Kraj

Gzyra: Zwierzęta i ich studia

Zapłonnikiem zainteresowania stały się sformułowania w rodzaju „cielesność”, „relacje” czy „holocaust”. Nieważne, w jakim dokładnie kontekście występują.

Wiele różnych zagrożeń czyha na polskość, centralną rolę heterogenicznej płciowo i najlepiej wielodzietnej rodziny, sztywność czarno-białego spojrzenia na świat, ba!, nawet na samą ludzkość. Że gender, to już wiemy. Od tej pory do katalogu trwogi możemy dopisać fobię przed animal studies, studiami nad zwierzętami.

O konferencji „Zwierzęta i ich ludzie. Zmierzch antropocentrycznego paradygmatu?”, organizowanej przez Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, wiedziałaby część środowiska rodzimych naukowców oraz ewentualnie co ambitniejsi studenci i studentki. Może jeszcze niektórzy aktywiści prozwierzęcy. No i zagranica, która z ciekawością i nadzieją przygląda się rozwojowi studiów nad zwierzętami w Polsce. Konferencja ma zresztą charakter międzynarodowy.

Ale oto z niezwykle ambitnego przedsięwzięcia naukowego konferencja stała się faktem społecznym, komentowanym w ogólnopolskich mediach. Więcej: obiektem szerszego zainteresowania stał się cały nurt badawczy, w który wpisuje się to wydarzenie. Stało się tak nie dzięki umiejętnościom promocyjnym Polskiej Akademii Nauk, a dzięki krytyce kierowanej wprost z twardego jądra narodowego konserwatyzmu, żeby nie powiedzieć: z antypodów rozumu.

Szkoda czasu na przytaczanie i analizowanie tej krytyki. Jest żenująca i intelektualnie jałowa. Zdradza zupełną nieznajomość tematu, który zamierza dotknąć. Krytycy zapewne nie operują na wystarczającym poziomie obeznania i subtelności, żeby rozszyfrować choćby związek tytułu konferencji z postacią Donny Haraway. Być może zresztą nigdy o tym nazwisku nie słyszeli.

Tytuły blisko stu referatów czytali prawdopodobnie tak, jak internauci czytają teksty w sieci – powierzchownie, wyłapując słowa-klucze. Tu zapłonnikami zainteresowania i reakcji obronnej okazały się sformułowania w rodzaju „cielesność”, „relacje” czy „holocaust”. Nieważne, w jakim dokładnie kontekście występują. Kojarzą się. To wystarczy, żeby podnieść larum i zacząć się bać, a ze strachu bić na oślep.

Krytycy przeoczyli także znak zapytania, który zamyka tytuł konferencji. A to bardzo znamienny znak zapytania. Mówi wiele o tym, czym są dziś studia nad zwierzętami. Pyta też o to, na ile nauka i naukowcy są dziś w stanie być częścią postępowych zmian społecznych. Wątpliwości co do tego nie są nowe.

Women’s studies, men’s studies, disability studies, queer studies, gender studies, wreszcie animal studies – te dla większości obce nazwy są nazwami nurtów badawczych rozwijanych na wielu uczelniach świata. W ramach każdego z nich odbywają się konferencje, kursy, seminaria, publikowane są specjalistyczne wydawnictwa. Studia nad zwierzętami wyróżnia spośród nich między innymi fakt, że w salach wykładowych w imieniu zwierząt mogą mówić wyłącznie pośrednicy. I mówią bardzo różnie.

Zwierzęta są fenomenem, którego opis trudno wyczerpać, odwołując się wyłącznie do języka biologii. Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że studia nad nimi to kłębowisko perspektyw badawczych. Szczególnie, że mówimy właściwie o human-animal studies, a więc o relacjach pomiędzy ludźmi a resztą zwierząt.

Swój wkład w badania wnoszą więc między innymi filozofowie, historyczki, literaturoznawcy, socjolożki, psychologowie, krytyczki sztuki, antropolodzy, politolożki,  etolodzy i geografki.

Żeby oddać dobrze mozaikę problemów i punktów widzenia w ramach studiów nad zwierzętami, wystarczy podać kilka tytułów referatów z konferencji i wydawnictw: „Zwierzęta w polskiej heraldyce rycerskiej okresu średniowiecza”, „Dusza żywienna zwierząt w koncepcji Arystotelesa”, „Współczesne łowiectwo w perspektywie posthumanistycznej”, „Zoomorficzne figury wroga w poezji socrealistycznej”, „Muzyka w świecie zwierząt”, „Jak zabijamy gatunki inwazyjne usprawiedliwiając to ochroną natury”, a także „Czy odkrycia nauk biologicznych mogą zmienić nasz stosunek do zwierząt?”, „Komunikacja międzygatunkowa. Przypadek: człowiek – lew”, „Relacje człowieka ze zwierzętami a personalizm chrześcijański”  czy „Pies jako terapeuta i przyjaciel człowieka”.

Z jednej strony mamy do czynienia z bardzo specjalistycznymi rozważaniami i fragmentarycznością wiedzy. Z drugiej – z tendencją do interdyscyplinarności i próbą podsumowań. Ostatecznie studia nad zwierzętami są tworem zbyt złożonym, by dawać jedną konkluzję. Przede wszystkim: jego składowe nie wpisują się w jeden postulat moralny. Z pewnością nie są po prostu kolejną formą aktywizmu na rzecz wyzwolenia czy praw zwierząt. To raczej wielogłos. Tak różny, jak naukowcy – jako naukowcy i jako ludzie. Owszem, zawierający również śmiałe głosy na rzecz gruntownej rewizji naszego podejścia do zwierząt.

„Studia nad zwierzętami są wszystkim dla każdego” – mówi profesor Steven Best, zaangażowany między innymi w tworzenie krytycznych studiów nad zwierzętami i pisma „Journal for Critical Animal Studies”. Jego ocena jest druzgocąca. Jak twierdzi, sterylne i hierarchiczne środowisko akademii uwikłanej w rynkową grę sprzyja dryfowi w abstrakcję, niejasność, apolityczność, specjalistyczny żargon, teoretyzowanie-dla-teoretyzowania, unikanie kontrowersji społecznych i dystansowanie się od aktywizmu „ekstremistów” i „radykałów”.

Jeśli tak, to czy ktokolwiek powinien się tego bać? Po ataku grupy konserwatywnych publicystów na konferencję „Zwierzęta i ich ludzie” opublikowano list otwarty w obronie animal studies w Polsce. Jego treść dobrze wyjaśnia dlaczego, pomimo wszystkich zarzutów, warto bronić studiów nad zwierzętami jako obszaru dociekań i analiz. I dlaczego mogą to robić naukowcy i aktywiści wspólnie. List podpisany jest przez przedstawicieli świata nauki i kultury, ale przygotowany przez organizację pozarządową działającą na rzecz zwierząt.

Nauka ułatwia rozpoznanie zdolności zwierząt, dostrzeżenie ich jako złożonych, niezwykle interesujących i nieobojętnych moralnie istot. Więcej: analizując ich status, zdobywamy wiedzę również o nas samych. Ma to znacznie większy potencjał rozbudzenia krytycznej refleksji nad tym, jak traktujemy zwierzęta, niż ciasnota konserwatywnej myśli.

Trudno przy tym wszystkim nie odnieść wrażenia, że bezstronność nauki jest pozorna.

Kiedy tłem jest rzeź, nie tylko aktywizm, ale i dystans, stają się postawą brzemienną w skutki.

Trzeba więc bronić studiów nad zwierzętami nie tylko przed atakami fundamentalistów, ale i przed rozrostem ślepej plamki moralnej w miejscu, gdzie oczami naukowców powinno być widać zwierzęcą krzywdę.

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net

Czytaj także:

Kinga Dunin: Zwierzęcy problem

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij