Gospodarka

Frankowicze – czar prysł!

Co się ostało z obietnic prezydenta Dudy, że będzie mocno wspierał frankowiczów? Niewiele.

Podczas kampanii wyborczej Andrzej Duda wielokrotnie starał się zdobyć głosy frankowiczów. Gdy kancelaria prezydenta Komorowskiego twierdziła, że „frankowicze bezpiecznie czekają na rozwiązania, które uzgodni Komisja Nadzoru Finansowego i Związek Banków Polskich”, Andrzej Duda zapowiadał mocne wsparcie frankowiczów – nawet przewalutowanie kredytów po kursie zaciągnięcia. Przez ostatni rok otrzymywaliśmy informacje o przeróżnych rozwiązaniach szykowanych w kancelarii Prezydenta. Na wtorkowej konferencji prasowej ostatecznie je przedstawiono. Czar prysł.

O co w tym wszystkim chodzi?

Na początku roku 2016 kredyty hipoteczne denominowane w CHF (czyli tak zwane „kredyty frankowe”) były warte około 140 miliardów złotych. Stanowiły nieco ponad jedną trzecią wartości wszystkich kredytów hipotecznych oraz około 8,5% aktywów sektora bankowego.

Główną przyczyną ich popularności było niższe oprocentowanie, co oznaczało, że jeśli nie uwzględnimy ryzyka walutowego, kredyty frankowe były „tańsze” od kredytów złotowych. Banki wielokrotnie oferowały kredyty frankowe klientom, których zdolność kredytowa wykluczała kredyty mieszkaniowe w złotych. Zarabiały nie tylko na odsetkach od pożyczonego kapitału (stopie procentowej), ale także spreadzie, czyli różnicy między ceną kupna (przez banki na rynku hurtowym) i sprzedaży (frankowiczom) franka. Spłata rat we franku szwajcarskim oznaczała, że to kredytobiorcy i kredytobiorczynie muszą w całości pokryć ryzyko walutowe. Ryzyko walutowe, którego zgodnie z zapowiedziami doradców finansowych miało nie być. Kredyty frankowe aktywnie wspierali także prawicowi politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej.

Kredyty frankowe aktywnie wspierali także prawicowi politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej.

Według forsowanej przez nich wizji świata kredyt hipoteczny miał być jedyną drogą do własnego mieszkania, a rozwój kredytów walutowych umożliwiał zaciągnięcie kredytu i w konsekwencji zakup mieszkania także tym, dla których „droższe” kredyty złotowe były nieosiągalne. Rząd Marcinkiewicza naciskał na Komisję Nadzoru Finansowego, aby nie wydawała rekomendacji ograniczających dostęp do kredytów hipotecznych denominowanych we franku szwajcarskim. Na stronie internetowej PiS wciąż znajduje się komunikat prasowy przedstawiający stanowisko partii w tej sprawie. Tak duży rozrost portfela kredytów walutowych to nie tylko konsekwencja nastawienia banków na krótkookresowy zysk, ale także nieodpowiedzialnych decyzji politycznych i słabości nadzoru finansowego.

Kredyty frankowe były popularne do 2008 roku. W lipcu tegoż roku kurs franka osiągnął rekordowo niską wartość nieco poniżej 2 PLN. Następnie obserwujemy trzy skoki jego wartości: pod koniec 2008 do przedziału 2,5–3 PLN, w pierwszej połowie 2011 do wartości około 3,5 PLN i na początku 2015 roku (po uwolnieniu przez SNB kursu franka wobec euro) do wartości nieco ponad 4 PLN. Spadek wartości złotówki względem franka odstraszył kredytobiorców od kredytów frankowych, ale też wymusił spóźnioną o kilka lat interwencję nadzoru finansowego. W połowie grudnia 2008 roku, kiedy frank przeskoczył próg 2,8 PLN, Urząd Komisji Nadzoru Finansowego „zobowiązał banki do zweryfikowania polityki inwestycyjnej i struktury źródeł finansowani” i zaostrzył regulacje hipotecznych kredytów walutowych (Rekomendacja S II KNF-u). Dzięki temu, po 2008 roku ilość przyznawanych kredytów frankowych spadła ze 100–150 tysięcy rocznie do poziomu około 10 tysięcy w latach 2010–11, a po roku 2011 do mniej niż stu rocznie. W tym samym czasie jednak systematycznie rosła wartość kredytów frankowych pozostałych do spłacenia.

Pierwsze raty ze względu na niższe oprocentowanie były dla kredytowiczów wyraźnie korzystne, dziś jednak dla typowego frankowicza rata kredytu wzrosła o jakieś 30% (dla kredytów o dłuższych okresach kredytowania obecna rata wciąż często jest niższa niż pierwsza rata porównywalnego kredytu złotówkowego).

Głównym problemem frankowiczów nie jest jednak wzrost płaconych rat. Frankowicze lepiej radzą sobie ze spłatą zobowiązań niż osoby, które zaciągnęły kredyt w złotówkach, obecnie jednak około połowy wartości i jednej trzeciej ilości kredytów frankowych ma z powodu aprecjacji franka wartość wyższą niż nieruchomość, na które zostały one zaciągnięte.

Formalnie rzecz biorąc frankowicz, którego mieszkanie jest warte mniej od kredytu, wciąż może ten kredyt spłacić, wymaga to jednak utrzymania od niego stałych dochodów, co więcej na poziomie odpowiadającym nowemu kursowi franka. Pisząc wprost – frankowicze nie powinni chorować, rozwodzić się, a już na pewno nie mogą sobie pozwolić na utratę miejsca pracy. W wypadku zajścia któregoś z tych zdarzeń nie wystarczy, że sprzedadzą zastawione mieszkanie w celu spłaty kredytu – dziś jest ono warte zbyt mało.

Kredyty frankowe są ryzykowne na trzech płaszczyznach – dla samych frankowiczów (zdarzenia losowe mogące oznaczać bankructwo i utratę mieszkania), dla pojedynczych banków (w wypadku aprecjacji franka banki o dużym portfelu kredytów frankowych mogą stracić płynność) oraz dla całego systemu bankowego („banki frankowe” mogą zarazić utratą płynności inne instytucje sektora finansowego). Każdy z tych problemów jest poważny i wymaga konkretnych rozwiązań, a ostatni kryzys finansowy wyraźnie pokazał, że ryzyko systemowe nie jest abstrakcją, czy splotem wydarzeń, które nie mają prawa zajść. Kryzysy bankowe uderzają w całą gospodarkę, najsilniej w zwykłych ludzi, i wymagają kosztownej interwencji państwowej, jako miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych i Europie po 2007 roku.

Co proponuje Andrzej Duda?

We wtorek kancelaria prezydenta przeszła z etapu hojnych obietnic do zaprezentowania konkretnych rozwiązań. Frankowicze mają otrzymać zwrot niesłusznie naliczonych spreadów, temat przewalutowania kredytów frankowych został na razie odsunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość. Według zapowiedzi Adama Glapińskiego ma do tego dojść dzięki stopniowemu podnoszeniu wag ryzyka dla kredytów walutowych, co ma w długim okresie zmusić banki do przewalutowania części z nich. Niewiedzialna ręka wolnego rynku wsparta delikatną interwencją regulatora ma rozwiązać istniejący problem. Kiedy? Nie wiadomo. Istnieje jednak ryzyko, że wcześniej problemy frankowiczów zdążą rozwiązać nawet wolno mielące młyny polskiego systemu sprawiedliwości.

Prezydencki projekt tak naprawdę nie rozwiązuje żadnego z trzech przedstawionych problemów, a wysoki udział kredytów walutowych wciąż będzie tykającą bombą, która w wypadku dalszej aprecjacji franka (możliwej w obecnej napiętej sytuacji politycznej) wysadzi system finansowy w powietrze. Frankowicze otrzymali na otarcie łez drobny w stosunku do wartości kredytu transfer pieniężny, ale wciąż pozostają zdani na łaskę rynków walutowych oraz Szwajcarskiego Banku Narodowego. Mimo wielkich nadziei i ekonomicznej konieczności problem wciąż pozostaje nierozwiązany.

Kredyty frankowe a lewica

W sprawie kredytów frankowych milczą pozostałe partie polityczne. Platforma Obywatelska chyba wciąż udaje, że problem nie istnieje, Nowoczesna niemrawo mówi o tym, że powinny go rozwiązać banki, SLD nie wydaje się zdolne do przedstawienia jakichkolwiek propozycji, Partia Razem zapowiedziała przedstawienie ich w najbliższych dniach. Wsparcie dla frankowiczów jest dla lewicy tematem politycznie trudnym – znaczna część z nich to ludzie dobrze sytuowani, dla których wzrost rat oznacza co najwyżej rezygnację z wakacji w ciepłych krajach południowej Europy. Przy niepomyślnym rozwoju sytuacji problemy frankowiczów dość szybko mogą jednak zagrozić nam wszystkim.

Lewicowe rozwiązania problemu kredytów walutowych powinny być nastawione na obniżenie ryzyka systemowego, wsparcie kredytobiorców w trudnej sytuacji (a nie transfer pieniędzy do zamożnej warszawskiej klasy średniej czy posłów i posłanek z kredytami frankowymi), wzmocnienie pozycji kredytobiorców w postepowaniach sądowych wzbogacone o zmiany w kodeksie upadłościowym, które ułatwią upadłość konsumencką, a także wzmocnienie Komisji Nadzoru Finansowego i zabezpieczenie jej przed krótkookresową presją polityków. Ostatnia z wymienionych propozycji w kontekście toczącej się na lewicy dyskusji o niezależności banków centralnych może w pierwszej chwili budzić pewne opory u części czytelników, czynności KNF mają jednak przede wszystkim charakter techniczny i odbywają się w granicach stanowionego przez polityków prawa.

Ze względów finansowych niemożliwe wydaje się przewalutowanie kredytów frankowych po kursie znacząco korzystniejszym od kursu z początku 2015 roku. Przewalutowanie poza nielicznymi wyjątkami (np. osobami posiadającymi stały dochód w walucie kredytu) powinno mieć charakter obowiązkowy. Sytuacja jest tutaj podobna jak z ruchami antyszczepionkowymi . Pojedynczy kredytobiorca nie decydując się na przewalutowanie ponosi nie tylko ryzyko indywidualne, ale wywołuje również ryzyko zarażenia innych ewentualnymi problemami ze spłatą swoich zobowiązań.

Należy wesprzeć kredytobiorców, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji – na przykład umarzając przy przewalutowaniu część kredytu powyżej wartości nieruchomości. Koniecznym jest jednak zabezpieczenie takiej operacji klauzulami, które sprawią, że skorzystają na niej gospodarstwa domowe, które kupiły mieszkanie na własny użytek, a nie w celach inwestycyjnych (np. na wynajem).

Państwo zdecydowanie nie powinno przejmować ryzyka prywatnych inwestorów i osób, które zakupiły nieruchomości w celach czysto spekulacyjnych.

Państwo zdecydowanie nie powinno przejmować ryzyka prywatnych inwestorów i osób, które zakupiły nieruchomości w celach czysto spekulacyjnych. Koszty tej interwencji muszą ponieść banki, ponieważ to właśnie one zarobiły miliardy złotych na kredytach frankowych. Prawdopodobnie nie będą one w stanie zapłacić ich w jednym momencie – będą one zdecydowanie przekraczać roczny zysk sektora bankowego. W krótkim okresie konieczne może okazać się udostępnienie przez państwo płynności bankom, jednakże wszelkie udostępnione środki powinny zostać spłacone przez instytucje finansowe w rozsądnej perspektywie czasowej.

Jeśli lewica chce odzyskać miejsce w debacie ekonomicznej w Polsce, musi reagować na bieg wydarzeń. Reakcje na propozycje Andrzeja Dudy zawierające konkretne propozycje lewicowych rozwiązań powinny zostać przedstawione w najbliższym tygodniu.

 

**Dziennik Opinii nr 217/2016 (1417)

Stiglitz-cena-nierownosci

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij