Oleksij Radynski

Po lutowej przychodzi październikowa

Rewolucja lutowa na Ukrainie wciąż tylko rewolucję przypomina, a każdy z jej objawów może okazać się tylko zarodkiem kolejnych wstrząsów.

Luty 2014 na Ukrainie przypomina rewolucję dużo bardziej niż listopad 2004 czy nawet sierpień 1991. Mamy obalenie władzy przez powstanie uzbrojonego ludu. Mamy setkę ofiar poległych w trakcie tego powstania. Mamy zmianę porządku politycznego – jeśli za taką zmianę możemy uznać kolejną próbę przejścia od republiki prezydenckiej do parlamentarnej. Mamy nawet kontrrewolucję, która w tej chwili toczy się na Krymie w postaci rosyjskiej inwazji wojennej – a podczas pisania tego tekstu ujawniła się także w Charkowie i Doniecku. A jednak rewolucja lutowa na Ukrainie wciąż tylko rewolucję przypomina. Bo każdy z tych objawów prawdziwej rewolucji – łącznie, niestety, z setką jej ofiar – może okazać się tylko zarodkiem kolejnych wstrząsów.

Zacznijmy od pytania, czy możemy uznawać wojenną inwazję innego państwa za przejaw autentycznej kontrrewolucji. W ukraińskim przypadku, paradoksalnie, możemy, ponieważ obecne zdarzenia na Krymie są dokładnym odbiciem lutowej rewolucji w Kijowie, widzianej z Kremla. Uzbrojona, dobrze zorganizowana samoobrona w kamuflażu okupuje budynki rządowe i wymusza zmianę władzy w wyniku zagranicznego spisku – tak właśnie wygląda kijowska rewolucja w oczach rosyjskiej władzy i tak właśnie obecna krymska inwazja wygląda naprawdę. Kreml realizuje na Krymie swój własny koszmarny sen o obaleniu „legalnej władzy”, którzy przed chwilą zrealizował się w Kijowie.

Bo nic nie przekona Kremla, że wśród protestujących w Kijowie byli nie tylko przekupieni banderowscy agenci zagranicy i proeuropejscy nazi-homoseksualiści. Dlatego okupacja Krymu przez rzekomą „samoobronę” z rosyjskimi paszportami wydaje się na Kremlu całkiem symetryczną i usprawiedliwioną reakcją.

Każda transgresja powoduje kolejne, jeszcze ostrzejsze przekroczenie granic – aż do wojskowego przekroczenia granic państwowych. Kiedy Berkut rozpędził studenckie miasteczko na Majdanie, mało kto się spodziewał, że owa transgresja za kilka miesięcy może doprowadzić do zagrożenia międzynarodowym zbrojnym konfliktem. Ukraińska rewolucja nigdy nie była wewnętrzną sprawą Ukrainy – a więc i wywołana przez nią kontrrewolucja będzie odbywać się w skali globalnej.

Przejdźmy do zmiany porządku politycznego, do której doszło wskutek kijowskiego powstania i bez którego żadna rewolucja rewolucją nie jest. Otóż Ukraina stała się republiką parlamentarną – problem jest tylko taki, że Ukraina już była parlamentarną republiką, co skończyło się przejęciem władzy przez Janukowycza i obaleniem republiki parlamentarnej. Zatem do żadnej zmiany porządku nie doszło, ale dojść jeszcze może – co uświadamiają sobie oligarchiczni posłowie z Partii Regionów, ostrzegając z trybuny parlamentu, żeby po lutowej rewolucji nie doprowadzić do rewolucji październikowej.

Jak ta ukraińska październikowa mogłaby wyglądać? Na razie jej zalążki potrafił wyobrazić sobie, o dziwo, tylko minister Sikorski, sugerując, że majątek Janukowycza należałoby poddać nacjonalizacji. Trzeba przyznać, że to świetny pomysł – boję się tylko, że Sikorski nie wyobraża sobie możliwych skutków podważenia świętego prawa własności prywatnej w warunkach ukraińskiej rewolucji. I mimo że ukraińska rewolucja nie jest prowadzona przez żadnych tam lewaków, obalenie oligarchii niekoniecznie musi się odbywać ich rękoma. U prawicowych radykałów też nazbierało się sporo pytań do ukraińskiej oligarchii – chociaż dla nich jest ona raczej oligarchią żydowską, rosyjską etc.

Wreszcie: obalenie władzy poprzez uzbrojone powstanie ludowe. Wydarzenia z 20 lutego w Kijowie jeszcze staną się przedmiotem dogłębnej analizy – ale ich skutki widzimy już teraz w postaci rosyjskiego wojska wkraczającego na Ukrainę. To prawda, że lud uzbroił się w odpowiedzi na makabryczną przemoc policji. Prawdą może okazać się też to, że spontaniczne użycie broni palnej przeciwko policji rano 20 lutego przesądziło o upadku reżimu Janukowycza.

Ale upadek reżimu Janukowycza został odebrany w Moskwie jako próba zbrojnego zamachu na reżim Putina.

Dokonanie tego zamachu może w końcu okazać się jedynym i najważniejszym osiągnięciem lutowej rewolucji w Kijowie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij