Gospodarka

Ukraińcy nie wyjadą do Niemiec. Ale nie dlatego, że w Polsce jest im dobrze

praca-korporacja-przepracowanie

Polscy pracodawcy odetchnęli z ulgą: szeroko reklamowane otwarcie niemieckiego rynku pracy na pracowników spoza UE okazało się raczej uchyleniem drzwi. Ukraińscy pracownicy na razie zostają. Lecz na tym dobre wiadomości się kończą – państwo w najbliższym czasie nie ułatwi ani legalizacji pobytu, ani zatrudniania cudzoziemców. Do tego ich wyobcowanie w polskim społeczeństwie będzie coraz bardziej odczuwalne.

W grudniu 2018 roku rząd Niemiec przegłosował ustawy korygujące dotychczasową politykę migracyjną. W polskich mediach w przededniu głosowania najpierw rozpętała się burza, że z kraju wyjedzie nawet pół miliona ukraińskich pracowników, lecz po chwili obaw przyszedł pełen samozadowolenia spokój – wprowadzone zmiany mają charakter drobnych ułatwień, nie rewolucji.

Ograniczony charakter niemieckiej reformy to jednak nie koniec polskich kłopotów z zatrzymaniem w kraju zagranicznych pracowników: ukraińskie zasoby ludzkie są już wyeksploatowane do maksimum, a chętnych nie do zarobku, lecz do zamieszkania w Polsce, przybywa powoli. Ci, którzy jednak zdecydowali się na przeprowadzkę, spędzają miesiące w kolejkach po dokumenty, trafiając przez to na czarny rynek, nie są też objęci żadnymi programami integracyjnymi.

Niemiecka oferta – atrakcyjna, ale tylko dla wybranych

Niemcy – podobnie jak Polska – borykają się z problemami wynikającymi ze starzenia populacji. 21% mieszkańców ma ponad 65 lat, a liczba osób młodych skurczyła się do 24%. Bezrobocie pod koniec ubiegłego roku utrzymywało się na poziomie 3,4%, a 48% firm zgłaszało niedobór pracowników. Według niemieckich szacunków nad Renem i Szprewą obecnie nieobsadzonych jest nawet 1,5 mln wakatów, a prawie 2/3 przedsiębiorców uważa lukę kadrową za zagrożenie dla rozwoju swego biznesu.

Na brak rąk do pracy szczególnie cierpi budownictwo, opieka nad seniorami, medycyna i produkcja. Jednocześnie napływ migrantów z nowych państw członkowskich UE po 2004 roku zdecydowanie wyhamował. Niemiecka gospodarka pilnie potrzebuje więc pracowników spoza krajów członkowskich.

Chociaż z polskiego punktu widzenia niemiecka reforma polityki migracyjnej wygląda jak walka o migrantów z Europy Wschodniej, główny cel przyświecający rządowi Niemiec jest inny – dać chętnym do przeprowadzki obcokrajowcom możliwość legalizacji pobytu bez wchodzenia w procedurę uchodźczą.

W ostatnich latach do Niemiec przyjechały setki tysięcy obcokrajowców, ale większość złożyła podanie o azyl, a nie o zezwolenie na zamieszkanie z tytułu pracy. Powodem tego są między innymi skomplikowane procedury legalizacji dla migrantów zarobkowych. Dlatego właśnie w 2015 roku wnioski o status uchodźcy w Niemczech złożyło ponad 45 tys. Kosowian i ponad 65 tys. Albańczyków, chociaż w państwach tych nie toczy się przecież wojna.

Ukraina stawia na Trumpa

Po pierwsze, nowa polityka migracyjna Berlina zakłada, że ci cudzoziemcy, którzy mają już tzw. Duldung, czyli pobyt tolerowany w Niemczech (nie dostaną statusu uchodźcy, ale nie muszą wracać do kraju) od co najmniej 12 miesięcy i płacili składki na ubezpieczenie społeczne przez co najmniej 18 miesięcy, mogą złożyć wniosek o pozwolenie na pobyt i pracę. A po upływie 2,5 roku aplikować o pobyt stały w Niemczech. Wcześniej przejście pomiędzy procedurą azylową a zwykłą migracyjną nie było możliwe.

Po drugie, łatwiej będzie dostać zezwolenie na pobyt i pracę tym obywatelom państw trzecich, którzy posiadają kwalifikacje zawodowe odpowiadające niemieckiemu systemowi dualnego wykształcenia zawodowego (czyli takiemu, w którym praktyczna nauka zawodu odbywa się u pracodawcy) oraz wykazują się znajomością niemieckiego na poziomie B2. Na rynku pracy nie będą już musieli ustępować pierwszeństwa obywatelom państw UE, łatwiej będzie im nostryfikować dyplom, dostać miejsce na kursie językowym, dostaną też 6 miesięcy na znalezienie pracy. Szczególne preferencje będą mieli specjaliści w takich obszarach jak obsługa techniczna, budownictwo, transport, IT i opieka medyczna.

Angelo, ratuj planetę, nie Ukrainę!

Zmiany wejdą w życie w przyszłym roku. Niemieccy eksperci oceniają, że z możliwości przejścia z pobytu tolerowanego do statusu migranta zarobkowego skorzysta ok. 180 tys. cudzoziemców, w tym 60 tys. osób, które przyjechały do kraju jeszcze przed początkiem kryzysu migracyjnego. Beneficjentów drugiego rozwiązania policzyć ciężej.

– W 2009 roku do Niemiec przyjechało 16 tys. wykwalifikowanych robotników z państw nienależących do UE. W 2017 roku ta liczba wzrosła do 38 tys. – przypomina dr Matthias Mayer z Fundacji Bertelsmanna. – Po tym, jak ustawy z 2018 roku wejdą w życie, oczekiwałbym, że za ich pomocą swój pobyt zalegalizuje 10 tys., a za kilka lat nawet 15 tys. osób rocznie. Ale żadnego boomu imigracyjnego nie przewiduję.

Praca zamiast zatrudnienia to ekologiczna konieczność

– Jesteśmy dalecy od uznania nowych przepisów w Niemczech za najbardziej czarny scenariusz dla polskiego rynku pracy – mówi Andrzej Korkuś, prezes Grupy EWL, która od lat poszukuje pracowników dla polskich przedsiębiorstw w krajach Partnerstwa Wschodniego. – Wymagania stawiane kandydatom aplikującym do pracy w RFN, bariery językowe i kulturowe mogą ograniczyć skalę migracji ze Wschodu do Niemiec.

Polski kij bez marchewki

Nowe niemieckie wymagania słabo pasują do profilu ukraińskiego imigranta w Polsce, bo wymagają sporych inwestycji – i czasowych, i finansowych – w przeprowadzkę. Chociaż liczba Ukraińców na ulicach polskich miast po roku 2014 gwałtownie wzrosła, ciągle 80% przybyszy to migranci krótkookresowi, czyli pracujący na terenie kraju 6 miesięcy w roku lub mniej. Jak wynika z badań EWL Group, tylko co piąty zakłada, że chce zostać w Polsce więcej niż rok. To przekłada się na statystyki: o ile w 2018 roku obywatele Ukrainy otrzymali 1,4 mln tzw. oświadczeń (dokumentów uprawniających do podjęcia pracy maksymalnie przez pół roku), o tyle liczba właścicieli zezwoleń na zamieszkanie w styczniu 2019 nie przekroczyła 180 tys. Przy tym stały pobyt albo status rezydenta długoterminowego ma mniej niż 20% Ukraińców.

Taka sytuacja jest wynikiem zarówno migracyjnych strategii obywateli Ukrainy – zarobić na ślub/dom/samochód i wrócić do domu – jak i konstrukcji polskiego prawa. Oświadczenie albo wizę uzyskać łatwo, ale stały pobyt przysługuje tylko Polakom z pochodzenia, małżonkom obywateli polskich i właścicielom Karty Polaka. Rezydentura długoterminowa – tym, którzy przez pięć lat nieprzerwanie przebywali na terenie kraju i co najmniej przez trzy lata płacili podatki i ZUS. Do tego w 2018 roku doszedł wymóg zaliczenia państwowego egzaminu językowego, który kosztuje ponad 500 zł i odbywa się trzy, cztery razy w roku. Kto celuje w polski paszport, musi zaczekać jeszcze trzy lata. Do „mety” docierają nieliczni: w 2016 Polska wydała obcokrajowcom 3,7 tys. paszportów, podczas gdy Niemcy – 113 tys., a Włochy – 202 tys.

Do skomplikowanych procedur dochodzą niekończące się kolejki. W województwie mazowieckim, gdzie mieszka większość obcokrajowców, nikogo już nie dziwi rozpatrywanie pobytowej sprawy przez rok, choć ustawowo powinno to trwać 60 dni. W województwie pomorskim i dolnośląskim sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Oczekiwanie na papiery to brak podpisanych umów, a co za tym idzie – praca na czarno, zatrzymanie pensji, brak ubezpieczenia i szkoleń BHP. To także brak możliwości wyjazdu z kraju, co jest szczególnie dotkliwe dla „białych kołnierzyków”. Informatycy i pracownicy korpo jechali do Polski po inne standardy życia, a zamiast na wakacjach w Hiszpanii spędzają czas na poszukiwaniu pośredników do załatwienia spraw w urzędzie.

Chcę zostać niewolnicą w Niemczech. I nie śmiejcie się z tego!

– O przeprowadzkę do Niemiec pytają zmęczeni polskimi procedurami ludzie, którzy chcą grać według jasnych reguł i mają nadzieję, że w Niemczech administracja będzie się tych reguł trzymała – tłumaczy prezeska Fundacji Rozwoju Oprócz Granic Ksenia Naranovich.

Dr Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych dodaje: – Niektórzy Ukraińcy będą w tej sytuacji zmotywowani, aby się nauczyć języka, zintegrować w nieco odmiennej kulturze i pokonywać większe dystanse. Zwłaszcza ci, którzy mieszkają na wschodzie Ukrainy i bliskość geograficzna Polski nie jest dla nich kluczowa.

W dłuższej perspektywie duży wpływ na zatrzymanie migrantów ukraińskich w Polsce będzie miała polityka integracyjna państwa, a raczej jej zupełny brak. Od 2016 roku Polska jej nie prowadzi i prawdopodobnie nie zmieni się to przed wyborami parlamentarnymi. Politycy i eksperci formacji rządzącej unikają nawet pojęcia „integracja”, mówią za to o „asymilacji”, czyli zrobieniu z przybyszy Polaków z krwi i kości.

Samochody bez kierowców, praca bez pracowników. Automatyzacja – ostatnia granica

Ale nawet w celu realizacji tego archaicznego planu nic się nie robi: w Polsce nie ma punktów konsultacyjnych, gdzie cudzoziemcy mogliby zdobyć informacje o procedurach legalizacji pobytu i pracy, o tym, jak zapisać dziecko do szkoły czy uzyskać pomóc medyczną; brak także kursów języka polskiego dla cudzoziemców. Wcześniej na te podstawowe potrzeby częściowo odpowiadały NGO-sy, ale trzy lata temu zostały pozbawione finansowania unijnego przez ministra Mariusza Błaszczaka. Lukę trochę wypełnia sektor komercyjny, ale tylko w dużych miastach, do tego nie każdego migranta stać na kilkaset złotych za kurs czy konsultację.

Polska stworzyła liberalne, jak na standardy UE, warunki dla krótkookresowych migrantów zarobkowych. Niemcy jednak nie konkurują z Polską o migrantów krótkookresowych i niewykwalifikowanych. Berlin gra o to, by ściągnąć „śmietankę” – pracowników o wysokich i potrzebnych na rynku kwalifikacjach, którzy chcą osiąść w innym kraju na stałe. Czyli najbardziej atrakcyjnych z punktu widzenia kryzysu demograficznego.

Polska dla tych, którzy chcą zostać dłużej, ma tylko kij bez marchewki. Utrata miejsca pracy dla Ukraińca skutkuje nie wydaniem zasiłku, a wyjazdem z kraju. Do programu Rodzina 500+ kwalifikują się tylko ci, którzy mają już kartę pobytu z dostępem do rynku pracy i złożyli PIT w poprzednim roku podatkowym. Dlatego korzysta z niego tylko 4,5 tys. Ukraińców.

Jak zmierzyć gościnność?

Kilka tygodni temu na polskim Twitterze chętnie udostępniano artykuł z portalu Wszystko Co Najważniejsze Najbardziej gościnny kraj w Europie, który przyjął najwięcej migrantów? Polska. W tekście jako jedyny argument na rzecz tytułowej tezy został przedstawiony wykres pokazujący, że w 2016 roku Polska wydała najwięcej w UE zezwoleń pobytowych w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców.

Rodrik: Migracja czasowa zbawi Europę (i Afrykę przy okazji)

Owszem, trzy lata temu Warszawa zaliczyła rekordowy wzrost liczby wydanych zezwoleń na zamieszkanie i wiz krajowych. Tylko że większość tych dokumentów pobytowych dostali ludzie, którzy przyjechali tu w celu podjęcia pracy. Czyli: zapłacili podatki i ZUS, wydali pieniądze w sklepach, po czym wrócili do domu. W ten sposób został zaspokojony obustronny interes: migranci dostali kasę, a polscy pracodawcy niezbyt drogie ręce do pracy. OK, to normalny pragmatyzm. Tylko że ubrany w szaty gościnności – podobnie jak wtedy, gdy Beata Szydło nazywała migrantów uchodźcami.

Biedroń chce podniesienia płacy minimalnej, radykalnego podniesienia

Podobne manipulacje powstają, by podkreślić, że Niemcy wydali takich zezwoleń mniej, a Polskę mają czelność krytykować. A przecież przyjęcie setek tysięcy uchodźców przez Berlin to spore wydatki (przynajmniej na początku), a przyjęcie migrantów zarobkowych przez Polskę – przychody. Jeżeli do tego dodać mowę nienawiści, z którą Ukraińcy na co dzień spotykają się w Polsce, a jeszcze częściej – polski paternalizm, to jakoś średnio się ta gościnność udała.

Chociaż Ukraińcy masowo nie wyjadą jutro z Polski dalej na Zachód, polski biznes jest zaniepokojony – jeżeli w ślady Niemiec pójdą inne kraje Europy Zachodniej i Skandynawii, to summa summarum liczba wykwalifikowanych migrantów zostawiających Polskę zacznie być odczuwalna. A zastąpić ich za bardzo nie ma kim: jak podało na początku lutego Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej, w 2018 powiatowe urzędy pracy po raz pierwszy od 2006 roku zarejestrowały mniej oświadczeń niż w roku poprzednim – 1582 tys. do 1824 tys. Spada też liczba wydanych obcokrajowcom zezwoleń na zamieszkanie: 47 tys. nowych w 2018 roku, podczas gdy w 2016 były to 54 tys., a w 2017 – 59 tys.

Listonosze protestują, a Poczta Polska twierdzi, że „funkcjonuje płynnie i bez zakłóceń”

Ci, którzy chcieli się wypróbować jako pracownicy w Polsce, już to zrobili, a liczba tych, którzy planują przeprowadzkę – spada.

W takiej sytuacji polscy politycy powinni wprowadzić dodatkowe zachęty dla pracowników cudzoziemskich, którzy mają pożądane przez rynek kwalifikacje i planują dłuższy pobyt w kraju. Odpowiadający za projekt nowej, bardziej otwartej polityki wiceminister Paweł Chorąży z Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju został jednak zwolniony, a PiS boi się poruszyć temat przed wyborami w obawie przed utratą antyimigranckiego elektoratu. – Polska polityka migracyjna uzależniona jest od polityki wewnętrznej, w związku z czym działania Berlina raczej nie wpłyną na jej kształt – stwierdza dr Agnieszka Łada. – Racjonalnie patrząc, kroki Niemiec powinny zmotywować polskie władze do uporządkowania zasad polityki migracyjnej. Nie liczę jednak na jednoznaczny i bezpośredni wpływ.

Dziś polscy urzędnicy wolą się tłumaczyć, że i tak nie są w stanie zaproponować Ukraińcom pensji na poziomie niemieckim. To prawda. Lecz Ukraińcy dziś szukają za granicą nie tyle kasy, ile innych warunków gry.

Jak wskazują wyniki wewnętrznego badania przeprowadzonego przez firmę Personnel Service pod koniec ubiegłego roku, 80% ukraińskich pracowników podaje jako najważniejszą motywację zmianę kraju zamieszkania – chcą lepszych perspektyw, możliwości rozwoju, wyższego standardu usług publicznych. I to wszystko Polska może im dać.

Trzeba tylko przestać mierzyć gościnność liczbą wydanych zezwoleń na płacenie podatków.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olena Babakova
Olena Babakova
Dziennikarka
Olena Babakova – absolwentka Wydziału Historii Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii Uniwersytetu w Białymstoku. W latach 2011–2016 dziennikarka Polskiego Radia dla Zagranicy, od 2017 roku koordynatorka projektów w Fundacji WOT. Współpracuje z polskimi i ukraińskimi mediami, m.in. „Europejską Prawdą”, „Nowoje Wriemia”, „Aspen Review”, Kennan Focus on Ukraine. Pisze o relacjach polsko-ukraińskich i ukraińskiej migracji do Polski i UE.
Zamknij