Kraj

Czy Duda zaapeluje do narodowców, żeby zdjęli koszulki z „Burym”?

Odmowa udzielenia patronatu marszowi organizowanemu przez ONR w Hajnówce to za mało.

Na studiach prawniczych polecano mi dobrze zapamiętać sprawę NSPA przeciwko miastu Skokie. To miała być podręcznikowa ilustracja ponoć znaczącej różnicy między tym, jak wolność słowa rozumie Ameryka, i tym, jak ją rozumie Europa.

NSPA to Narodowo-Socjalistyczna Partia Ameryki, a Skokie leży na przedmieściach Chicago. W większości zamieszkują go Żydzi – jeden na sześciu mieszkańców to ocaleniec z Holokaustu albo osoba bezpośrednio z taką osobą spokrewniona. W 1977 r. Frank Collin, przywódca NSPA, zapowiedział zorganizowanie osobliwego przedsięwzięcia: ulicami Skokie, a dokładnie tymi, przy których zamieszkiwali żydowscy ocaleńcy, miał przejść marsz członków partii przebranych w mundury niemalże identyczne z nazistowskimi, z dumnie przyczepionymi do piersi swastykami.

Przebrać się za nazistę i przejść pod oknami tych, których naziści cudem nie zabili? Sąd Najwyższy stanu Illinois uznał, że taki sposób wyrażania opinii jest chroniony Pierwszą Poprawką do konstytucji. To miała być ta niby znacząca różnica – mówiono nam wtedy, że w naszej wrażliwej Europie nikt nigdy na coś takiego by się nie zgodził. Nasza wolność słowa ma przecież bardziej przyzwoite granice.

Okazuje się jednak, że w Europie, a konkretnie w Hajnówce, wkrótce zdarzy się coś bardzo podobnego do marszu NSPA.

Z okazji piątej rocznicy ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” odbędzie się I Hajnowski Marsz Żołnierzy Wyklętych, sygnowany wizerunkiem kapitana Romualda Rajsa „Burego”. Marsz odbędzie się także w inną okrągłą rocznicę – dokładnie 70 lat temu oddział „Burego” spacyfikował kilka białoruskich wsi i dokonał mordu na 79 ich mieszkańcach. Jak ustalił IPN, między 29 stycznia i 2 lutego 1946 r. we wsiach Zaleszany, Wólka Wygonowska, Puchały Stare, Zanie, Szpaki i Końcowizna „Bury” i jego oddział rozstrzelał albo zagonił do domów, które następnie podpalił, obywateli polskich narodowości białoruskiej o wyznaniu prawosławnym. Niektórym udało się uciec przed rozstrzelaniem i nie wszyscy się wtedy spalili. Niektórzy żyją i mieszkają na Podlasiu do dziś, mieszkają tam też ich rodziny i świadkowie tych zdarzeń.

Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu stwierdziła, że czyny te „nosiły znamiona ludobójstwa”. Postępowanie w tej sprawie mimo to umorzono, ale trzeba zrozumieć dlaczego: po pierwsze, „Bury” już kiedyś został skazany przez władzę komunistyczną (a w roku 1995 r. zrehabilitowany przez władzę demokratyczną), a w państwie prawa mamy tę zasadę, że nie można skazać kogoś dwa razy za ten sam czyn. Natomiast postępowanie przeciwko towarzyszom „Burego” umorzono, bo albo nie żyją, albo ich nie wykryto.

Nie ma więc prawomocnego wyroku skazującego „Burego” za ludobójstwo. Mamy za to postanowienie wydane przez jednostkę należącą do prokuratury, w którym ustalono pewien stan faktyczny i na tej podstawie wyciągnięto dość poważne wnioski. Hajnowka, gdzie odbędzie się I Marsz Żołnierzy Wyklętych, reklamowany postacią „Burego”, leży nieopodal miejscowości, gdzie miały miejsce zdarzenia z 1946 r. I do dzisiaj zdecydowana większość jej mieszkańców i mieszkanek jest wyznania prawosławnego. Organizatorem marszu jest Obóz Radykalno-Narodowy i Narodowa Hajnówka.

Ależ odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że patronatu nad I Hajnowskim Marszem Żołnierzy Wyklętych nie obejmie prezydent Andrzej Duda.

Prezydent objął patronatem całe tegoroczne obchody V rocznicy ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i zachęcał do zgłaszania oddolnych inicjatyw, ale wniosek ONR-u odrzucono. Czy ta decyzja powinna wystarczyć mieszkańcom okolic Hajnówki i reszcie Polski? Raczej nie.

Kim są „żołnierze wyklęci”? Doczekaliśmy się definicji ustawowej: to bohaterowie antykomunistycznego podziemia, „którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu”. A więc kategoria szeroka, która ma objąć wszystkich tych, których komuna nazywała „zaplutymi karłami reakcji” i którzy dopiero po ’89 mogą liczyć na upamiętnienie.

Jak wiadomo, definicje szerokie nie są z zasady złe, ale w praktyce istnieje ryzyko, że do wora może wpaść coś, co być może nawet spełnia wszystkie przesłanki, by się tam znaleźć, ale jednak znaleźć się tam nie powinno. Wydaje się, że to jest właśnie problem z żołnierzami wyklętymi: każdy, kto walczył z komuną, był dobry, żołnierz wyklęty to ten, kto walczył z komuną, a więc każdy żołnierz wyklęty był dobry.

Tylko co się dzieje, kiedy żołnierz wyklęty okazuje się ludobójcą?

Prezydent Duda udzielił na razie następującej odpowiedzi: jeśli żołnierz wyklęty być może popełnił przestępstwa, wtedy nie wydaje się patronatu narodowego nad wydarzeniem sygnowanym jego wizerunkiem. Innej wypowiedzi udziela Artur Zawisza: „Buremu” należy się pamięć i szacunek, tak jak innym żołnierzom walczącym z władzą komunistyczną”. Która z odpowiedzi wybrzmiewa dzisiaj donioślej?

Rozsądnie i odpowiedzialnie byłoby, gdyby prezydent Duda przyznał, że nie każdy, kto rzekomo walczył z komuną, był dobry, a więc że niektórzy żołnierze wyklęci byli źli. Innymi słowy: należałoby wywrócić worek z napisem „żołnierze wyklęci” do góry dnem i wskazać, że są w nim ci, którzy nie powinni. Skoro o nieobejmowanie przez prezydenta patronatem marszem w Hajnówce apelowała nie tylko Partia Razem, ale także Cezary Gmyz, to nie jest to dla prawicy takie niemożliwe.

Rozsądek mógłby także podpowiedzieć prezydentowi Dudzie, że „Bury” szkodzi sprawie „żołnierzy wyklętych”. W komunikacie IPN można przeczytać, że akcja „Burego” w żadnym razie nie była walką o niepodległy byt Polski, a wręcz wspomagała komunistyczny aparat władzy poprzez obniżanie prestiżu organizacji podziemnych i dostarczenia argumentów propagandowych o bandytyzmie oddziałów partyzanckich. Tymczasem Duda ogranicza się do odmówienia patronatu i twardo udaje, że problemu nie ma.

Odpowiedzialnie byłoby przecież zaprzestać milczącego przekazywania kompetencji kształtowania polityki historycznej takim organizacjom jak Narodowa Hajnówka czy ONR. Być może warto też, żeby o stosunki polsko-białoruskie czy prawosławno-katolickie zadbał ktoś bardziej kompetentny niż Artur Zawisza. Wiadomo, że praca nad polityką historyczną jest trudna i żmudna, ale jednak ktoś to musi zrobić. Samo ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i wydawanie bądź niewydawanie patronatów to za mało. Nie wystarczy też raz na pięć lat tuż przed wyborami zajechać na obiad na Świętą Górę Grabarkę, żeby powiedzieć tam parę miłych, podniosłych słów do prawosławnych. Pamiętajmy też, że prezydent Komorowski, z wykształcenia historyk, również składał kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego i formalnie to właśnie on ustanowił Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Czy Duda zaapeluje do narodowców, żeby zdjęli koszulki z „Burym” i znaleźli sobie innego bohatera? Czy oprócz bohaterów powstania antykomunistycznego upamiętni także ofiary żołnierzy wyklętych? Czy przyczyni się do zabliźnienia ran rodzin ofiar „Burego”, którzy 60 lat czekali na potępienie oprawcy – czy będzie te rany jątrzył?

Na razie wiemy tylko tyle, że w sobotę, 27 lutego, ulicami Hajnówki przejdzie marsz pod patronatem „Burego”.

Przejdzie przez miasto, którego mieszkańcy i mieszkanki pamiętają jeszcze, jak żołnierze rzekomo walczący z komuną wyciągnęli z domów ich dziadków, rodziców, krewnych, a następnie skazali na śmierć tylko dlatego, że ci nie umieli się przeżegnać po katolicku.

Dlatego, że byli prawosławni, czyli używając po dziś dzień powtarzanego na Podlasiu określenia – bo byli „ruscy”.

Co będzie upamiętniał ten marsz: antykomunistyczne powstanie czy zdarzenia ze stycznia i lutego 1946 r.? Wątpliwego bohatera czy prawdopodobnego ludobójcę? Czy marsz stanie się nową podlaską tradycją? A może ONR powie w sobotę to samo, co powiedział parę tygodni temu przy okazji marszu antyimigranckiego w Podkowie Leśnej: że chodzi im o rzeczową i merytoryczną dyskusję oraz „o przekonanie entuzjastów mieszania się cywilizacji, kultur i ras, że to mieszanka wybuchowa”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Beata Siemieniako
Beata Siemieniako
Prawniczka i aktywistka
Prawniczka i aktywistka. Jest absolwentką Kolegium MISH i prawa na Uniwersytecie Warszawskim oraz Cardiff Law School. Od 2014 roku nieodpłatnie udziela porad prawnych w Komitecie Obrony Praw Lokatorów oraz prowadzi warsztaty edukacyjne. Aplikantka adwokacka, współzałożycielka i członkini Sekcji Praw Człowieka przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Dotychczas współpracowała m.in. z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, ClientEarth Poland – Prawnicy dla Ziemi, European Documentation Centre w Cardiff oraz Stowarzyszeniem im. prof. Hołdy. Publikowała w „Oko.press”, „Krytyce Politycznej”, „Kulturze Liberalnej”, „Młodej Palestrze”, „Codzienniku Feministycznym”, „Girls do the Front Zin”.
Zamknij