Kraj

Gerwin: GMO w naszych ubraniach

Czy bawełna, na której tracą wszyscy poza korporacjami produkującymi nasiona, jest nam naprawdę potrzebna?

Skąd pochodzi bawełna, z której zostało zrobione nasze ubranie? Kto ją uprawiał i w jaki sposób? Na metce dołączonej do ubrania zazwyczaj nie znajdziemy tych informacji. Tymczasem jest bardzo prawdopodobne, że któreś z ubrań, które mamy na sobie lub które leżą w szafie, zostało zrobione z bawełny Bt, która zawiera modyfikację genetyczną. Ponad połowa bawełny na świecie uprawiana jest w Chinach i w Indiach, a około 80 procent upraw bawełny w Chinach to właśnie bawełna modyfikowana genetycznie. W Indiach jest to ponad 93 procent. Bawełnę Bt uprawia się także w Stanach Zjednoczonych (94 procent upraw to odmiany GMO), w Pakistanie, w Brazylii, a ostatnio również w Sudanie, Republice Południowej Afryki i w Burkina Faso.

Bawełna Bt została zmodyfikowana w taki sposób, że roślina zawiera toksynę, którą naturalnie wytwarza bakteria Bacillus thuringiensis. Ma ona chronić bawełnę przed larwami ciem, żywiących się jej owocami (to właśnie owoce zawierają włókna, z których potem robi się materiał). Założenie było takie, że zamiast opryskiwać pola znacznymi ilościami toksycznych substancji, rolnicy będą mogli kupić nasiona modyfikowanej genetycznie bawełny, które same będą wytwarzały toksynę, chroniącą ją przed tymi szkodnikami. W Indiach bawełna Bt rozprzestrzeniła się w błyskawicznym tempie – w przeciągu zaledwie kilku lat zaczęła ją uprawiać większość rolników.

– Ważne jest, aby zrozumieć kontekst, w jakim w Indiach została wprowadzona bawełna Bt – mówi dr Julia Freeman z Uniwersytetu McGilla w Kanadzie, która w 2009 r. prowadziła badania wśród rolników w stanie Andhra Pradesh. – Larwy ciem mogą całkowicie zniszczyć plony bawełny. A gdy jesteś rolnikiem, który ma jedynie mały skrawek ziemi, to jest to wówczas twoje całe źródło dochodów. Zysk ze sprzedaży bawełny pozwala ci zapłacić za szkołę dla dzieci. Dzięki niemu kupujesz lekarstwa lub dajesz posag swojej córce. Jeżeli larwy zniszczą twoje uprawy, oznacza to kompletną katastrofę. Rolnicy mieli więc motywację, by spróbować czegoś nowego, gdyż ryzyko było znaczące, a bawełna Bt dawała ochronę przed najważniejszym szkodnikiem.

Julia Freeman wskazuje, że dodatkową korzyścią dla rolników było, zmniejszenie się ilości stosowanych środków owadobójczych. – Przed wprowadzeniem bawełny Bt, rolnicy, z którymi rozmawiałam, opryskiwali pola od 10 do 20 razy w ciągu sezonu. Po zasianiu bawełny Bt liczba oprysków zmniejszyła się do trzech. To ogromna różnica w kwestii ponoszonych kosztów, a także mniejsze ryzyko narażania zdrowia w związku ze stosowaniem pestycydów – zauważa.

Wysypki, bóle głowy i mdłości to typowe objawy u rolników stosujących w Indiach syntetyczne środki owadobójcze. Zatrucia dotyczą nie tylko osób spryskujących pola, lecz także pracowników najemnych – są nimi głównie kobiety, które przygotowują roztwór do oprysków i napełniają zbiorniki, jak również osób pracujących na polu wkrótce po opryskach. Ponadto wielu rolników opryskuje pola bez masek ochronnych, które uważają za niewygodne i duszne w gorącym klimacie. Obywają się także bez rękawiczek czy butów, pomimo tego, że jednorazowe opryskanie pola zajmuje zwykle od trzech do czterech godzin.

Czy można w takim razie zatem uznać, że wprowadzenie nasion GMO to wielki sukces, a ich stosowanie jest po prostu konieczne? Jeszcze w latach 60-tych XX wieku larwy ciem nie były w ogóle uważane za szkodnika w uprawach bawełny(1). Uprawiano bowiem inne gatunki bawełny, które w naturalny sposób były na niego odporne. Problemy z larwami ciem pojawiły się wraz z wprowadzeniem nasion mieszańców (hybryd), które miały zwiększyć plony i dostosować długość włókien bawełny do potrzeb przemysłowej produkcji materiałów. Te mieszańce to nie GMO, lecz krzyżówki różnych odmian lub gatunków bawełny. Co ważne, cechy, które chce się uzyskać dzięki krzyżówce, występują tylko w pierwszym pokoleniu rośliny. W następnym pokoleniu plony nie są już tak dobre, rolnik musi więc kupować nasiona mieszkańców rok po roku.

Bawełna była niegdyś w Indiach rośliną, która nie wymagała wiele zachodu – rolnik wysiewał ją, po czym mógł o niej zapomnieć aż do zbiorów. Syntetyczne pestycydy w ogóle nie były potrzebne. Plony mogły być niskie, były jednak pewne. Z kolei mieszańce dawały wyższe plony, pod warunkiem jednak, że rolnik stosował nawozy sztuczne i toksyczne pestycydy. To natomiast oznaczało dodatkowe wydatki. Ryzyko związane z uprawami bawełny stało się zatem większe. Konieczność zakupu nasion, nawozów i pestycydów oznaczała, że coraz więcej osób zaczęło się zadłużać. A gdy szkodniki zdziesiątkowały bawełnę, bo na przykład uodporniły się na stosowane insektycydy lub gdy zbiory zniszczyła susza, rolnik zostawał z długami, których nie miał jak spłacić. Stres, który to powodowało, był tak duży, że dziesiątki tysięcy rolników w Indiach odebrało sobie życie, często pijąc pestycydy, które miały chronić ich bawełnę.

Bawełna Bt miała to zmienić. Tak się jednak nie stało. Koszty upraw są nadal wysokie, plony są nieraz poniżej oczekiwań, a stosowanie nasion Bt spowodowało pojawienie się kolejnych problemów.

– Gdy wyeliminuje się głównego szkodnika, jakim w tym przypadku są larwy ciem, jego miejsce zajmują owady, które do tej pory miały drugorzędne znaczenie, jak na przykład mszyce – mówi dr Reyes Tirado z Laboratoriów Badawczych Greenpeace na Uniwersytecie Exeter w Wielkiej Brytanii. – Rolnicy, z którymi rozmawiałam w Indiach, narzekali bardzo właśnie na mszyce, które wcześniej nie sprawiały im problemu. Teraz jednak są zmuszeni do częstych oprysków, a środki owadobójcze sporo kosztują. Rolnicy wydają także więcej na nasiona bawełny Bt, które są droższe.

W wielu przypadkach rolnicy, którzy kupili nasiona GMO, muszą dokupić również środki przeciwko larwom ciem, choć miało to być niepotrzebne. Larwy bowiem szybko się uodporniają na toksynę Bt (w Indiach odporność larw na Bt pojawiała się nawet po 2-3 latach) i firma biotechnologiczna Monsanto przyznała oficjalnie, że w 2009 r. jej nasiona nie były już odporne na różowe larwy ciem (Pectinophora gossypiella) w niektórych rejonach Indii. Monsanto proponuje więc rolnikom nowe nasiona, które mają dodatkowy  zmodyfikowany gen, wytwarzający jeszcze jedną toksynę. Wyniki badań pokazują tymczasem, że larwy ciem uodparniają się również na tę drugą toksynę (2).

Z punktu widzenia producentów nasion, nie bez znaczenia jest to, że geny w bawełnie Bt, w Indiach, modyfikuje się nie w „zwykłych” nasionach, lecz w mieszańcach. Oznacza to, że rolnicy nie zachowują sami nasion, lecz muszą kupować je co roku kupować od nowa. A gen Bt nie zwiększa sam z siebie plonów bawełny, a jedynie zmniejsza potencjalne straty powodowane przez konkretną grupę szkodników.

Poważnym problemem, który związany jest z GMO, jest utrata przez rolników kontroli nad nasionami. Nasiona tradycyjnych odmian można po prostu zachować i wysiać w przyszłym roku. Jeżeli rolnik robi to sam, wówczas jego wydatki wynoszą zero. Wie także dokładnie co wysiewa i może selekcjonować bawełnę w taki sposób, aby była ona jak najlepiej dostosowana do warunków na jego polu – do rodzaju gleby czy do ilości opadów. Natomiast kupując nasiona bawełny Bt może trafić na nasiona słabej jakości lub na takie, które do warunków na jego polu nie będą pasowały, co przekłada się na niższe plony. Sprzedawcy mogą także celowo ograniczać dostępność nasion, gdyż ich mniejsza podaż może podnieść ceny nasion nawet powyżej maksymalnej ceny detalicznej (ustalanej odgórnie przez poszczególne stany w Indiach), tworząc czarny rynek (3).

Entuzjaści GMO podkreślają jednak, że skoro kilka milionów rolników kupuje w Indiach nasiona bawełny Bt, to musi to być dla nich korzystne. Przecież gdyby GMO się im nie opłacało, to by tych nasion nie kupowali. Rzeczywistość jednak nie jest taka oczywista.

– Znalezienie nasion, które nie byłyby modyfikowane genetycznie jest dla przeciętnego rolnika bardzo trudne lub wręcz niemożliwe – mówi Reyes Tirado. – Już kilka lat temu, kiedy prowadziłam badania w stanie Andhra Pradesh, rolnicy mówili mi, że nie mogą znaleźć nasion bez toksyny Bt. Chcieli je kupić, jedni dlatego, że byli to rolnicy ekologiczni, a inni dlatego, że nasiona Bt są bardzo drogie. Nie było ich jednak w sprzedaży. Nie jest to spowodowane tym, że rolnicy wybierali nasiona Bt, więc pozostałe zniknęły z rynku. Kiedy Monsanto zdecydowało się wprowadzić bawełnę Bt do Indii, kupiło lokalne firmy produkujące nasiona bawełny lub udziały w nich. Następnie te firmy zaczęły dostarczać wyłącznie nasiona bawełny Bt. Rolnicy nie mieli na to wpływu. Są więc zmuszeni kupować bawełnę modyfikowaną genetycznie.

Z produkcją nasion mieszańców bawełny, zarówno tych GMO jak i „zwykłych”, wiąże się jeszcze jedna kwestia – do zapylania kwiatów bawełny zatrudnia się w Indiach dzieci w wieku od 6 do 14 lat (w szczególności dziewczynki). Może to być praca przez nawet dwanaście godzin dziennie, za stawkę niższą niż otrzymują dorośli, czasem także wbrew ich woli. Nie są to pojedyncze przypadki. Szacuje się, że w latach 2009-2010 na farmach, w czterech stanach, z których pochodzi większość nasion bawełny, pracowało ponad 169 tysięcy dzieci poniżej 14 roku życia (4). Firma Monsanto zdaje sobie sprawę z tego, że przy produkcji dla niej nasion pracują dzieci i twierdzi, że stara się temu przeciwdziałać. Wizyty na farmach w stanie Gujarat w 2010 r. wskazują jednak, że raczej z dość marnym skutkiem (5).

Zwolennicy GMO twierdzą, że warto promować bawełnę Bt, gdyż zapewnia ona większe plony, a tym samym większe zyski dla rolników. Tymczasem wyniki badań pokazują, że ekologiczne uprawy bawełny, gdzie GMO jest zabronione, mogą przynieść rolnikom równie dobre lub większe zyski niż uprawy bawełny Bt (6). Nawet bowiem jeżeli plony ekologicznej bawełny są mniejsze, to rekompensują to znacznie niższe koszty upraw ekologicznych – nie trzeba kupować syntetycznych nawozów, środków ochrony roślin, a także samych nasion Bt (7). Ponadto, jeżeli rolnik wysiewa tradycyjne nasiona (nie mieszańce), to znika problem pracy dzieci przy robieniu krzyżówek, gdyż kwiaty bawełny zapylają się same lub robią to owady, na przykład pszczoły.

Badania porównawcze, które prowadził w Indiach Instytut Badań Rolnictwa Ekologicznego (FiBL) ze Szwajcarii, pokazują, że ekologiczna uprawy gleby pozwala uzyskać lepsze plony bawełny niż bawełny Bt w czasach suszy, pomimo tego, że w tym drugim przypadku stosowano nawozy sztuczne i opryski (8). Jest to o tyle istotne, że bankructwa rolników zdarzają się często właśnie z powodu suszy. Nawet więc jeżeli rolnik ekologiczny zarabiałby ze sprzedaży bawełny mniej, to jego zyski będą bardziej stabilne, a ryzyko ekonomiczne mniejsze niż u rolników, którzy uprawiają GMO. A z larwami ciem można sobie poradzić w inny sposób.

– Rolnicy mogą w tym celu stosować samodzielnie robione środki, na przykład ekstrakt z czosnku, cebuli i chilli lub roztwory z liśćmi tytoniu czy ekstrakt z nasion miodli indyjskiej – wskazuje Christian Andres, zajmujący się w FiBl badaniem upraw w tropikach. – Dostępne są także środki zawierające wirusy atakujące larwy ciem lub grzyby pasożytujące na owadach, jak Beauveria bassiana czy Verticillium lecanii.

Rolnictwo ekologiczne opiera się na wiedzy – zwraca uwagę Reyes Tirado – a to jest to, czego firmy nie lubią.

Zarabiają więcej sprzedając rolnikom pestycydy niż ucząc ich technik ekologicznego rolnictwa. I na tym właśnie polega problem.

Christian Anders podkreśla z kolei: – Wyzwaniem jest dziś znalezienie ekologicznych nasion o dobrej jakości Duże firmy nasienne inwestują każdego roku znaczne środki w produkowanie coraz lepszych mieszkańców bawełny Bt. Takich inwestycji brakuje jednak w przypadku bawełny ekologicznej. Rolnicy ekologiczni i rolnicy uprawiający bawełnę Bt konkurują więc na nierównych zasadach. Aby temu zaradzić, FiBL rozpoczął projekt Zielona bawełna, w ramach którego do produkcji nasion zostali włączeni bezpośrednio rolnicy. Jest to podejście z założenia zdecentralizowane i partycypacyjne, które ma na celu umożliwić rolnikom kontrolę nad nasionami.

Liczne problemy, jakie wiążą się z konwencjonalną uprawą bawełny, sprawiły, że konsumenci zaczęli szukać alternatyw. Część dużych, europejskich marek odzieżowych w oferuje ubrania uszyte z bawełny ekologicznej i zaczynają z niej szyć również firmy w Polsce.

– Każda z nas ma swoje powody, dla których postanowiłyśmy szyć ubranka z organicznej bawełny – mówi Agnieszka Kaim, współwłaścicielka marki dla dzieci Lulu and the Pug. – Do mojej wspólniczki oraz mojej siostry, która nam pomaga, przemawia przede wszystkim wątek ochrony środowiska. Zgadzam się z nimi, choć mnie najbardziej poruszają kwestie społeczne, a w szczególności praca dzieci w przemyśle tekstylnym i odzieżowym. Dlatego szyjemy w Polsce, zarówno same, jak i zlecamy szycie na zewnątrz do małych zakładów krawieckich.

Certyfikacja ekologiczna obejmuje nie tylko żywność, lecz także bawełnę. – Nasze materiały mają certyfikat GOTS (Global Organic Textile Standard), który potwierdza, że są z bawełny ekologicznej, a ponadtowyklucza pracę dzieci przy wytwarzaniu materiałów – wskazuje Agnieszka Kaim. – Ceny naszych ubranek są wyższe niż tradycyjnych, gdyż sam materiał jest droższy, a do tego sprowadzamy go z Niemiec. Niemniej jednak marka zdobywa popularność. Kolorowe ubranka z bawełny organicznej budzą zainteresowanie, gdyż dotychczas pokutował u nas pogląd, że ekobawełna oznacza tylko naturalne, przygaszone barwy.

Z kolei zasady Sprawiedliwego Handlu (Fairtrade) gwarantują rolnikom przyzwoitą cenę za uprawianą przez nich bawełnę, zapewniają wieloletnie kontrakty z odbiorcami, a ponadto wykluczają pracę dzieci przy uprawach. Cena ubrań z takim certyfikatem jest wyższa. Sęk jednak w tym, że niskie ceny ubrań wielu marek, do których konsumenci są przyzwyczajeni, są często poniżej kosztów etycznej produkcji – dotyczy to zarówno kwestii środowiskowych, jak i społecznych. Standardem natomiast powinna stać się bawełna ekologiczna, kupowana od rolników w takiej cenie, że pozwala im na godne życie. To samo dotyczy produkcji materiałów i szycia. Nie do przyjęcia są bowiem obecne stawki wynagrodzenia dla pracowników branży odzieżowej w Kambodży czy w innych państwach na świecie, gdzie wykorzystuje się ludzi jako tanią siłę roboczą.

Nacisk z naszej strony – jako konsumentów na firmy odzieżowe oraz jako obywateli na polityków, jest niezbędny, aby mogło się to zmienić.

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.

Przypisy:

  1. Organic Cotton: Re-inventing the Wheel, pod red. Meena Menon, s. 13-14.
  2.  Bruce E. Tabashnik i Yves Carrière, Field-Evolved Resistance to Bt Cotton: Bollworm in the U.S. and Pink Bollworm in India, Southwestern Entomologist, październik 2010, s. 417-424. Zobacz także: Jane Qiu, GM crop use makes minor pests major problem, Nature, 13.05.2010.
  3. Ramu Bhagwat, Mahyco banned from selling Bt cotton seeds in Maharashtra, The Times of India, 10.08.2012 r. oraz Yogesh Pawar, Agriculture minister for saying bye-bye to Bt cotton, DNA, 24.06.2013.
  4. Davuluri Venkateswarlu, Signs of Hope, czerwiec 2010, s. 28. Zobacz także: Children Behind Our Cotton, Environmental Justice Foundation, 2007.
  5. Gova Rathod, Child Labour in Production of Cotton Seeds on Monsanto Plots in District Sabarkantha of Gujarat, grudzień 2010.
  6. Frank Eyhorn, The viability of cotton-based organic farming systems in India, s. 32; Zobacz także: Reyes Tirado, Picking Cotton, 2010, s. 3.
  7. W badaniu porównaczym prowadzonym przez FiBL koszty były niższe o 38 procent: Long-term trial in India shows: Organic Cotton is competitive with GM crops, FiBL, 05.12.2013.
  8. Dionys Forster, Christian Andres, Rajeev Verma, Christine Zundel, Monika M. Messmer, Paul Mäder, Yield and Economic Performance of Organic and Conventional Cotton-Based Farming Systems – Results from a Field Trial in India, 04.12.2013.

Zobacz więcej:

Seed Security among Organic Cotton Farmers in South India, Noémi Nemes, 2010.

Czytaj także:

Klaudia Wojciechowicz, Gmo nie zabije i nie wzmocni

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij