Kaja Malanowska

Felieton ogórkowy

Wakacje. Ciepło. Warszawskie ogródki piwne otwarte do późnej nocy. Wieczór sobotni, swobodny i wesoły. Musiało się to skończyć źle.

Wakacje. Ciepło. Warszawskie ogródki piwne otwarte do późnej nocy. Wieczór sobotni, swobodny i wesoły. Musiało się to skończyć źle. Nie będę wnikać w szczegóły, dość że pod koniec wieczora zginęła mi czarna portmonetka, a z nią razem trzysta złotych (na szczęście dokumenty trzymałam gdzie indziej). Pojechałam na komendę zgłosić kradzież. Wchodzę. W recepcji zaniepokojony tłum duńskich turystów, za kontuarem nerwowy oficer dyżurny. Turystom też coś ukradziono, tylko nie wiadomo co, bo nikt na komendzie nie mówi po angielsku, a turyści, jak na złość, ani słowa po polsku. Od dwóch godzin czekają na tłumacza.

Podeszłam do oficera, wyłuszczyłam swój problem.
– Nie no, proszę pani! Przecież to nie ma sensu. Nikt pani tego portfela nie znajdzie.
– Ale ja bym jednak chciała zgłosić kradzież – upieram się.
– Za półtora tygodnia sprawę umorzą.
– Ale ja bym chciała – powtórzyłam, bo uruchomił się we mnie mechanizm przekory.
– Tylko papierki się w ten sposób mnożą i nic z takiej roboty nie wynika.
– Zgłaszam kradzież – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Dobrze, dobrze… – oficer dyżurny spojrzał na mnie spod oka. – Pani się ustawi. Za Duńczykami.

Ustawiam się. Wściekła. I zacięta w uporze. Nie minęło jednak pół godziny, kiedy przekora zaczęła we mnie słabnąć i topnieć niby rozgrzany wosk. Po trzech kwadransach poddałam się całkiem i uznałam, że wracam do domu. Właśnie miałam wychodzić, kiedy do recepcji zajrzał wysoki policjant z sumiastym wąsem i zawołał mnie do swojego pokoju.
– Nazwisko? – zapytał.
– Malanowska – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Policjant zmarszczył czoło.
– Ma-la-now-ska – wystukał jednym palcem na klawiaturze zdezelowanego laptopa.
– Przybyła na komendę celem zgłoszenia kra-dzie-ży. Kradzieży, tak?
– Tak – przyznałam.
– W go-dzi-nach…
– W godzinach?
Sumiasty Wąs pochylił się nad klawiaturą.
– No, kiedy pani ten portfel ukradli?
– Nie jestem pewna…
– No ale ja muszę protokół spisać, to pani wie czy nie wie, kiedy zdarzenie miało miejsce?
– Koło dziewiątej.
– To o dziewiątej?
– Może o dziewiątej piętnaście.
– Świadkowie zdarzenia jacyś byli?
– Nie wiem… Nie sadzę…
– Proszę pani – Wąs przybrał poważną minę. – Ja spiszę ten protokół, ale muszę najpierw dać pani pouczenie o konsekwencjach. Czy jest pani całkowicie pewna, że przestępstwo miało miejsce?
– No, nie mam portfela…
– Ale mogła go pani zgubić?
– Nie sadzę, ale głowy sobie uciąć nie dam…
– Bo widzi pani, jak tego portfela nie ukradli, tylko on został zgubiony, to składając zeznania, dopuszcza się pani przestępstwa z artykułu 233.
– Ale… – próbowałam oponować.
– Nie „ale”. Ja pani wyjaśnię: dajmy na to, że osoba jest przekonana, że zostało dokonane przestępstwo, przykładowo kradzież portfela. No i składa zeznania. A potem przykładowo znajduje się inny obywatel uczciwy, który ten portfel odnajduje i odnosi na komendę. Rozumiemy?
– Rozumiemy – przytaknęłam.
– No to zarzut kradzieży w tym momencie okazuje się w ogólności nieprawdziwy. I to już jest przestępstwo, jeśli wcześniej funkcjonariusz spisał protokół, a osoba go podpisała. Do moich obowiązków należy wypełniać. Ale jak się okaże, że zdarzenie nie miało miejsca, to osoba zapłaci mandat zasadniczo w wysokości do 500 zł.
– O Boże – przestraszyłam się. – Wie pan, w tym portfelu to ja miałam tylko 300 zł.
– To piszemy?
– To może jednak ja się wycofam… – zdecydowałam, patrząc na zegarek. Akurat mijała godzina od momentu, kiedy weszłam na komendę.

Policjant z ulgą odsunął klawiaturę.
– Ja pani wcale nie zniechęcam, spiszę protokół, jeśli trzeba. Ale pouczenie musiałem dać… Rozumiemy?
– Rozumiemy, rozumiemy. Ale… – zawahałam się jeszcze – to jak się zgłosi ten uczciwy obywatel, z moim portfelem, to pan mnie o tym powiadomi?
– Nieeeee… – Wąs rozłożył ręce w bezradnym geście. – To znaczy ja bym panią zawiadomił, ale ten obywatel zgłosi się przykładowo jutro, albo pojutrze, jak już zmiana na komendzie nastąpi. To mój kolega zmiennik nie będzie wiedział, czyj to portfel. Lepiej się samemu dowiadywać. Ale nie tutaj! Nie tutaj! W biurze rzeczy znalezionych. Rozumiemy?
– Rozumiemy. A do tego biura to często kradzione portfele oddają? –  zaryzykowałam na koniec, nie mogąc się już powstrzymać od śmiechu.
– Nigdy w życiu jeszcze o tym nie słyszałem – policjant też nie krył dobrego humoru. – No, to możemy już odejść – skinął mi głową na pożegnanie.

Kiedy wychodziłam widziałam jeszcze, jak zrezygnowani duńscy turyści rozsiadają się na podłodze pod ścianami recepcji. Oficer dyżurny zniknął. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Malanowska
Kaja Malanowska
Pisarka
Z wykształcenia biolożka, napisała doktorat z genetyki bakterii na University of Illinois at Urbana-Champaign. Felietonistka „Krytyki Politycznej”. Zadebiutowała powieścią "Drobne szaleństwa dnia codziennego" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010), która przyniosła jej uznanie krytyki i nominację do Gwarancji Kultury – nagrody TVP Kultura. Autorka książek "Imigracje" i "Patrz na mnie Klaro!".
Zamknij