Kinga Dunin

Lewicowo-liberalni kretyni

Naszym problemem nie jest multi-kulti, lecz mono-kulti – zalewająca nas, swojska fala ideologicznie motywowanej nienawiści, islamofobii i imigrantofobii.

Sądząc po liczbie lajków, tekst Slavoja Žižka bardzo się naszym czytelnikom spodobał. Napisany z werwą, przez kogoś znanego, wykształconego, trochę erudycyjny i dający czytelnikom to, co jest im potrzebne. Nie jestem tym specjalnie zdziwiona, bo idealnie realizuje on przepis na to, jak pisać powinien modny lewicowy intelektualista.

Po pierwsze, znacie to posłuchajcie.

Istnieje problem uchodźców, który prawdopodobnie będzie narastał. Świat jest pełen cierpienia i niesprawiedliwości. Toczą się wojny. Niektóre państwa już nie funkcjonują, co jest wynikiem polityki (lub braku odpowiedniej polityki) mocarstw. Nie radzimy sobie ze zmianami klimatycznymi. A za to wszystko odpowiada globalny kapitalizm.

Po drugie, ogólna słuszność.

Musimy jednak „zaangażować się w zapewnienie uchodźcom godnego traktowania”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Jednocześnie wymagając od imigrantów respektowania naszych praw i współpracując w ramach całej Europy, aby kontrolować ich przepływ. Wydawałoby się, że jest to worek bez dna z prawdziwymi, trudnymi problemami, którymi natychmiast należy się zająć. Z niewielką nadzieją, że wszystko pójdzie dobrze. Właściwie z góry można powiedzieć, że nie będzie łatwo, a w perspektywie może nas to doprowadzić do radykalizacji nastrojów prawicowych, osłabienia albo nawet rozpadu znanej nam Unii Europejskiej. Aż nieprzyjemnie o tym myśleć, więc odsuńmy te przykre refleksje od siebie gdzieś poza horyzont dających się przewidzieć wydarzeń.

Po trzecie, pojawia się ulubiona figura modnych lewicowych publicystów, czyli Trzeba.

Trzeba zawsze wie, co trzeba zrobić, żeby poradzić sobie z wszystkimi problemami, niezbyt przejmując się realiami. Sięgając do tekstu Žižka: „Trzeba radykalnie przedefiniować kwestię suwerenności narodowej i opracować nowe metody globalnej współpracy i podejmowania decyzji”.

Wydaje mi się, że osobiście już przedefiniowałam i nawet mam pewne pomysły, jak te nowe metody powinny wyglądać. Niestety, nie mam pojęcia, jak wcielić te moje przemyślenia w życie. I Žižek też nie ma. Chyba chwilowo się nie da, więc mogę już do śmierci nic nie robić. Uff, co za ulga…

Podobnie rzecz się ma z globalnym kapitalizmem, który jest pierwszą i podstawową przyczyną zła. Trzeba to zmienić.

Trzeba wymyślić od nowa komunizm. Niezły pomysł, skoro nic innego nie da się zrobić, to jest to bardzo fajne zajęcie dla modnego lewicowego intelektualisty – wymyślać komunizm. Oczywiście lepszy i bardziej komunistyczny od tego, co pod tą nazwa się dotąd kryło.

Przypuszczam jednak, że ta propozycja wcale nie zdecydowała o popularności tego tekstu.

Po czwarte, fochy.

Podejrzewam że to, co naprawdę roznieca emocje, to krytyka lewicowo-liberalnych moralistów, w innych pracach Žižka nazywanych lewicowo-liberalnymi kretynami. W istocie są oni, jego zdaniem, produktem tego samego okropnego kapitalizmu, co kretyni prawicowi. Jedni są właściwie odbiciem drugich.

Dlaczego to się podoba? Może Žižek-psychoanalityk potrafiłby to lepiej wyjaśnić. Wyparta niechęć do słabszych, czyli nas samych? Autoagresja? Pretekst, żeby z czystym sumieniem w nic się nie angażować, bo wszyscy, którzy się angażują, robią nie to, co zaleca im Trzeba?

Winą lewicowo-liberalnych kretynów jest to, że szerzą fałszywą wiarę w kapitalizm, który można reformować, poprawiać, doraźnie chociażby coś w nim ulepszyć, zaradzić jakiemuś złu. A przecież kapitalizm po prostu trzeba (kolejna Trzeba) obalić, i to najlepiej zaraz. Zamiast walczyć z prawicą, lewica powinna „zaoferować innym nie tylko szacunek, ale perspektywę naszego udziału we wspólnej walce, skoro nasze współczesne problemy to wspólne problemy”.

Zastanówmy się, co znaczy to gładkie zdanie. Ludzie, którzy chcą dotrzeć do Niemiec czy krajów skandynawskich raczej nie chcą walczyć, tylko żyć we względnym dobrobycie – jak my wszyscy. Najpierw trzeba by ich do tej walki przekonać, zrewolucjonizować, a potem – hajda! Najpierw wspólnie rozwalimy Europę, a następnie cały kapitalistyczny świat.

To nie ma być złośliwość, na starość po prostu zaczynamy wspominać. Pamiętam, jak Cezary Michalski jakieś dwadzieścia lat temu miał wizję.

Oto ja, w czarczafie i z kałachem, strzelam do polskich biskupów. Piękny obraz. Gdybym dała się porwać Žižkowi jak wielu naszych czytelników, może wizja ta okazałaby się prorocza.

Dziś jednak zgadzam się z Czarkiem, że to, czego obecnie musimy bronić, a może raczej nieustannie propagować, to nigdy dobrze tutaj nie zinternalizowana idea liberalnej demokracji. Idea, której nigdy nie da się w pełni zrealizować. Możliwe są tylko kolejne przybliżenia do systemu starającego się jak najlepiej zarządzać sprzecznościami i różnorodnością, krótko mówiąc, ludzkim bałaganem, którego nie da się nigdy wziąć w karby całkowicie bezkolizyjnego porządku.

Dlatego też bronię lewicowo-liberalnego kretyna, który nie czeka na nadejście komunizmu, ale stara się zdziałać coś w takich warunkach, jakie są nam dane.

Szczególnej obrony wymaga taki kretyn w Polsce, dzisiaj. Tak naprawdę nie stanęliśmy jeszcze, i nie staniemy prędko, wobec prawdziwego problemu uchodźców. Nawet przypisana nam kwota jest kroplą w morzu. Poza tym dopływ młodych ludzi przyda się w starzejącym się polskim społeczeństwie. Ale poza tym wszystkim – imigranci i tak wcale nie pchają się drzwiami i oknami do naszego gościnnego kraju.

Naszym problemem nie jest żadne multi-kulti, tylko mono-kulti – zalewająca nas, swojska fala ideologicznie motywowanej nienawiści, islamofobii i imigrantofobii.

Ideologicznej, bo kompletnie nieadekwatnej do problemu, jaki mogą stwarzać w Polsce imigranci.

I to dobrze, że powtarzamy na lewicy nasze moralne zaklęcia i staramy się przywrócić ludzki wymiar tej „fali, która nas zalewa, barbarzyńcom, terrorystom, bydłu, kozojebcom”. Czy jesteśmy naiwni? A co innego w tej chwili możemy zrobić? Być może za mało w tym, co mówi lewica, tej liberalnej świadomości – uchodźcy to nie tylko ofiary, ale i kłopoty. Ale czy ktoś nam obiecywał życie bez kłopotów? Po prostu należy sobie z nimi w miarę rozsądnie radzić.

Jestem lewicowo-liberalną kretynką.

**Dziennik Opinii nr 259/2015 (1043)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij