Oleksij Radynski

Będzie wojna?

Obserwując ataki paniki w polskich mediach – tradycyjnych i społecznościowych – mam totalne poczucie déjà vu.

Wydaje mi się, że Polska pogrąża się w stanie, który na Ukrainie mamy od roku. Przeniesienie rakiet Iskander do obwodu kaliningradzkiego wywołało w Polsce reakcję niemal identyczną do tej, która nastąpiła po pojawieniu się rosyjskich „zielonych ludków” na wschodzie Ukrainy.

Obserwując ataki paniki w polskich mediach – tradycyjnych i społecznościowych – mam totalne poczucie déjà vu. Tak więc ukraińskie doświadczenie paniki wojennej i jej skutków może okazać się pomocne także w polskich warunkach. Zresztą tyle mnie uczono o cudach polskiej transformacji społecznej, że chciałbym też podzielić się z polskimi przyjaciółmi doświadczeniem pewnej transformacji.

Chodzi mi o transformację społeczeństwa w ciągle zmobilizowany, zmilitaryzowany twór, który żywi się głównie wojenną informacją i nie zauważa, że właśnie informacja jest jednym z naczelnych narzędzi tej wojny.

Wróćmy do wydarzeń na wschodzie Ukrainy sprzed roku. Niewykluczone, że „zielone ludki” w Donbasie tak naprawdę nie miały poważnych celów stricte militarnych. Być może przejmując place i ratusze w bogu ducha winnych miasteczkach, spełniały funkcje czysto medialne. Miało to pogrążyć społeczeństwo w panice, skonfrontować ze sobą zwolenników „pokoju za wszelką cenę” oraz chcących walczyć z bronią w ręku, i wreszcie – sprowokować państwo ukraińskie do przeciwdziałań wojennych. Co zresztą się udało. Nie ma porównania pomiędzy zagrożeniem, które stanowiły grupy separatystów i rosyjskich dywersantów przed wysłaniem przeciwko nim ukraińskiego wojska, a wojenną katastrofą w Donbasie. Celem tych dywersantów i separatystów było po prostu stworzenie sytuacji, w której dla wysłania wojska nie było żadnej alternatywy.

Żeby stworzyć taką sytuację, trzeba przede wszystkim przekonać ludzi, że – tak czy owak – wojna będzie. Rok temu Rosja miała do dyspozycji dużo bardziej skuteczne środki do przekonania Ukrainy o niezbędności wojny niż te, których teraz używa wobec reszty Europy. W pewnym momencie parlament rosyjski po prostu obdarzył Putina prawem do użycia wojska na terytorium Ukrainy. Od tego momentu dla milionów ludzi pytanie „czy będzie wojna?” zmieniło się w pytania, kiedy ta wojna będzie, czy są szanse ją przeżyć i co w tym celu należy zrobić.

W przypadku reszty Europy tej transformacji nie da się dokonać jednym ruchem. Potrzebne są zatem setki lotów myśliwców wojskowych, tysiące „antywojennych” tekstów głoszących niezbędność jądrowego holocaustu w przypadku przedłużenia sankcji wobec Rosji oraz miliony spanikowanych wpisów w sieciach społecznościowych. Potrzebny też jest interes po drugiej stronie konfliktu w przekonywaniu o tym, że wojny już się nie powstrzyma. Czyli – mechanizm samospełniającego się proroctwa.

Jak wiemy, totalna wojna czy szeroko zakrojona rosyjska inwazja, która zapowiadała się rok temu, jak dotąd się nie zaczęła.

A jednak pytanie „czy będzie wojna?” straciło jakikolwiek sens i jeszcze długo będzie pozostawać nieaktualne – nie tylko na terenie Ukrainy. Wojny nie będzie, ponieważ wojna już jest.

Uświadomienie sobie tego jest właśnie odtrutką na informacyjne ataki, mające przekonać nas, że będzie wojna, a więc musimy bardzo się tego bać.

 

**Dziennik Opinii nr 81/2015 (865)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij