Oleksij Radynski

Doniecki boeing i smoleński tupolew

Ukraina to skrajny przykład tego, co się dzieje, gdy państwo nie potrafi zadbać nie tylko o obywateli, ale samo o siebie. 

Miejsce katastrofy boeinga w pobliżu Doniecka przypomina scenę z filmu apokaliptycznego. Ale nie jest to film o końcu świata, tylko o końcu państwa. O tym, co się dzieje, gdy państwo się załamuje. Gdy przestaje działać, jednocześnie nie przestając istnieć.

Przestając działać, państwo zaczyna się dzielić. Wyniki tego procesu są widoczne w okolicach wioski Grabowo, gdzie obserwować można agonię ukraińskiej państwowości – czy to w postaci nieudolności oligarchii pod tytułem państwo ukraińskie, czy to w postaci militarnej organizacji pod tytułem Doniecka Republika Ludowa. Relacje z miejsca katastrofy to obraz braku jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją ze strony służb, powołanych przecież po to, żeby nad nią panować. „Kręciła się tam straż pożarna, służby medyczne. Widzieliśmy też ambulans. Tylko że oni także sprawiali wrażenie, jakby zupełnie nie wiedzieli, jakie działania powinni podjąć”, pisał z miejsca tragedii Paweł Pieniążek.

Można byłoby to nazwać sytuacją nadzwyczajną lub stanem wyjątkowym, gdyby przynajmniej było jasne, kto tutaj jest suwerenem, który o tym stanie wyjątkowym decyduje. Tymczasem suwerenów jest przynajmniej dwóch, co w praktyce oznacza – żadnego. 

Dla tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej tragedia boeinga okazała się nie tylko katastrofą polityczną, wojenną i wizerunkową, ale też okazją do debiutu na scenie międzynarodowej. Zawłaszczając szczątki ciał i kawałki samolotu, DRL demonstruje całemu światowi, że nieudolne państwo ukraińskie nie posiada już żadnej kontroli nad tym terytorium. DRL szantażuje wspólnotę międzynarodową rozkładającymi się ciałami będącymi w jej posiadaniu, licząc na to, że ta wspólnota poprzez fakt negocjacji uzna DRL de facto suwerenem na kontrolowanym przez nią terytorium – nawet jeśli już nigdy nie zrobi tego de iure. Wypchnąwszy „państwo” ze świadomości – bo jedyne państwa, jakie mieli, zbyt sprawne nie były – przywódcy tej „republiki” nie moga pojąć, że ta droga prowadzi do jednego: uznania za ponadpaństwową organizację terrorystyczną. Tyle na temat DLR. Co jednak z nieudolnym państwem ukraińskim, które pretenduje do suwerenności na tym samym terenie?

Dla ukraińskiej władzy katastrofa boeinga zdaje się ostatecznym dowodem na to, że za ruchem separatystów na wschodzie Ukrainy nie stoi nic prócz rosyjskich służb specjalnych. Niestety, to może okazać się pułapką. Nie negując ogromnej roli Rosji w ośmielaniu zbrojnego powstania w Donbasie, trzeba też powiedzieć, że Ukraina stworzyła idealne warunki dla zaistnienia i działania ruchu separatystycznego. W zasadzie Ukraina tworzyła te warunki przez całe 23 lata swojego niepodległego istnienia. To w ciągu tego czasu przemysłowy wschód stał się postprzemysłową pustynią. Mieszkańców i mieszkanki tej pustyni doprowadzono do takiego stopnia nędzy i frustracji, że dla wielu z nich dołączenie do „ludowych milicji”, sterowanych przez oficerów rosyjskiego wywiadu, było nie tylko ostatnią szansą na życiową realizację, ale też jedyną możliwością dostępnego zarobku.

Państwo pod tytułem Ukraina konsekwentnie wycofywało się z coraz bardziej zacofanych połaci wschodu, przekazując tamtejsze fabryki oligarchom, a ziemie lokalnej mafii, kontrolującej nielegalne kopalnie. W całkowitej zgodzie z neoliberalną doktryną, państwo zostało zredukowane do policyjnych funkcji – i tu właśnie coś pękło. Policja Donbasu wymknęła się spod kontroli, w przestrzeni porzuconej przez państwo zaczęły powstawać zastępcze – chociaż zainspirowane zza wschodniej granicy – struktury państwowe. Tam, skąd abdykowało niesprawne państwo, powstało co najwyżej niesamodzielne parapaństwo. Doniecka Republika Ludowa jest więc symptomem klęski państwa ukraińskiego w tym samym stopniu, w jakim jest udanym projektem rosyjskiego wywiadu.

To najprawdopodobniej strzał z rosyjskiej broni rozbił na kawałki boinga i pozbawił życia 300 osób, ale prawdziwą przyczyną katastrofy jest sytuacja, w której pojawienie się rosyjskiej broni w walce o przyszłość Donbasu stało się w ogóle możliwe. 

Polacy lepiej od innych wiedzą ze swojej niedawnej historii, co się dzieje, kiedy państwo wycofuje się ze swoich funkcji. W wyniku tego elity potrafią zaniedbać swoje państwo do takiego stopnia, że kończy się to tragedią dla nich samych. Jak wtedy, gdy prezydencki tupolew nie spełnia warunków bezpieczeństwa i rozbija się pod Smoleńskiem. W przypadku Ukrainy elity potrafiły zaniedbać swoje państwo do takiego stopnia, że umożliwiły sytuację, w której kombatanci niewypowiedzianej wojny powodują śmierć niemal trzystu cywilnych osób nad Ukrainą.

Chciałbym, żeby ta katastrofa obudziła nie tylko władze Rosji, by przestały wspierać separatystów z Donbasu. Chciałbym, żeby obudziła również władze Ukrainy, by wreszcie wzięły odpowiedzialność za swoje państwo – lub przynajmniej za to, co po nim zostanie. 

Czytaj także:

Michał Sutowski, Wojna wewnątrz Europy

Paweł Pieniążek z Doniecka: Nikt nic nie robi, walki się zaostrzają

Jakub Majmurek: Kto zyska na zestrzeleniu boeinga?

Jakub Dymek, Amerykańska dyplomacja i europejska bezczynność

Piotr Kuczyński, Malezyjski boeing przyczyną wojny gospodarczej?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij