Kraj

Halicki: Nie bardzo widzę sens rozmywania tożsamości Platformy

Andrzej Halicki tłumaczy, dlaczego PO nie weszła do koalicji Wolność, Równość, Demokracja.

Cezary Michalski: Na początku tego roku pojawiały się w PO głosy, że wobec łamania konstytucji przez PiS i innych działań obozu władzy wykraczających poza demokratyczny mandat różne społeczne i polityczne reprezentacje „liberalnej Polski” powinny być gotowe do startu ze wspólnych list przeciwko prawicy. W maju udała się wspólna manifestacja. Później jednak PO zdecydowała się nie przystępować do koalicji Wolność, Równość, Demokracja organizowanej wokół KOD-u, a parę wypowiedzi z różnych środowisk „liberalnej Polski” zepsuło atmosferę jeszcze bardziej. Jakie były argumenty przeciwko wejściu Platformy do bardzo przecież symbolicznej koalicji Wolność, Równość, Demokracja? I jakie były argumenty za wejściem, bo wasze kierownictwo było w tej sprawie chyba podzielone?

Andrzej Halicki: Platforma Obywatelska uważa, że opozycja powinna być zjednoczona zwłaszcza w obszarze działań broniących pryncypiów ustrojowych, a także naszej pozycji w Unii Europejskiej. Wspólne demonstracje są sukcesem, bo dotyczą właśnie tych dwóch spraw. Szczególnie manifestacja 7 maja była istotna politycznie, bo przypominała, że konflikt konstytucyjny, choć jest konfliktem wewnętrznym, osłabia także pozycję Polski we wspólnocie demokratyczno-liberalnych krajów europejskich. Uważaliśmy, że w tej sprawie wspólne wystąpienie jest oczywistością.

To dlaczego w takim razie nie przyjęliście zaproszenia do WRD?

Ta deklaracja, która została ogłoszona przez kilkanaście osób, zanim jeszcze wypracowano jakąś formułę współpracy, ma już wyraźniejszy charakter ideologiczny.

To jest deklaracja bardzo ogólna, co wam szkodziło wykonać ten gest?

Faktycznie, nie jest to nawet preambuła do dokumentu programowego, ale nie uważamy za stosowne żyrowania – w dodatku będąc ugrupowaniem nieobecnym przy powstawaniu tej deklaracji – partii, stowarzyszeń czy osób, z którymi ideowo nigdy nie spotkamy.

To znaczy?

Przede wszystkim widać w tym ofensywę środowisk lewicowych, nawet skrajnych.

Zdumiewające stwierdzenie. Z lewicy najwyrazistsza jest w tym gronie Barbara Nowacka, która przecież wcale nie jest skrajna.

A przedstawiciele ALDE w Polsce? Nie wiemy do końca, kto to jest.

To nie są żadni „lewacy”. W europarlamencie ALDE, czyli Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, to może nie jest mainstream chadecko-socjaldemokratyczny, ale oni wraz z waszą EPP, Socjalistami i Zielonymi to cztery ugrupowania zarówno wspierające integrację europejską, jak też zajmujące wspólne stanowisko, jeśli chodzi o obronę w Polsce państwa prawa.

Tu jednak chodzi o możliwość zweryfikowania ideowego profilu i reprezentatywności polskich przedstawicieli ALDE, a takiej możliwości Platforma nie miała. Gdyby ta deklaracja powstawała w bardziej zorganizowany i uporządkowany sposób, także z naszym udziałem, moglibyśmy to wszystko spokojnie zweryfikować, a tak pozostało nam wyłącznie żyrowanie w ciemno. W dodatku usłyszeliśmy, że każde z tych środowisk, bez względu na ich faktyczną reprezentatywność, będzie miało takim sam głos – łącznie z panem Millerem czy panem Czarzastym. Podpisywanie się pod takimi deklaracjami było dla nas nie do przyjęcia.

Skąd w takim razie odrębne stanowisko Ewy Kopacz i paru innych osób w Platformie?

Na Radzie Krajowej tylko pani Ewa Kopacz była za wejściem do koalicji WRD. Może jeszcze pan marszałek Borusewicz był wstrzemięźliwy przy podejmowaniu wspólnej decyzji na nie. Podtrzymujemy chęć współpracy, ale przy zachowaniu ostrożności, a przede wszystkim realizmu, jeśli chodzi o stronę organizacyjną. Możemy tam mieć obserwatora w czasie spotkań roboczych, ale nie możemy w ciemno akceptować decyzji czy deklaracji ideowych, które byłyby obce dla tożsamości Platformy i dla naszych wyborców. Myśmy uznali, że Platforma – przy swojej tożsamości, strukturze, a także sile naszej reprezentacji parlamentarnej – musi wyraźnie przedstawiać swoje stanowisko. Szczególnie w sytuacji, kiedy większość podmiotów wchodzących w skład WRD to różne środowiska pozaparlamentarne. Uważamy, że polityka toczy się głównie w parlamencie.

Zachowując wszelkie proporcje, to jest trochę strategia Leszka Milera, który nie chciał żadnych koalicji, LiD-ów itp. bojąc się utraty pełnej kontroli politycznej nad taką strukturą. On także długo używał argumentu, że tylko SLD ma reprezentację w parlamencie. SLD jako struktura wytrzymało dzięki temu w jedności i pod jego kontrolą, co ja szanuję i cenię. Ale w tym samym czasie powoli obumierało jako formacja jakkolwiek zakorzeniona społecznie.

To nie jest sytuacja podobna, bo SLD przez cały ten okres miało kłopot z tożsamością ideową. LiD był dla niego szansą.

Wy też trochę taki kłopot macie – po ośmiu latach rządzenia z całą jego pragmatyką i transferami z lewa i prawa do obozu władzy. Ale jak rozumiem, plan jest taki, żeby przede wszystkim konsolidować Platformę, a z KOD-em czy Nowoczesną współpracować na minimalnym poziomie współorganizowania manifestacji ulicznych?

KOD jest ważnym fenomenem społecznym. Doceniamy rangę i wagę tego spontanicznego obywatelskiego ruchu, który ma swoją reprezentację, kierownictwo i będzie ewoluował organizacyjnie, ale nie sądzę, żeby intencją tysięcy osób, które się z tym identyfikują, była kolejna emanacja partyjna.

KOD nie jest waszym konkurentem jako ruch społeczny, Nowoczesna tak, niektóre partie pozaparlamentarne potencjalnie także. Tylko że podzieleni, a nawet skłóceni jesteście za słabi, żeby nie tylko pozbawić Kaczyńskiego władzy, ale nawet zatrzymać jego działania na rzecz zniszczenia państwa prawa czy rozluźnienia więzów Polski z UE.

Nie bardzo widzę sens rozmywania tożsamości Platformy, która istnieje i na którą czekają wyborcy. Największy zarzut wobec nas – a my musimy też dokonać samorozliczenia – będący też przyczyną utraty wyborców, z których jedni przeszli w stan bierny, a drudzy czynnie wybierali inne formacje, był taki, że myśmy się za bardzo skoncentrowali na władzy, na jej ważnych nawet aspektach, ale za mało wykazywaliśmy wrażliwości społecznej, traciliśmy kontakt z naszymi wyborcami. No i zużycie rządzeniem. Jeśli jesteśmy potrzebni wyborcom – a zakładam, że tak jest – to musimy być bliżej nich, musimy odtworzyć wspólnotę, wiarygodność i musimy mieć wizję.

Donald Tusk mówił, że jak się ma wizję, to trzeba iść do lekarza? Teraz to mówi ludziom w Brukseli, co trochę ich zaskakuje. Ale Grzegorz Schetyna, Pan czy Rafał Grupiński kojarzycie się ze zdolnością budowania struktur partyjnych, jesteście lojalni, pragmatyczni, Grupiński jako jedyny sensownie wykorzystał w Poznaniu potencjał ruchów miejskich. Ale z wizją się do tej pory nie kojarzyliście.

Odbudowa ideowej wyrazistości, przypomnienie o naszych priorytetach Polski Obywatelskiej – to wszystko wymaga czasu. Gdyby wybory były dzisiaj czy za dwa miesiące, to bliższa współpraca, wspólne listy byłyby zasadnym wyborem taktycznym. Byłoby to budowanie bloku, który byłby wyrazisty w zderzeniu z Kaczyńskim. Ale mamy trzy i pół roku. Przed nami pytanie, w jaki sposób Platforma może doprowadzić do tego, żeby ci jej wyborcy, którzy odeszli czy się zdystansowali, znowu uznali, że PO jest im potrzebna. I że to jest już nieco inna partia, bardziej dynamiczna, z wyrazistymi nowymi postaciami i programem. Projekt Polska Obywatelska trzeba odnowić. Jako Polska Obywatelska 2.0 zaczynamy w sobotę w Rzeszowie od tak niepolitycznego z pozoru tematu, jakim jest cyfryzacja i nowoczesne państwo. Krótko mówiąc, to już nie jest rozmowa o tym, co robi PiS, ale jak może wyglądać Polska.

Jednak żeby osiągnąć efekt, potrzebny jest czas i doświadczenie tych, którzy się polityką i państwem w Platformie zajmowali, a nie ulegli takiemu zużyciu władzą.

Polacy się zawiodą na obietnicach PiS-u, gospodarka nie wytrzyma ich realizacji, bo ich było zbyt wiele i za bardzo oderwanych od rzeczywistości. Żonglowanie tymi obietnicami, ich opóźnianie, oszukiwanie wyborców też Kaczyńskiemu nie pomoże.

500 złotych dotarło do części ludzi, pojawiła się zatem pokusa, żeby inne obietnice PiS również potraktować serio. A tymczasem polska gospodarka po raz pierwszy od czasu kryzysu ma ujemny wynik kwartał do kwartału. Następuje zarówno odpływ zagranicznego kapitału inwestycyjnego, jak też zawieszenie decyzji inwestycyjnych polskich przedsiębiorców.

Niepewność polityczna, niepewność prawna, sprzeczne zapowiedzi deregulacji i wzmocnienia kontroli sprawiają, że ludzie nie inwestują. Także kolejny budżet będzie jeszcze bardziej rozwarty niż w tym roku. Oni wydają pieniądze zarobione przez nas dzięki ożywieniu gospodarczemu, które udało się po kryzysie uzyskać pod rządami PO. Ale to się skończy. Ważne, jak ocenią jakość rządów PiS młodzi ludzie, górnicy, nauczyciele, pielęgniarki… Wszyscy, którym obiecano, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nastąpi skok płac i obniżenie wszystkich obciążeń.

Powiedział pan „mamy trzy i pół roku”. A nie boi się pan, że Kaczyński zdecyduje się na przedterminowe wybory? Kiedy słupki poparcia dla PiS-u będą maksymalnie wysokie, bo do jednych dotrą już pieniądze, inni dostaną antyunijny „godnościowy” i „suwerennościowy” język, a rachunku jeszcze nie będzie? Wystarczy mu pretekst w postaci jakiejś radykalizacji sporu z Komisją Europejską czy protestów przeciwko całkowitemu już rozpędzeniu Trybunału Konstytucyjnego, żeby zawalczyć o zdobycie większości konstytucyjnej, o potwierdzenie mandatu do niszczenia państwa prawa, do eskalowania konfliktu z Unią? Co wy wówczas zrobicie z tym ostrożnym pragmatyzmem, nie mając wspólnych list, wciąż grając w grę „kto kogo”?

Kaczyński jest zdolny do takich działań, trzeba być na to przygotowanym. My już dziś mówimy, że w wariantach nagłych potrzebne są odważne decyzje. Na taką decyzję będzie gotowi my, a powinna być na nie gotowa także nasza dzisiejsza partyjna konkurencja po stronie liberalnej i wszyscy nasi społeczni sojusznicy.

Stworzenie list wyborczych z nielubiących się polityków będzie w dwa miesiące kampanii wyborczej jeszcze trudniejsze niż ich ewentualne stworzenie za 3,5 roku. PO i PiS mogły się w 2005 roku nie lubić i pójść do wyborów na dwóch listach, bo SLD już przed wyborami było całkowicie zniszczone. Tymczasem Kaczyński zdecyduje się na ewentualne przedterminowe wybory u szczytu popularności w sondażach i mając całkowitą kontrolę nad swoim obozem.

Sytuacja przedterminowych wyborów, w dodatku ewidentnie użyta przez Kaczyńskiego do jeszcze głębszego niszczenia liberalnej demokracji w Polsce i do jeszcze bardziej radykalnego wyciągania nas z Unii, byłaby sytuacją nadzwyczajną. W sposób oczywisty nadzwyczajną dla nas, dla KOD-u i mam nadzieję, że także dla Nowoczesnej. Zmieniającą logikę postępowania. Ale na razie rozpoczynamy w Rzeszowie naszą debatę programową, którą będziemy prowadzić w każdym miejscu w Polsce aż do jesieni. Czyli do momentu ogłoszenia programu Platformy.

Z populistyczną kartą dań trudno się ścigać, ale czy państwo mają pomysł na jakiś priorytet liberalizmu bardziej wspólnotowego i wrażliwego społecznie? Odwołując się do czegoś, co już zrobiliście, albo łatając dziurę tam, gdzie zrobiliście za mało?

Powiedzieliśmy bardzo wyraźnie, że nawet jeżeli mamy wypłacać rodzinom pieniądze na sposób zaproponowany przez PiS, w sposób populistyczny, to nawet te pieniądze można wydać bardziej efektywnie, sprawnie, nawet te pieniądze muszą docierać do polskich rodzin sprawiedliwie, do tych, które tych pieniędzy potrzebują najbardziej. A jednocześnie trzeba wiedzieć, czy te pieniądze rzeczywiście idą na dzieci. PiS wybrał rozrzucanie pieniędzy, żeby jak najwięcej ugrać na tym propagandowo. Tymczasem my mamy przecież infrastrukturę Ośrodków Pomocy Społecznej. Dlaczego w pomyśle PiS-u nie wykorzystano tej struktury, żeby zagwarantować wydanie 500 złotych rzeczywiście na dzieci?

Bo populizm, nawet jeśli ludem z pogardą manipuluje, to zawsze głośno udaje, że wyzwala lud spod wszelkiego typu kontroli i paternalizmu. Dopiero po donosach sąsiedzkich PiS wpada na pomysł, żeby OPS-y w pojedynczych przypadkach zamieniały gotówkę na bony żywnościowe czy ubraniowe.

De facto zrzucono wszelką odpowiedzialność na samorządy, których skądinąd Kaczyński wcale nie lubi i próbuje pozbawić je pieniędzy i niezależności. I tylko w przypadku programu 500+ powiedziano samorządom: „róbcie, jak chcecie, byle jak najszybciej”. Poza tym te pieniądze nie trafiają do najuboższych i najbardziej potrzebujących, bo samotna matka z jednym dzieckiem ich nie dostanie, a dostanie majętna rodzina z dwójką czy trójką dzieci.

Państwo chcieli zupełnie zdjąć kryteria dochodowe przy przyznawaniu pieniędzy dla pierwszego dziecka, na zasadzie złośliwej korekty projektu PiS-owskiego. Mimo że sami mieliście sensowniejsze projekty wsparcia rodziny, szczególnie w okresie rządu Ewy Kopacz. Karta Wielkiej Rodziny, przedłużone urlopy rodzicielskie, ulgi podatkowe. W licytacji z PiS-em przegracie i ludzie jeszcze bardziej zapomną o waszych rozwiązaniach.

Jeśli obiecało się pieniądze każdemu dziecku i pod takim hasłem zdobyło się władzę, to do opozycji należy przypominanie, że tu także skłamano.

Jakie macie pomysły własne?

Sprawne i dobre państwo dla obywatela, jak najmniej ingerencji w decyzje obywateli, także samorządów. Nie partia myśli za obywatela, ale ośmiela i wspomaga jego wolny wybór. Dziś w tym procesie recentralizacji władzy, tak ulubionym przez Kaczyńskiego, wojewoda walczy o kompetencje z marszałkiem, samorząd w ogóle jest niechcianym partnerem dla PiS-owskiego, zrecentralizowanego państwa. Tymczasem władza powinna być delegowana w dół, bo to w naszym najbliższym otoczeniu dzieje się najwięcej. Samorządy to najważniejsze instytucje władzy z punktu widzenia obywatela. Nie można ich ubezwłasnowolnić, ale przeciwnie, trzeba je wyposażyć w pieniądze i kompetencje.

Na szczeblu samorządowym PiS ma mniej władzy, wy macie więcej, więc PiS będzie atakowało „układ” na poziomie samorządowym, budując własny „układ” na poziomie administracji centralnej oraz spółek skarbu państwa. Tymczasem wy będziecie bronić samorządów.

To się nie sprowadza do logiki partyjnej. Trzeba jeszcze brać pod uwagę logikę społeczną i logikę państwową. Samorządność była wzmacniana przez wszystkie rządy po roku 1989, może poza rządami SLD. Ale po stronie „postsolidarnościowej” tylko Kaczyński zawsze walczył z zasadą samorządności. Dziś jej niszczenie jest dla Polski kosztowne także w kontekście współpracy z Unią, pozyskiwania środków unijnych, wyposażania obywateli w dodatkową energię do realizowania lokalnych projektów.

Kaczyński uważa, że wojewodowie mianowani przez PiS wydadzą te pieniądze lepiej niż samorządy lokalne. Np. koncentrując je na planie Morawieckiego.

W praktyce zablokuje to napływ środków unijnych w ogóle. A te pieniądze, które do Polski trafią, będą wydawane przez PiS na partyjne, populistyczne rozdawnictwo. Jeśli np. żongluje się obietnicami milionów nowych mieszkań, łącznie ze zmianą całej logiki – przestawianiem rynku z własności na wynajem…

Korekta była tu potrzebna.

Korekta być może, ale nie odgórna zmiana logiki. W dodatku bez konkretów – na jakich gruntach i za ile ta kolejna obietnica PiS-u miałaby zostać zrealizowana. Zapomniano też, że Polacy wolą własność od wynajmu i tego nie da się zmienić odgórnym, partyjnym postanowieniem. Ważniejsze jest uruchomienie pieniędzy Polaków, bo na rachunkach bankowych mamy największe w historii oszczędności. Ale te pieniądze nie pracują i nie będą pracować dlatego, że decyzją jednego ministra jakieś grunty skarbu państwa zostaną przeznaczone pod „tańsze budownictwo pod wynajem”. Ani ono nie będzie tańsze, ani masowe. A przede wszystkim nie będzie własnością Kowalskiego.

Państwo nie przywrócili ulgi mieszkaniowej.

Właśnie o tym mówię, bo to jej przywrócenie doprowadziłoby do realnego odbicia polskiego budownictwa. Odpowiednio skonstruowana ulga mieszkaniowa sprawi, że inwestycja w pierwsze mieszkanie będzie wsparta bardziej niż na mieszkania pod wynajem. Jednak każda inwestycja w mieszkania jest dla polskiego państwa cenna, nawet inwestycja będąca ulokowaniem swoich oszczędności. Przecież mamy już recesję w budownictwie w pierwszym kwartale tego roku. To także ma być wstęp do sukcesu i milionów mieszkań? A recesja w inwestycjach polskich firm ma być wstępem do sukcesu planu Morawieckiego?

Jeśli mówię o uldze budowlanej, to także dlatego, że myśmy popełnili błąd, kiedy pod presją kryzysu nie przywróciliśmy tej ulgi, bo myśleliśmy o niej wyłącznie w perspektywie „odbierania przywilejów”. Przywileje nieuzasadnione powinny być likwidowane. Ale nagroda za aktywność, za pracę, za zdolność do oszczędzania musi być. W dodatku nagroda zdefiniowana w taki sposób, żeby te pieniądze wracały do gospodarki. Pieniądze inwestowane w budownictwo to miejsca pracy, to dochody budżetowe, no i więcej mieszkań. W to bardziej wierzę niż w etatystyczne programy budowania tu czy tam, gdzie szef partii uzna za konieczne. Należy likwidować przywileje emerytalne uniemożliwiające zbudowanie sprawiedliwego systemu emerytalnego. Żałuję, że w 2009 roku projekt już zaakceptowany przez środowiska mundurowe nie został przez nas wprowadzony w życie. Ale ulga budowlana nie jest przywilejem.

Przyzna pan chyba, że jest pomocą dla tych, którzy mają jakieś pieniądze.

Ale jest jednocześnie uruchomieniem pieniędzy na ważny społeczny cel, a nie na wycieczkę zagraniczną czy jakąś doraźną konsumpcję. To także więcej miejsc pracy, bo w budownictwie mieszkaniowym ważna jest nie tylko cegła i mieszkanie w stanie surowym, ale także wykończenie, usługi. Mówi się, że jeden pracownik budowlany oznacza pośrednio zatrudnienie także dziesięciu innych osób.

Wygląda na to, że chcecie powrócić do wyraźniejszej tożsamości partii mieszczańskiej, partii klasy średniej, partii liberalnej.

Oczywiście że tak, ale nie sądzę, żeby to było ekskluzywne, ograniczające. Proszę zobaczyć, jak się zmienia Warszawa, jak się Warszawiacy zmieniają. To realny awans społeczny, ogromne ambicje. Tak samo zmieniają się mniejsze miasta i miasteczka.

Dlaczego w takim razie tych ludzi było za mało, żeby uratować III RP?

Przeciętny Polak jest jednym z najbardziej zadowolonych Europejczyków.

Ale to specyficzne zadowolenie – z samego siebie. Dokonała się prywatyzacja sukcesu, a upublicznienie i upaństwowienie porażki.

O kryzysie III RP, o którym pan mówi, przesądziły aspiracje młodego pokolenia zderzone ze świadomością zmiany właściwą pokoleniu rodziców. Nieprawdopodobny skok od czasów PRL-u stał się obciążeniem. Młodzi ludzie, nie tylko studiujący, ale chociażby kibice piłkarscy jeżdżący z klubami czy reprezentacją, porównują i widzą, że Polska ma najpiękniejsze w Europie stadiony, autostrady z nawierzchnią nie gorszą, a czasami lepszą, niż w Niemczech…

Na środowiska kibicowskie to nie zadziałało.

Bo przy tym ogromnym wysiłku na rzecz doścignięcia Europy na poziomie infrastruktury widzimy różnicę w dochodach osobistych. To stworzyło napięcie. Dlaczego zarabiamy dwa czy trzy razy mniej niż oni? Odpowiedzi, że priorytetem była odbudowa państwa i gospodarki, generowanie kapitału, młodych raczej denerwują.

Teraz Kaczyński wiele im obiecał. Jak można licytować się z partią, która w sprawie płacy minimalnej przebija żądania związków zawodowych?

Na 500 złotych na dziecko trzeba by powiedzieć, że my dajemy 700, a na 2 000 płacy minimalnej, odpowiedzieć – 2500 albo 3000. Zupełnie abstrahując od zniszczenia w ten sposób polskiego biznesu. Platforma Obywatelska idzie w innym kierunku. Aktywnych nagradzać za aktywność, pracowitych za pracę i to w taki sposób, aby ta nagroda wzbogacała całe państwo i całe społeczeństwo. Żeby te pieniądze wracały do gospodarki, a nie płynęły do rajów podatkowych, szły na konsumpcję czy leżały zamrożone na kontach. I nie chcemy dyscyplinować poprzez wzmożone kontrole fiskalne, ale przez zwiększoną opłacalność uczciwych inwestycji. Proszę nam dać czas do jesieni, kiedy ogłosimy szczegóły naszego programu dla Polski.

Pytanie tylko, czy partia do jesieni przetrwa?

Ja widzę mobilizację i nie zauważam, żeby to, co czytam o zagrożeniach dla jedności Platformy, miało pokrycie w rzeczywistości.

Przeciwnicy Schetyny nie czekają na Tuska?

On ma inne zajęcia, bardzo ważne dla przyszłości całej Europy.

Czy Schetyna nie przyciska za mocno? Tusk przyciskał i Schetyna wytrzymał. Ale co jeśli ludzie Tuska nie mają podobnej wytrzymałości?

Platforma jest dla nas wszystkich wartością, wobec której jesteśmy lojalni. Także jako partia wielonurtowa.

Więc licząc na lojalność wobec wielonurtowej partii, można czyścić ludzi Grabarczyka w Łodzi tak, jak Protasiewicz czyścił kiedyś ludzi Schetyny na Dolnym Śląsku? Wyście wytrzymali ten nacisk i nie wyszliście, ale czy jesteście pewni, że wytrzymają ludzie Grabarczyka czy sieroty po Protasiewiczu? Jaros już nie wytrzymał i wyszedł do Nowoczesnej.

My byliśmy wobec Platformy lojalni i oczekujemy od innych tego samego. Na tym polega istota środowiska Platformy, jego wartość, że trudne chwile wewnętrznych prób przeżywaliśmy razem i jesteśmy razem do dzisiaj. Oczywiście może być tak, że komuś się nie będzie w Platformie podobać, wtedy nikt takiego polityka nie będzie trzymał na siłę.

Pamiętacie, jak w innych czasach słyszeliście te same sympatyczne sugestie od ludzi Donalda?

(Śmiech) To prawda, tylko że nikt z nas nigdy nie powiedział, że Platforma w obecnym kształcie nie ma sensu i powinna się rozwiązać na rzecz innego ugrupowania. My byliśmy lojalni nawet w żyrowaniu decyzji, które nie bardzo się nam podobały, ale miały poparcie większości PO. Oczekujemy tego samego po innych. Wielonurtowość i poczucie wspólnoty dziś w Platformie jest, co nie znaczy, że wszyscy są równie zadowoleni.

A może Tuskowi było łatwiej wymuszać na Platformie jedność, bo wcześniej wywalczył dla was zwycięstwo?

To prawda, ale przy takim typie konfliktu politycznego, jaki mamy dzisiaj – przy radykalizmie tego konfliktu narzuconym przez Kaczyńskiego – zachowanie formacji jest wartością równą, a może nawet większą, niż pozostawanie przy władzy. To jest być albo nie być. Nie tylko dla polityków, ale dla wartości, którzy ci politycy bronią. Nawet jeśli nie wszyscy i nie zawsze o tym pamiętali.

Andrzej Halicki  polityk, w latach 80. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Po roku 1989 polityk Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz Unii Wolności. Obecnie członek władz Platformy Obywatelskiej, poseł tej partii.

 

**Dziennik Opinii nr 172/2016 (1372)

DOSC-GRY-POZORÓW- MLODZI-MACIE-GLOS-Adam-Cymer-Piotr-Kuczynski

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij