Kinga Dunin

Piersi przodem!

Nawet najlepiej przystosowane kobiety wciąż balansują na granicy chroniącej je przed pogardą.

Podobno każda kobieta potrzebuje mężczyzny, który byłby dla niej autorytetem. Tak przynajmniej twierdzi Ryszard Kalisz. Na przykład autorytetu Kalisza, który na szkoleniu w Serocku uczył kobiety, jak kreować swój pozytywny wizerunek, odnosić sukcesy, budzić sympatię i inne tralala.

Wydawałoby się, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu, jako przykład skuteczności proponowanych metod. Jak to się robi? Przychodzisz, rozwalasz nogi, wywalasz brzuch opięty koszulą, marynarka ci się nie dopina – a sukces jest. Słupki sympatii i zaufania rosną.

Taka wiedza wielu kobietom mogłaby się bardzo przydać. Niestety jest jeden mały warunek – przede wszystkim musisz być facetem. Zadziała nawet jeśli, w przeciwieństwie do Kalisza, należysz do kategorii: „O, nie! Nawet na bezludnej wyspie.”

Jeśli jesteś kobietą, która musi się zaprezentować na przykład pracodawcy – pouczał Kalisz – to „najpierw idą twoje piersi, a potem kobieta”. W ten sposób podobno można zdobyć świat. Kobieta ma być kobietą i wykorzystywać ten atut. Pewno nie chodzi tylko o piersi, przydadzą się też nogi, odpowiednia sylwetka, fryzura, makijaż. 

I może nie ma co glanować Kalisza, bo powiedział prawdę. W tej kulturze kobiety poruszające się po rynku pracy mogą się spodziewać, że poza ich kompetencjami zostanie oceniony ich biust. Czasem to pomaga, a czasem przeszkadza, jeśli biust nie jest odpowiednio młody i kształtny.

Co się właściwie za tym kryje?

Męskość i pozycja społeczna idą w parze. Oczywiście są też ładniejsi i brzydsi mężczyźni, ale to rzecz gustu. Może dobry wygląd też trochę sprzyja osiągnięciom, ale osiągnięcia wzmacniają męskość. Mamy przed sobą mężczyznę z pozycją. A jego strój ma być profesjonalny, to znaczy kodować jego pozycję.

Z kobietami sprawa jest bardziej złożona. Uroda może coś ułatwia, ale odwraca uwagę od kompetencji i profesjonalizmu, budzi podejrzenia, że to ona zdecydowała o zdobyciu pracy, załapaniu się na listę wyborczą. Ostatecznie można piękną kobietę zabić jak muchę. Albo przynajmniej pomolestować lepkimi komplementami.

Z kolei jeśli kobieta wywalczy sobie jednak autorytet własny, a nie tylko męskiego zwierzchnika, jeśli uchodzi za inteligentną, jest asertywna, zabiera głos na równi z mężczyznami – ujmuje jej to kobiecości. Właściwie do każdej oceny kobiety, która występuje w roli publicznej czy profesjonalnej, jest doczepiona druga, dotycząca jej aparycji.

Niektóre kobiety potrafią tak wyregulować swój wygląd – właściwa waga, elegancja, ale bez przesady –  że unikają, jak się wydaje, takiego traktowania. Ale to wymaga pracy i wyczucia. Zbyt sportowy styl – jesteś babochłopem, pozwolisz sobie na jakąś ekstrawagancję – a nie wiesz babo, ile masz lat? Myślisz, że laska jesteś? Zresztą, jak czymś podpadniesz, i tak dobierzemy się do twojej kobiecości. 

Wszystkie fora internetowe, komentujące czy to feministki, czy Krystynę Pawłowicz, są pełne jadowitych, pełnych pogardy bluzgów odnoszących się do wyglądu, wieku, atrakcyjności seksualnej i kobiecości jako jakiegoś tajemniczego ideału. 

Dla mężczyzn norma jest stokroć szersza i prędzej dostaną hejting jako Żydzi (nieważne, czy są nimi, czy nie), niż jako brzydale i impotenci. 

Nawet te najlepiej przystosowane kobiety są ofiarami tego mechanizmu kontroli. Muszą włożyć sporo wysiłku w to, żeby balansować na granicy chroniącej je przed pogardą. Facet może wyjąć z szafy niedopinającą się na brzuchu marynarkę i już jest cool.

W jakimś sensie ideałem jest Angela Merkel w swoich garniturkach, które mówią: jestem przede wszystkim człowiekiem i politykiem. Dlaczego ideałem? Bo udało jej się umknąć „kobiecości”. 

Jest parę powodów, dla których nie chodzę już do telewizji. Bo jest durna, nie płaci, zajmuje czas, zmusza do walki w kisielu z jakimś prawicowym oszołomem… I to są wystarczające powody. Ale też dlatego, że przedtem pacykują twarz, że trzeba jednak zastanowić się, co włożyć. I tak nigdy nie będę wyglądała jak Monika Olejnik. (To też część tego mechanizmu – kobiety wciąż porównują się z innymi.)

A facet siada przed kamerą, a potem miłe dziewczę przypudruje mu czółko. I już jest gotowy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij