Kaja Malanowska

Bo Polacy nie gęsi

W ostatnim tygodniu zdarzyło się coś, co spowodowało, że polscy politycy zawrzeli wspólnym oburzeniem. Barack Obama użył publicznie sformułowania: „polskie obozy śmierci”.  Prezydent Komorowski natychmiast wysłał w tej sprawie list protestacyjny, nazywając błąd amerykańskiego prezydenta „bolesnym”. Donald Tusk oznajmił, że skromne przeprosiny ze strony Białego Domu, nie wydają mu się satysfakcjonujące i dodał, że „Polska oczekuje zaangażowania Stanów Zjednoczonych w działania na rzecz prawdziwej historii”. Szef polskiej dyplomacji apelował w czasie konferencji prasowej do amerykańskiego sumienia, a Leszek Miller oświadczył, że Adam Rotfeld powinien się obrazić i w ogóle nie odebrać nagrody z rąk prezydenta Stanów Zjednoczonych. 


Ministerstwo Spraw Zagranicznych walczy z określeniem „polskie obozy śmierci” od lat. Nie twierdzę, że nie ma w tych poczynaniach sensu. Nazistowskie obozy zagłady, niesłusznie uzyskały przydomek „polskie”. Polacy ich nie budowali. Wielu Polaków, natomiast, w nich zginęło. Nie wydaje mi się jednak ciekawe powtarzanie tego teraz po raz kolejny. Tym, co zwróciło moją uwagę i nakłoniło do napisania felietonu, nie była wcale ewidentna gafa amerykańskiego prezydenta, tylko reakcja polskich polityków i publicystów.


Zdumiewająca jest pasja, z jaką nieustannie rozważamy, kto właśnie i jak bardzo zdołał nas znieważyć. Nie znam drugiego narodu, który byłby tak pozbawiony dystansu i tak przewrażliwiony na punkcie własnego honoru. Z lubością przypisujemy sobie chwałę pojedynczych bohaterów, takich np. jak Jan Karski, natomiast nie zamierzamy wcale dzielić się odpowiedzialnością za te mniej chlubne karty w naszej historii, np. antysemityzmem, szmalcowników w czasie okupacji czy powojenne pogromy żydowskie. Dotyczy nas zbiorowy splendor, ale nie zbiorowa odpowiedzialność. Sam cień podejrzenia, że ktoś wyraża się o nas bez należytego szacunku i estymy, powoduje, że wyciągamy szabelki.


Zostaliśmy OBRAŻENI. Żądamy osobistych przeprosin ze strony Obamy, z odpowiednim żalem i skruchą, zamiast krótkiej, dyplomatycznej notki. Żądamy satysfakcji, potu i łez. Przez parę dni trwaliśmy w pełnym niepokoju napięciu. Przeprosi osobiście, czy nie przeprosi? A jak przeprosi, to czy aby wystarczająco dobrze? Obama powinien napisać list. Niech zadzwoni do Tuska, albo jeszcze lepiej, niech zorganizuje specjalną konferencję prasową, transmitowaną na cały świat. Jesteśmy dumnym narodem, narodem godnym i nie zadowolimy się byle czym. 

Tyle tylko, że godność narodowa, która ujawniła się z taką niesłychana siłą, w obliczu niezręczności Obamy, zupełnie nie przeszkadza nam obrażać innych, np. z powodu ich koloru skóry. Bronisław Komorowski, zirytowany problemami narastającymi wokół śledztwa smoleńskiego nazwał ekspertów z zespołu Macierewicza: „egzotycznymi naukowcami z Gwinei Równikowej”,  nie przypominam sobie jednak, żeby później tłumaczył się obywatelom tej republiki z powodu swojej lekceważącej wypowiedzi. Władysław Frasyniuk skomentował zachowanie Napieralskiego, który pstrykał zdjęcia amerykańskiej delegacji telefonem komórkowym, słowami:  „kompletna Afryka”, co przeszło w zasadzie nie zauważone przez prasę. Radosław Sikorski nie komentował pogłosek o tym, że opowiadał w kuluarach MSZ, jakoby Obama miał polskie korzenie, bo jego przodek zjadł polskiego misjonarza, podobno tłumaczył się nieoficjalnie, że tylko cytował czyjś dowcip. Za Sikorskim ujął się natychmiast Wojciech Olejniczak z Radio Zet. „Z tych dowcipów pewnie sam Obama będzie się śmiał”, zapewniał. Nie wątpię, że Prezydent Stanów Zjednoczonych pęka ze śmiechu. 


„Polskie obozy zagłady”, to tylko nieszczęśliwe, utarte od dawna i niestety powszechne na Zachodzie określenie. Nikt chyba jednak nie przypuszcza, że Barak Obama, używając go sugerował, że to Polacy, są winni masowej zagładzie Żydów. A jednak dogłębnie oburzyła nas jego wypowiedź. Tymczasem podobne gafy naszych własnych polityków i publicystów traktujemy z pełną swobodą, kwitując co najwyżej pobłażliwym uśmiechem. Takie tam drobne niezręczności, albo nieco zbyt gruboskórne dowcipasy. W ogóle nie ma o czym mówić, a tym bardziej, o co się obrażać? Co innego „polskie obozy zagłady”,  to nie gafa ani głupie potknięcie, tylko sprawa, warta not dyplomatycznych, zbierania podpisów oburzonych Polaków pod oficjalnymi petycjami i międzynarodowej afery. 


Na szczęście Obama przeprosił. Możemy odetchnąć spokojnie. 

 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Malanowska
Kaja Malanowska
Pisarka
Z wykształcenia biolożka, napisała doktorat z genetyki bakterii na University of Illinois at Urbana-Champaign. Felietonistka „Krytyki Politycznej”. Zadebiutowała powieścią "Drobne szaleństwa dnia codziennego" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010), która przyniosła jej uznanie krytyki i nominację do Gwarancji Kultury – nagrody TVP Kultura. Autorka książek "Imigracje" i "Patrz na mnie Klaro!".
Zamknij