Kraj

Elastyczni, niepewni, wypaleni

Praca po dwanaście godzin? Prędzej czy później zapłacimy za to w postaci rent czy większych wydatków na zdrowie – mówi Piotr Ostrowski.

Paweł Pieniążek: Rząd chce zrezygnować ze sztywnego, ośmiogodzinnego dnia pracy. Jeśli firma będzie miała zlecenia, pracownicy popracują dłużej, jeśli ich nie będzie – krócej. Ważne tylko, żeby średni czas pracy w całym roku zgadzał się z Kodeksem. To dobry pomysł?

Piotr Ostrowski: Na początku kryzysu Niemcy wprowadzili tzw. konta pracy. Godziny, które robotnik wypracował ponad normę, były dopisywane na jego konto. Gdy aktywność zakładu pracy malała, to wtedy taka osoba mogła odebrać sobie te dodatkowe godziny i otrzymywała w tym czasie wynagrodzenie. Ten mechanizm funkcjonował na zasadzie zaufania między pracownikiem i pracodawcą.

W Polsce będzie to wyglądać inaczej. Gdy pojawi się potrzeba wzmożonej pracy, to pracownik będzie musiał siedzieć dłużej, a gdy będą dłuższe przestoje, to przyjdzie na dwie godziny albo wcale i pracodawca nie wypłaci mu wtedy wynagrodzenia.

System kont pracy i tak był w Niemczech krytykowany, bo dawał pracodawcom zbyt wiele możliwości manipulowania czasem pracy. Podkreślam jednak, że wprowadzono to na czas kryzysu i w wyjątkowej sytuacji.

Rząd tłumaczy, że takie rozwiązanie pozwoli zachować miejsca pracy. Jako przykład podaje fabrykę Fiata, gdzie zagrożonych zwolnieniami jest tysiąc pięciuset pracowników. Czy rzeczywiście większa elastyczność pozwala ograniczyć bezrobocie?

Nie ulega wątpliwości, że należy chronić każde miejsce pracy. W przypadku Fiata mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, bo FSM jeszcze przed prywatyzacją była relatywnie nowoczesną fabryką, a już będąc w koncernie Fiata, tyskie zakłady należały do najwydajniejszych i najnowocześniejszych. Przy okazji mogły liczyć na potężną pomoc ze państwa. Pojawia się więc pytanie: czy kolejne przywileje dla biznesu, tym razem w kwestii czasu pracy, uchronią pracowników przed zwolnieniem? Mam poważne wątpliwości. Wydaje się, że po prostu w większym stopniu pozwolą przerzucić na pracowników ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej.

Czy płatne nadgodziny niedługo już zupełnie znikną?

Już teraz tylko pracownicy na pełnym etacie mają naliczane nadgodziny. A wiele osób, w szczególności młodych, nie ma umowy o pracę. Ale nawet w przypadku etatów jest to mechanizm nadużywany przez pracodawców. Zdarza się, że zmuszają pracowników do pozostania dłużej, mówiąc, że taki jest wymóg. Często wydłuża się przerwy w ciągu dnia po to, aby pozostali w miejscu pracy do późniejszej godziny. Spotkałem się także z przypadkami pośredniego przymuszania do pracy w nadgodzinach – budowania atmosfery, w której wyjście przed godziną dwudziestą czy dwudziestą pierwszą było niemile widziane.

Ośmiogodzinny dzień pracy był kiedyś jednym z czołowych haseł związków zawodowych. Dlaczego przykładano do tego aż taką wagę?

To było hasło, które wypisywano nie tylko na sztandarach związkowych, ale również partii socjalistycznych czy socjaldemokratycznych. Często widniały na nich trzy ósemki, co oznaczało osiem godzin pracy, osiem odpoczynku i osiem snu. Ten postulat był odpowiedzią na trudną sytuację robotników w kapitalizmie w dziewiętnastym i na początku dwudziestego wieku. Zwracano w ten sposób uwagę, że pracownik nie jest wyłącznie trybem w machinie, która wtedy dynamicznie się rozwijała, i że potrzebuje czasu na odpoczynek.

Może jednak dawne postulaty związków są już przestarzałe i trzeba znaleźć nowe rozwiązania?

Ośmiogodzinny tryb pracy jest optymalny z punktu widzenia kosztów, jakie ponosimy wszyscy. Oczywiście można eksploatować pracowników – dlaczego nie mieliby pracować po dziewięć czy dwanaście godzin? Prędzej czy później jednak ten problem gdzieś wyjdzie – albo w wypaleniu zawodowym, albo w dużej fluktuacji pracowników, albo zwolnieniach lekarskich. Społeczeństwo odczuje te koszty w postaci rent, większych wydatków na ochronę zdrowia czy opiekę sanatoryjną, konieczności pomocy psychologicznej i psychiatrycznej.

Nie możemy patrzeć na funkcjonowanie przedsiębiorstw wyłącznie w skali mikro – że przedsiębiorca tu i teraz potrzebuje elastycznych rozwiązań. Musimy się zastanawiać, w jaki sposób te rozwiązania wpłyną na całe społeczeństwo.

Piotr Ostrowski – przewodniczący komisji do spraw międzynarodowych Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Adiunkt w Zakładzie Socjologii Pracy i Organizacji w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki Powstawanie związków zawodowych w sektorze prywatnym w Polsce.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij