Kinga Dunin

Fetysz modernizacji

Lata temu napisałam tekst, który wówczas wywołał sporo kontrowersji, czyli głównie dostałam za niego po głowie. Nazywało się to Literatura polska czy literatura w Polsce?. Odczytywany był przede wszystkim jako wypowiedź przeciwko literaturze narodowej, a więc rodzaj zdrady. Albo jako pochwała zhomogenizowanej globalnej pop-kultury, w jakimś sensie słusznie. Jednak mówiąc „w Polsce”, miałam na myśli pewną tutejszą specyfikę – to, co z kultury światowej do nas dociera, z polskimi wytworami musi się wymieszać i jakoś dostosować, co jest czytane tu, a nie gdzie indziej. Przede wszystkim jednak chodziło mi o opisanie tego, co jest, a nie tego, co być powinno. O przekroczenie utartych kategorii. 

Można to z pewnością rozszerzyć na całą szeroko rozumianą kulturę i wiem, że nie jest to sąd oryginalny, tylko nieporęczny. Bo łatwiej jest mówić o Polakach, pełnych katolicko-martyrologicznej esencji,  a z drugiej strony o Modernizacyjnej Mocy, gdzieś tam w uniwersalnym niebie, niż przyglądać się mętnym kształtom rzeczywistości, której emanacje czasem wydają się jednoznaczne – masowe uniesienia patriotyczne, masowe uzależnienie od amerykańskich seriali… Jedno nasze, drugie kolonizujące? Chociaż czasem trudno się z tym pogodzić, w najszerszym sensie wszystko jest nasze. Kiedyś nasz był stan wojenny, nasze msze za ojczyznę i nasza Niewolnica Isaura – tak mi się przynajmniej wydaje. W podobnej, tylko bardziej złożonej mieszance i dziś wszyscy uczestniczymy, dawkując sobie w różnym stopniu różne jej elementy, ale żaden nas całkiem nie omija.  

Nie jestem intelektualistką ani erudytką, raczej prostą gospodynią domową. Nie podróżowałam też zbyt wiele po świecie. Jestem w jakimś stopniu wytworem moje inteligenckiej klasy społecznej, która nauczyła mnie czytać, oraz miliona – tutejszych – wpływów społecznych. Tutejszych, to nie znaczy genetycznie polskich. Zbyt leniwa, żeby poznawać coś dogłębnie, raczej ocieram się o rozmaite mody i prądy, jak każdy człowiek, który po prostu żyje. Gdybym miała warstwa po warstwie zdrapywać wszystko, co mnie ukształtowało, aż do czystej tabula rasa lub kodu genetycznego, byłby to jeden wielki misz-masz. Msza łacińska i neopozytywizm, psychoterapia i socjobiologia, rewizjonizm i antykomunizm, pieśni patriotyczne i Międzynarodówka, feminizm i Tolkien, komunitarianizm i indywidualizm. To wszystko tu było i jest w zasięgu ręki, w książkach, w kontaktach z innymi ludźmi, w telewizji, w Internecie… Nie wiem, czy jestem już wystarczająco zmodernizowana, czy jeszcze nie dość. A może jestem skolonizowaną imitacją zachodnich wzorów? 

Wiem, że społeczeństwo nie jest sumą jednostek, że ideologiczna i polityczna nadbudowa nie jest  prostą  reprezentacją tego, kim jesteśmy pojedynczo. Oraz wiem, że nie ma dziś jednorodnych, zamkniętych kultur, każdy żyje u siebie i na świecie. I co sobie z tego zrobi, to będzie miał. Nie ma też jednego wzoru „bycia zmodernizowanym”. Symboliczny ojciec Rydzyk jest zmodernizowany jak się patrzy. Porusza się bardzo sprawnie w kapitalistycznej rzeczywistości, przerabiając kapitały symboliczne na finansowe. Zapewne to, że kolega z zakonu jest gejem, na co dzień w niczym mu nie wadzi, jeśli może z nim załatwić jakiś interes. 

Kultura polska, to znaczy kultura w Polsce, nie składa się wyłącznie z Matki Boskiej i szabelki. I nie ma wielkiego sensu nieustanne wzywanie do psychoanalizowania polskości i utyskiwanie na niedostatki modernizacji, które zawsze dotyczą nie nas – zmodernizowanych i niewymagających już psychoanalizy – tylko jakichś innych, podobno niezmodernizowanych, oraz ich niezmodernizowanej kultury. Bo my mamy jakąś inną kulturę? I daje ona nam prawo do psychoanalizowania plemienia Polaków? Wydaje mi się, że nie zawsze są to przydatne narzędzia; to raczej symptomy bezradności i naszego niezadowolenia ze stanu urządzeń społecznych. Żadna zbiorowa psychoanaliza tego jednak nie zmieni.

Z poznawczego punktu widzenia psychoanaliza może być przydatna do opisu stanu społeczeństwa polskiego – takiego, jakie jest, w gruncie rzeczy już zmodernizowanego, natomiast  o polskości (właściwie co to?) już nic nowego czy ciekawego powiedzieć się w ten sposób nie da.

No i nie warto z modernizacji robić fetyszu, bo choć składa się na nią mnóstwo zjawisk odbijających się na naszych tożsamościach – tylko niektóre z nich są pożądane. Oczywiście z mojego punktu widzenia.  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij