Oleksij Radynski

Debata, której nie chcę

Czyn Snowdena traktuje się jak „próbę wywołania debaty”. Gdyby jednak tak było, przypominałoby to włożenie kwiatka do lufy czołgu, który za chwilę wystrzeli.

„To jest debata, którą chciałbym mieć” – powiedział Barack Obama w odpowiedzi na globalne oburzenie działaniami NSA. Po wycieku tajnych danych o systemie totalnej inwigilacji w internecie, którą próbuje wprowadzić amerykański rząd, zapanowała totalna zgoda, że „wreszcie trzeba o tym porozmawiać”.

Zgadzają się w tym ze sobą nawet republikanie i demokraci, niezależnie od różnicy poglądów co do losu Edwarda Snowdena. Niezależnie, czy zamierzamy zabić autora „najważniejszego wycieku w historii USA” na krześle elektrycznym, czy uhonorować go jako zbawiciela – musimy najpierw jak najbardziej demokratycznie pogadać o ujawnionych przez niego faktach.

Czy nie należałoby cieszyć się z tak nagłego otwarcia sceny politycznej na niezręczne pytania i przemilczane kwestie? Czyn Snowdena jest traktowany jako „próba wywołania debaty o palącej kwestii współczesności”. Gdyby jednak tak było, jego działanie przypominałoby włożenie kwiatka do lufy czołgu, który za chwilę wystrzeli. To, że inspiratorzy i architekci projektu PRISM teraz tak chętnie „angażują się w debatę”, oznacza tylko tyle, że miejsce na rzeczywisty sprzeciw wobec ich zamiarów leży gdzie indziej.

Afera wokół PRISM wskazuje, że publiczna debata po prostu przestaje się liczyć jako narzędzie politycznej walki.

Edward Snowden jest oskarżany o to, że nie przekazał danych, które jego zdaniem zagrażają podstawowym prawom człowieka na całym świecie, „odpowiednim służbom czy odpowiedzialnym senatorów”. Jednak przekazując te dane dziennikarzom, Snowden ujawnił nie tylko treść tajnych projektów NSA. Pokazał też, że podstawowe polityczne mechanizmy są bezsilne, gdy w ramach prawa próbują oprzeć się państwu, które działa w trybie „stanu wyjątkowego”. Ta sytuacja dotyczy nie tylko Stanów Zjednoczonych, które trwają w klasycznym stanie wyjątkowym od ponad dekady – mniej więcej tyle, ile przetrwała w stanie wyjątkowym Republika Weimarska.

W każdej chyba liberalnej demokracji można znaleźć przynajmniej kilka odrażających wątków, które, pomimo wieloletnich debat i powszechnego oburzenia, na pewno nie zostaną wyjaśnione. Dlatego właśnie, że pole działania wokół tych wątków zostało skutecznie ograniczone do rozmawiania na ich temat. Weźmy na przykład tajne więzienia CIA w Polsce. Czy raczej „tajne”, bo już od dawna nie są dla nikogo tajemnicą. We właśnie opublikowanym raporcie Amnesty International chodzi o to, że „zbyt wiele osób wie zbyt dużo” o tych więzieniach, żeby polski rząd mógł nadal udawać, że ich nie było. A jednak nadal udaje.

Nikt przecież nie użyje waterboardingu na Leszku Millerze, by w końcu przyznał się, że wiedział o więzieniach CIA w Polsce. Możemy jedynie wygłosić przemówienie czy napisać esej. Można też zrobić film, ale do tego trzeba być Jerzym Skolimowskim.

Edward Snowden miał więcej szczęścia. Potrafił użyć waterboardingu na Baracku Obamie. Nie zapraszał go do żadnej debaty – po prostu wymusił na prezydencie zeznanie w sprawie globalnej zbrodni na prawach człowieka. A że użył w tym celu nie bardzo legalnej metody? W odróżnieniu od Leszka Millera, miał odwagę się do tego przyznać.

Czytaj także:

Ivan Krastev, Walka o przejrzystośc zabija demokrację

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij