu świadczy dokładnie o czymś przeciwnym – nasze możliwości kształtowania polityki zagranicznej coraz bardziej się zawężają, a raczej sami je sobie ograniczamy.

Gambit amerykański. Co oznacza spotkanie Dudy z Trumpem?

Aby nie wypaść z łask patrona zrezygnowaliśmy przecież z naszych interesów, nastawiliśmy przeciwko sobie Iran i ryzykujemy dalsze napięcia w relacjach z państwami europejskimi. Jednoznaczne postawienie na USA, kosztem Europy, stawia nas w sytuacji, w której musimy – lub czujemy, że musimy – co chwilę udowadniać Waszyngtonowi naszą sojuszniczą przydatność. Rząd sam wiąże sobie ręce. Z kolei Biały Dom wcale nie musi czuć się zobowiązany do rewanżu – Polska przecież ochoczo i sama z siebie podporządkowuje się jego woli. To wszystko może mieć dużo poważniejsze konsekwencje niż odwołanie tygodnia polskiego kina w Iranie. Tym razem stawką jest tylko organizacja dyplomatycznej konferencji, ale czyż nie taka logika zawiodła nas na wojnę w Iraku?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij