Sławomir Sierakowski

Na prawo, ale przez Brukselę

W drugiej turze wyborów we Francji wystartują kandydat Brukseli i kandydatka Moskwy.

Wyniki pierwszej rundy wyborów we Francji udowadniają, że w kolejnym państwie Zachodu partyjny mainstream okazuje się niewybieralny. Francuskie wybory zapamiętamy jako kompromitację tradycyjnej prawicy i lewicy francuskiej wyeliminowanych przez młodego debiutanta Emanuela Macrona i populistkę Marine Le Pen. Po Jeremym Corbynie i Nigelu Farage’u (UK), Bernardzie Sandersie i Donaldzie Trumpie (USA), Norbercie Hoferze i Alexandrze van den Bellenie (Austria), także we Francji sukces odnoszą kandydaci kontestujący dotychczasowy system partyjny (nawet w prawyborach na prawicy i na lewicy zwyciężali najbardziej „zewnętrzni” kandydaci). Ukształtowany wraz z nowoczesną demokracją popadł w kryzys, z którego nie podniesie się dopóki nie pojawi się remedium na niezrównoważoną globalizację produkująca nierówności i obezwładniającą rządy, które nie potrafią im zaradzić.

W V Republice coś się skończyło

Zwycięzcy francuskich wyborów należy oddać to, że wykazał się niespotykaną dziś wśród polityków odwagą. Opuścił rząd, założył ruch polityczny, ubrał się w szatę Dejaniry, czyli flagę Unii Europejskiej, i wygrał pierwsze wybory, w jakich w życiu startował.

W kampanii był centrowym przeciwieństwem Donalda Trumpa. Mówił rzeczy, które z miejsca powinny go wyeliminować z wyścigu wyborczego. Odwiedzając Algierę oświadczył, że francuska kolonizacja to „zbrodnia przeciwko ludzkości”. We Francji nie trzeba być nacjonalistą, żeby zareagować na to oburzeniem. Innym razem potrafił powiedzieć, że coś takiego jak kultura francuska nie istnieje. Jeśli coś istnieje dla Francuzów to właśnie francuska kultura, szczególnie dziś, gdy nie są potęgą ani polityczną ani ekonomiczną. Globalną potęgą wciąż jest francuska filozofia, literatura i kuchnia. Macronowi chodziło o dowartościowanie mniejszości etnicznych i religijnych kosztem tożsamościowej generalizacji, ale sposób, w jaki to zrobił, pasował bardziej do publicysty lub akademika. Najodważniejszy był jednak jego euroentuzjazm. Być może duet Macron-Schulz da słaniającej się Unii drugie życie. Tym bardziej, że jeśli tego nie zrobi i Unia dalej nie będzie w stanie radzić sobie z gospodarczymi problemami albo z kryzysem uchodźczym, to w kolejnych wyborach Marine Le Pen ma zwycięstwo jak w banku. Drugiego Francois Hollanda Francja nie przeżyje.

Jean-Luc Melanchon miał najlepiej przygotowany program (116 stron zawierających szczegółowe rozwiązania na każdy temat, łącznie z kolonizacją Arktyki i prawem kosmicznym) i najlepiej wypadał podczas debat, ale to faktycznie był program nie z tej ziemi. Propozycja międzynarodowej konferencji na temat granic, opuszczenia NATO albo stawianie przed Unią Europejską ultimatum: albo zmieni traktaty, co jest po prostu niewykonalne, albo on wyprowadzi Francję z Unii – to jest księżycowy populizm. I to nawet pamiętając o tym, że z punktu widzenia Francji Unia to nie jest jakiś warunek przetrwania a raczej projekt, który daje Francji szansę na więcej wpływu na sprawy świata i swoje własne. Bez tego projektu Francja może mimo wszystko żyć i to wciąż na bardzo dobrym poziomie.

Francuskie wybory to plebiscyt za i przeciw Unii Europejskiej. Macron oznacza skok naprzód, Le Pen ucieczkę. Jedni i drudzy wyborcy dobrze wyczuwają, że dalej stać w pół kroku Unia Europejska nie może. Francja jest jednym z członków założycieli Unii Europejskiej. Bez Francji, tak jak bez Niemiec, Unii po prostu nie ma. To właściwe miejsce dla odrodzenia idei europejskiej. Nie trzeba tłumaczyć (tak naprawdę trzeba, bo nie brakuje mi polskich znajomych, którzy gdyby tylko mogli oddaliby głos na Jean-Luca Melanchona), co dla naszego bezpieczeństwa i gospodarki oznaczałby rozpad Unii, albo cofnięcie sankcji nałożonych na Rosję i oficjalne uznanie Ukrainy za państwo należące do rosyjskiej strefy wpływów. Polakom powinno zależeć na tym, żeby zwyciężył Macron, nawet bardziej niż Francuzom. Francji bez Unii i NATO nic poważnego nie grozi. Jest krajem bogatym, posiadającym broń nuklearną i otoczonym sojusznikami.

Francuskie wybory to plebiscyt za i przeciw Unii Europejskiej. Macron oznacza skok naprzód, Le Pen ucieczkę.

W drugiej turze wystartują kandydat Brukseli i kandydatka Moskwy. Marine Le Pen nie tylko regularnie spotyka się z Władymirem Putinem, jej politycy występują w reżimowych mediach rosyjskich, żyrują postępowanie Rosji wobec Ukrainy (pojechali na przykład „stwierdzić legalność” referendum na Krymie), ale nawet pożycza pieniądze od banku posiadanego przez jednego z Kremlowskich oligarchów. 7 maja rywalizować będzie francuski patriota i francuska nacjonalistka. Macron rozumie dobrze, że polityczne i gospodarcze powodzenie Francji jest związane z sukcesem Unii. Le Pen zajmuje się tym, czym Prawo i Sprawiedliwość u nas, oskarżaniem obcych (i tych z Brukseli i tych z Aleppo) o wszystkie problemy Francuzów.

Sondaże symulujące wynik rywalizacji w II rundzie dają zwycięstwo Macronowi z miażdżącą wręcz przewagą nad szefową Frontu Narodowego. Moi francuscy przyjaciele już dziś otworzyli szampana. Lepiej znają Francję, więc się nie kłócę, mam nadzieję, że się nie mylą. Ale niech nam nie umknie to, że pomimo sukcesu Macrona, Francja przesuwa się w prawo. Na tradycyjne miejsce dla socjaldemokratycznego kandydata wszedł centrysta, zaś konserwatystę zastąpiła nacjonalistka. Jednak mimo bardzo słabego wyniku wyborczego Benoita Hamona, docenić należy przynajmniej jedną rzecz. Kandydat socjalistów, wspierany przez Thomasa Piketty’ego, zalegitymizował we francuskiej debacie politycznej ideę podstawowego dochodu gwarantowanego. Z kategorii utopii przeprowadził ją do kategorii pomysłów traktowanych całkowicie poważnie, które już niedługo mogą wejść w życie.

Sutowski: Jak Piketty chce ratować Europę?

Póki co po raz pierwszy od początku V Republiki ustanowionej w 1958 roku, prezydentem nie zostanie ani socjalista ani kandydat francuskiej prawicy, które zajmują niemal cały parlament francuski. To oznacza, że nowy prezydent będzie uzależniony od całkowicie obcego mu zgromadzenia narodowego. Marine Le Pen ma w nim dwóch posłów, Macron żadnego. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu tę sytuację zmienią czerwcowe wybory parlamentarne. Socjaliści i Republikanie trzymają się na tyle mocno, że ciężko będzie pokonać ich w systemie, w którym obowiązują jednomandatowe okręgi wyborcze. Z pewnością Front Narodowy, który zwyciężył w 2014 w eurowyborach, tym razem może liczyć na przynajmniej kilkadziesiąt miejsc. O szansach En Marche! Emanuela Macrona nie sposób czegokolwiek przewidzieć.

Ale jeśli potrafił startując od zera prześcignąć całą konkurencję, z debiutanta zamienił się w głównego rozgrywającego francuskiej polityki. Czy Macron poprawi nam humor, który popsuł nam Trump, dowiemy się 7 maja.

Brexit i Trumpa może jakoś przetrwamy. Jej już nie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij