Jaś Kapela

To wszystko nie trzyma się kupy, czyli Kapela spoiluje „Grę o tron”

Ok, też lubię sceny walki, ale czy musimy przy okazji robić z naszych ukochanych bohaterów debili?

(uwaga, prawie same spoilery)

Mało rzeczy boli tak bardzo jak to, gdy ktoś, kogo kochacie, okazuje się debilem. Kocham Grę o tron. Przeczytałem wszystkie tomy Pieśni lodu i ognia i obejrzałem wszystkie odcinki telewizyjnego serialu HBO. Dostarczyły mi wiele wzruszeń i przyjemności, dlatego z utęsknieniem czekałem na siódmy sezon i kolejne odcinki. Oczywiście wolałbym, żeby George R.R. Martin szybciej pisał, a fabuła serialu nie zaczynała coraz bardziej odbiegać od książki, ale wiem, co to znaczy mieć pisarską blokadę i jak trudno skończyć książkę oraz trochę rozumiem, że w dziesięciogodzinnej serii serialu nie sposób opowiedzieć tego wszystkiego, co wydarza się w kilkuset stronicowym tomie, więc cieszyłem się, że mimo wszystko powstają kolejne odcinki.

Siódmy sezon miał wspaniałe momenty, choć od początku nie podobała mi sugestia się, że Jon i Daenerys mają się ku sobie. Ok, jasne, że prawie każdy mężczyzna chciałby być z Daenerys Targaryen, Pierwszą Tego Imienia, Zrodzoną W Burzy, Niespaloną, Matką Smoków, khaleesi Dothraków, Shakirą i co tam jeszcze… Ale litości. Bratający się z dzikusami bękart, który dopiero co powstał z martwych i taka bladolica księżniczka? Znaj umiar, mocium panie. Rozumiem, że oboje walczą o zaprowadzenie socjaldemokracji w Siedmiu Królestwach, ale mogliby się jednak skupić na walce, a nie robieniu maślanych oczu i kokieteryjnym flirtowaniu. „– Klęknij. – Nie klęknę. – Ale klęknij, zrób to dla swoich ludzi. – Nie klęknę, bo moi ludzi tego nie zrozumieją.” Bleee. Swoją drogą, nie rozumiem dlaczego dla tej bojowniczki o wolność i równość, takie ważne jest, żeby Król Północy przed nią uklęknął? Jakby to symboliczne zgięcie kolana było ważniejsze od ideałów, które im przyświecają. Ale mniejsza z tym.

Najgorsze zaczyna się w piątym odcinku, gdy Tyrion wpada na idiotyczny pomysł, że trzeba złapać umarlaka, żeby pokazać go Cersei, żeby ją przekonać, że zagrożenie jest realne i muszą podjąć wspólną walkę przeciwko nie do końca umarłym, zamiast się kłócić o tron. Nie wiem, jakim cudem nasz kochany (i super bystry) karzeł wpadł na ten debilny pomysł, że jego siostrę debilkę da się do czegokolwiek przekonać. W istnienie zombiaków raczej nie powinna wątpić, skoro ma jednego na własne usługi, ale nawet jeśli myśli, że jej zombiak jest jedynym na świecie, to zobaczenie kolejnego raczej przekonałoby ją wyłącznie do tego, że wspólna walka przeciwko umarlakom będzie świetną okazję, żeby wbić nóż w plecy nowym sprzymierzeńcom…

Zaprawdę Tyrion, świetny plan. Wyślijmy wszystkich naszych najlepszych żołnierzy na straceńczą misję za mur, żeby przekonać jedną mściwą idiotkę do czegoś, o czym i tak się rychło przekona. Co ciekawe, żaden z mega mózgów obecnych na naradzie nie ma cienia wątpliwości, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Ani Daenerys, ani Jon Snow, ani Lord Varys, ani ser Jorah Mormont (ten, dopiero co cudem uratowany, wręcz pierwszy się zgłasza na pewną śmierć, która zresztą go w końcu spotyka, brawo, stary). A przecież, jeśli tylko Jaimie może Cersei do czegoś przekonać, to może wystarczyłoby porwać jego i to jemu pokazać umarlaka, zamiast narażać się na prawie pewną śmierć. Ale, co tam rozsądek, ważne, że będzie okazja pokazać parę spektakularnych scen bitewnych. Ok, też lubię sceny walki, ale czy musimy przy okazji robić z naszych ukochanych bohaterów debili?

Najwyraźniej tak, bo żeby bitwa była bardziej spektakularna, a los naszych bohaterów tragiczniejszy, jakoś nikt nie wpada na pomysł, że skoro wyruszamy na eskapadę za mur, a właśnie odkryliśmy górę smoczego szkła, o którym wiemy, że jest skuteczną bronią na zimnych leszków, to może warto wykuć z niego parę solidnych mieczy, a może nawet trochę strzał. Czy nie mają w tej armii żadnego kowala? Czy kowal Gendry naprawdę nie podołałby tej robocie w trakcie chyba jednak długiej podróży statkiem na mur? Skoro potrafi tak szybko biegać, to chyba jeszcze szybciej mógłby wykuć parę grotów?

Tutaj dochodzimy do kolejnego absurdu. Nasza dzielna drużyna pierścienia – po długiej podróży przez malowniczy krajobraz, umilanej ciekawymi rozmowami – bez problemu łapie umarlaka w pułapkę, ale szybko okazuje się, że sama wpada w pułapkę. Na szczęście wcześniej Jon wysyła Gendry’ego, żeby poinformował Nocną Straż o ich niewesołym położeniu, w które się tak ochoczo wpakowali. Gendry okazuje się nie tylko wybitnym kowalem, ale również urodzonym maratończykiem. Jeszcze szybciej okazują się latać kruki. Najwyraźniej są to magiczne kruki, bo tysiące kilometrów między Wschodnią Strażnicą a Smoczą Skałą pokonują szybciej niż najszybszy Tupolew. Według obliczeń filmoznawców mądrzejszych ode mnie odsiecz na smoku nie powinna się pojawić szybciej niż po czterech dniach od uwięzienia ekipy na lodzie. Jak bardzo prawdopodobne jest, że otoczona przez armię Białych Wędrowców garstka naszych dzielnych wojów spędziłaby spokojnie cztery dni na krze, aż Zrodzona W Burzy przyjdzie zrobić pogrom umarlaków? Rozumiem, że smok być może lata szybciej od kruka, ale z człowiekiem na karku raczej nie może przekraczać pewnych prędkości. To wszystko nie trzyma się kupy.

Ok, być może wymaganie realizmu od serialu fantasy jest nie na miejscu, ale nawet świat fantasy powinien rządzić się jakąś logiką i jest mocno wkurzające, gdy jest to logika: kończy nam się budżet, więc wyślijmy naszych bohaterów na jakąś idiotyczną misję, żeby pokazać jeszcze kilka fajnych scen bitewnych.

Fakt, że białasy czekają z zaatakowaniem drużyny Jona Snowa do momentu przybycia smoków, nabiera trochę sensu, gdy okazuje się, że celem jest upolowanie tychże. Tym bardziej dziwi, że nasi bohaterowie sami pakują się w tę pułapkę. Tylko dlaczego Daenerys nie atakuje Nocnego Króla, tylko wszystkich innych? Nikt jej nie powiedział, kto tam rządzi? Miłość do Jona odebrała jej rozum? Myślałem, że jednak bardziej kocha swoje smoki, niż jakiegoś kudłatego blackmetalowca z mieczem.

Najwyraźniej nie. Zresztą bohaterowie w ogóle przestają ze sobą rozmawiać i dzielić się wiedzą. Dialogi ograniczają się do żartów i złośliwości. Nagle wszyscy bohaterowie stają się debilami.

Niestety spotyka to również Ayrię, która jak dziecko daje się podejść Littlefingerowi, choć wydawałoby się, że dzieckiem dawno być przestała. Tymczasem zachowuje się jak złośliwy gnojek i postanawia szantażować swoją ukochaną i dawno niewidzianą siostrę liścikiem, do którego napisania Sansa została zmuszona. Bardzo nieładnie tak traktować siostrę z ewidentnym syndromem stresu pourazowego, która na dodatek musi się zmagać ze zmiennymi nastrojami lordów Północy, bo Jon nie był łaskawy wysłać jej superszybkiego kruka z liścikiem, że wszystko ok (debilka sama też jakoś na to nie wpadła, że wystarczy wysłać kruka, żeby przestać się martwić). Ja nie wiem, kto może robić takie rzeczy jak Ayria w tym odcinku? Jarosław Kaczyński? Dlaczego scenarzyści postanowili z Ayri zrobić bohaterkę o moralności Jarkacza, pozostaje dla mnie kolejną zagadką. Ani to psychologicznie uzasadnione, ani fajne.

Dlaczego „Wołyń” przegrywa z „Grą o tron”

Sansa też nagle okazuje się głupsza niż wcześniej, choć wydawałoby się, że trochę się już nauczyła o życiu i moralności. Najwyraźniej wszystko to już zapomniała, bo jedyną osobę gotową poświęcić życie, żeby ją chronić, wysyła nie wiadomo po co do Cersei. Świetny plan, Sansa. Może od razu się zabij?

Cieszy, że twórców nie opuszcza dobry humor. Dialog Góry z Thorosem z Myr, który mu mówi, że pomyślał, że jest najodważniejszym człowiekiem na świecie, na co kapłan odpowiada, że był tylko najbardziej pijany, był super. Ale jeśli chcieliście nakręcić komedię z Sethem Rogenem, to pomyliły wam się scenariusze.

Gra o tron zawsze była piękną baśnią o walce dobra ze złem. Baśnią tragiczną, bo pokazującą, że dobro bynajmniej nie zawsze wygrywa. W siódmym sezonie stała się jednak najwyraźniej grą o to, jak najszybciej skończyć sezon, żeby zmieścić się w budżecie, pokazać kilka spektakularnych bitew oraz co HBO myśli o swoich bohaterach i widzach. Wszyscy zostaliśmy debilami. Pozostaje mieć nadzieję, że przyjedzie wuj Benjen i nas uratuje.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij