Oleksij Radynski

Liberałów miłość do faszyzmu

Wiele wskazuje na to, że wieści zza wschodniej granicy interesują polską publiczność coraz mniej. Muszę się przyznać, że totalnie Państwa rozumiem. Mnie by też mało interesowały wiadomości, w zasadzie będące jednym albo dwoma identycznymi komunikatami, które są od kilku lat sprzedawane pod lekko zmienionymi nagłówkami. Na przykład: Ukraina jest coraz bliższa podpisania umowy z UE. Albo – ukraińska demokracja ma się coraz gorzej. Albo – Marcin Wojciechowski pojechał na Ukrainę i spotkał tam świetnych ludzi, prawdziwych Europejczyków, którym przeszkadza tylko nie dość europejski rząd. 

Tak się stało, że muszę tymi wiadomościami na siłę się interesować i, co gorsza, co jakiś czas pisać o nich felietony. Robię to z nieśmiałego przekonania, że ukraińskie życie polityczne, które z dystansu może wyglądać trochę jako życie polityczne na planecie Mars, zawiera w sobie w wyostrzonej formie kilka dylematów politycznych, z którymi boryka się albo borykać się będzie Europa. Nie chcę jednak wyglądać jak gość przynoszący wiadomości o życiu na Marsie, o którym każdy wie, że żadnego życia tam nie ma. Chciałbym zatem wyjaśnić, co życie na Marsie i życie na Ziemi mają ze sobą wspólnego. 

Coraz częściej mamy okazje przekonać się o głębokim pokrewieństwie między neoliberalizmem a ustrojem faszystowskim. Tomasz Piątek zwraca uwagę, że ustrój neoliberalny z faszyzmem łączą nie tylko taktyczne sojusze, ale też na przykład ideologia darwinizmu społecznego. Z kolei Cezary Michalski uznaje faszyzm za system, w którym istotna część elity uważa się za nadludzi, co nieomylnie łączy obecny globalny porządek z odrażającymi reżimami z niedawnej przeszłości. 

Dużo rzadziej mamy okazję zaobserwować sojusz pomiędzy faszyzmem a liberalizmem politycznym. Musimy więc doceniać każdą możliwość zapoznania się z sytuacją, w której taki sojusz jest jednak możliwy. W tej chwili taką właśnie sytuację polityczną mamy na Ukrainie. Opcja liberalna w tym kraju znalazła się w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Ukraińskim liberałom tak bardzo nie podoba się obecny rząd – antyliberalny politycznie i neoliberalny gospodarczo – że coraz chętniej współpracują z antyliberalną skrajną prawicą.

Co na to władza? W tym tygodniu, w odpowiedzi na masowe wiece opozycyjne, w całej Ukrainie odbywa się „akcja antyfaszystowska” pod hasłem „Do Europy bez faszystów”. Do udziału w tych akcjach ulicznych odbywających się pod logo partii władzy zostali zmuszeni liczni pracownicy budżetówki. Większość z nich nie ma bladego pojęcia o tym, dlaczego wygnano ich siłą na ulicę, żeby walczyć z abstrakcyjnym pojęciem, już przecież dawno pokonanym przez ich przodków. Jasne jest też, że ci z nielicznych ukraińskich liberałów, których jeszcze stać na postawę antyfaszystowską, będą ją w tej sytuacji coraz bardziej ukrywać. Jeszcze parę „antyfaszystowskich” wieców z przymusu – i miano antyfaszysty na Ukrainie stanie się synonimem osoby kolaborującej z władzą. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co się stanie wtedy z rzeczywistymi antyfaszystami, którzy już teraz są coraz częściej fizycznie atakowani na ulicach przez asystentów posłów parlamentu. 

To są jednak batalie przyszłości – a sojusz faszystów z liberałami przynosi swoje owoce tu i teraz. Tydzień temu prestiżową nagrodę w konkursie Best of Blogs, przyznawaną przez Deutsche Welle, dostała Ukrainka Olena Bilozerska, która określa się jako „blogerka o poglądach prawicowych”. Redakcja Deutsche Welle musiała nieźle się zdziwić, kiedy okazało się, że na blogu Bilozerskiej można znaleźć wpisy pod tytułem „Holocaustu nie było!” oraz prognozy, że w Berlinie kiedyś jeszcze wybudują Hitlerowi pomnik. Najdziwniejszy w tej historii jest jednak sposób, w który Bilozerska została nominowana do nagrody na najlepszego ukraińskiego blogera. 

Jej kandydatura została wysunięta do konkursu przez Mustafę Najema – znanego liberalnego dziennikarza, Afgańczyka z pochodzenia, który nieraz stawał się ofiarą dyskryminacji rasowej na Ukrainie. Najem tłumaczył swój wybór tym, że Bilozerska informuje na swoim blogu o licznych oddolnych ruchach protestu, przemilczanych przez media głównego nurtu – na przykład broni więźniów politycznych. To, że wśród tych więźniów zdarzają się oskarżeni o ataki na gruncie rasowym, jest dla opozycyjnego liberała tym właśnie „mniejszym złem”, na które on potrafi się zgodzić w ramach wspólnej walki ze znienawidzoną władzą. To wyrok zarówno na władze, jak na liberałów.  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij