Piotr Kuczyński

Interregnum

We współczesnym świecie jedno jest pewne – to, że nic nie jest pewne. Płynna nowoczesność. To określenie Zygmunta Baumana coraz bardziej nadaje się do opisu świata, w którym żyjemy. Ja spoglądam nań przez pryzmat gospodarki i rynków finansowych, ale coraz więcej jest w literaturze i filmie pozycji, które odzwierciedlają ten punkt widzenia. 

 

Melancholia Larsa von Triera jest zdecydowanie filmem z tego nurtu. Przecież ta filozoficzna, bardzo stonowana etiuda filmowa nie należy do klasycznego nurtu kina katastroficznego. Gdyby należała to nie byłoby o czym mówić. O zagładzie ludzkości (w tym przypadku nie całkowitym) mówi też książka Gwiazdozbiór psa Petera Hellera. Do nieco innego gatunku zaliczyć można film Przelotni kochankowie Pedro Almodovara. Miejscami niesmaczny i mało śmieszny (dla Polaków, ale podobno Hiszpanów on bardzo bawi), ale jeśli założymy, że reżyserowi chodziło o coś więcej niż tylko o epatowanie gejowskimi klimatami i seksem, to można się w nim dopatrzyć obrazu hiszpańskiego społeczeństwa, a cały film tchnie dekadencją. 

 

Z pewnością można znaleźć dużo więcej książek czy filmów, które przesycone są atmosferą typową raczej dla fin de siècle niż dla początku wieku. Od dawna jednak uważam, że to jest koniec, tyle że nie wieku, a systemu i stąd to poczucie niepewności, zagubienia, końca czegoś, co dobrze znamy. 

 

Na rynkach finansowych i w ich otoczeniu też panuje podobny nastrój. Nie wszyscy go dostrzegają, bo przecież główny nurt twierdzi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że chwilowe zaburzenia czy kryzysy nie zmieniają niczego. To, czego podobno nie zmieniają, uformowało się około 30 lat temu – był to system nazywany wolnorynkowym, a przez przeciwników ideowych najczęściej neoliberalnym. 

 

Zwolennicy tego systemu urzeczeni zostali zapewne jego prostotą. Wystarczyło opanować klasyczne zalecenie konsensusu waszyngtońskiego (prywatyzacja wszystkiego, obniżenie podatków, deregulacja, liberalizacja rynków finansowych i handlu itp.), żeby uchodzić za wielkiego ekonomistę, guru, który wie wszystko. Według wyznawców, wystarczyło zachować te kilka zasad, żeby gospodarka (oczywiście „w długim terminie”) wróciła do równowagi. Nie trzeba było się niczego uczyć, wyciągać wniosków z tego, co dzieje się na świecie. Bardzo wygodna ideologia.

 

Problem jednak w tym, że ta ideologia, której założenia ochoczo wcielano w życie na całym świecie, doprowadziła w ciągu ostatnich 15-20 lat do wielu kryzysów (tygrysów azjatyckich, kryzysu argentyńskiego, rosyjskiego, pęknięcia bańki dotcomów, kryzysu bankowego, kryzysu zadłużenia państw…). Kilka lat temu Paul Volcker, szef Rezerwy Federalnej przed Alanem Greenspanem (w latach 1979 – 1987), człowiek, który zwalczył kilkunastoprocentową inflację w USA, powiedział, że jeśli system doprowadza do tak wielu kryzysów na przestrzeni niewielu lat, to znaczy, że on sam (system) jest wadliwy.

 

 

Rynki finansowe rozrosły się ponad miarę i zastępują demokrację, doprowadzając do cyklicznych, potężnych kryzysów.

 

 

Rynki te zresztą w coraz większym stopniu (70 procent obrotu na Wall Street) podążają za kierunkami wskazanymi im przez komputery. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną książkę – Indeks strachu Roberta Harrisa. Książka ma słabe recenzje, ale dlatego, że krytycy literaccy rzadko znają się na giełdach. Osnuta na prawdziwym wydarzeniu (tzw. Flash Crash na Wall Street w maju 2010 roku) intryga pokazuje, co robią komputery na giełdach. Tylko niewielka jej część jest fantazją autora, ale według mnie fantazją proroczą. 

 

Tak więc mamy wszechpotężne rynki finansowe, zadłużone państwa, starzejące się społeczeństwa, rosnące bezrobocie szczególnie wśród ludzi młodych, a przed nami jest jeszcze nieunikniony kryzys w Chinach. Cięcia wydatków (zaaplikowane przede wszystkim w w Europie) rodzą potwora populizmu i nacjonalizmu (Partia Wolności, Szwedzcy Demokraci, Front Narodowy we Francji, Prawdziwi Finowie, Jobbik na Węgrzech, Złoty Świt w Grecji, M5S we Włoszech, Tea Party w USA, niemiecka AfD, angielska Partia Niepodległości, japońska Partia Odrodzenie Japonii itp.), a stare partie głównego nurtu w wielu krajach mają śladowe poparcie. 

 

Wszystko wskazuje na to, że żyjemy w interregnum – jeden system na naszych oczach się kończy, a następca się rodzi. Ten nowy zapewne też będzie kapitalizmem, ale jakim? Tego nikt nie wie, a zmiana wcale nie musi być zmianą na lepsze. Może być zmianą w kierunku autokratycznego kapitalizmu (jakiejś oświeconej wersji kapitalizmu chińskiego). Jaki będzie ten nowy system nie wiemy, ale wiemy, że życie w interregnum, które może potrwać wiele lat, z pewnością jest fascynujące, ale niekoniecznie przyjemne – wystarczy przytoczyć chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach… 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij