Jan Śpiewak

Miałaś, Platformo, złoty róg

PO wywiesiła tysiące billboardów z hasłem „silna gospodarka, wyższe płace”. Wszyscy jednak pracy w reklamie zewnętrznej nie znajdziemy.

Platforma Obywatelska za rządów Ewy Kopacz stała się schyłkową partią władzy, która nie ma nic do zaproponowania wyborcom poza swoim trwaniem. Przejdzie do historii jako formacja, która miała historyczną szansę przełamać półperyferyjny status Polski. Przespała jednak osiem tłustych lat i nie przygotowała kraju na lata chude.

Objawy gnicia Platformy można było oczywiście zauważyć znacznie wcześniej. Właściwie pierwszą oznaką był wybór Bronisława Komorowskiego na kandydata w wyścigu o najważniejsze stanowisko w państwie. Nikt się nim nie przejmował, dopóki nie musiał znowu ubiegać się o wybór. Jak bardzo przypadkowa była to kandydatura, obnażyła ostatnia kampania wyborcza i zachowanie eksprezydenta już po opuszczeniu Pałacu. Zdjęcie Bronisława Komorowskiego reklamującego kantor wymiany walut Cinkciarz.pl stanowi lepsze podsumowanie jego prezydentury niż jakiekolwiek opracowanie naukowe.

Można tę sytuację porównać do przebłysku tego, co Lacan nazywa „realnym”. Przypomina nam to, co na co dzień próbujemy ukryć. Wskazuje na peryferyjny status Polski i moralno-intelektualną kondyncję naszych elit politycznych. Tytuł prezydenta zachowuje się na całe życie, tak jak pensje, uposażenie i ochronę BOR-u. Prezydent po skończeniu swojej kadencji dalej reprezentuje nasze państwo. Co myśli o Polsce Bronisław Komorowski, jeśli jest w stanie dwa miesiące po skończonej kadencji bez zażenowania stanąć obok cheerleaderek w jakimś hotelowym korytarzu w Chicago i promować kantor? Miejmy nadzieję, że po prostu nic nie myśli.

Nasuwa się też oczywiste pytanie: jeśli Cinkciarz.pl jest w stanie kupić dwóch byłych prezydentów (Nobel w gratisie), to kogo był w stanie kupić taki Jan Kulczyk?

Cena najwyraźniej jest dużo niższa, niż nam się wydaje.

Spotkań z realnym mieliśmy zresztą za rządów Platformy Obywatelskiej znacznie więcej: dwóch kelnerów demolujących polski rząd, awaria serwerów PKW (jako radny w Warszawie ciągle po dwunastu miesiącach nie znam swoich pełnych wyników), katastrofa smoleńska czy ostatnie letnie przerwy w dostawach prądu. Wszystkie te sprawy świadczą o słabości państwa i jego instytucji, braku myślenia systemowego i długofalowego. Wskazują wyzwania, których nikt w rządzie nie jest w stanie podjąć.

Platforma Obywatelska rządziła w czasach względnej stabilności i gospodarczej prosperity. Ogromny strumień środków unijnych, otwarcie granic, deregulacja rynku pracy, obniżka podatków dla korporacji i najbogatszych zapewniły Polsce prawie dekadę nieprzerwanego wzrostu. Polska błyskawicznie się modernizowała. Niestety w ogromnej mierze był to postęp wyspowy i powierzchowny. Polska gospodarka tak jak w XVIII wieku wciąż oparta jest na eksploatacji taniej siły roboczej. Jesteśmy montownią i podwykonawcą Zachodu, a warunki w miejscach pracy przypominają folwark. Wystarczy wyjść na ulicę, żeby się przekonać, że kraj rozwija się w sposób chaotyczny i nieprzemyślany. Przyjęliśmy najbardziej rozrzutny model rozwoju, a jesteśmy ciągle krajem na dorobku. Rachunkiem będą obciążone nasze dzieci, jeśli się w ogóle urodzą i nie wyjadą na Zachód. Dla czytelników Krytyki Politycznej to wszystko jest już wiadome i znane, jednak do głów naszych elit politycznych nie jest w stanie się jakoś przebić.

W otoczeniu Ewy Kopacz nie ma już nikogo, kto rozumie sytuację, w której znalazła się Polska. Ostatnią taką osobą był chyba Bartłomiej Sienkiewicz – największa, zdaje się, ofiara „realnego”. Jego diagnoza wypowiedziana w podsłuchiwanej drogiej restauracji – o nieistniejącym państwie, „które działa tylko swoimi poszczególnymi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością” – była zainspirowana lekturą Fantomowego ciała króla Jana Sowy.

Sienkiewicz widział i rozumiał wyzwania stojące przed Polską, ale ta „nieistniejąca Polska” go zmiotła.

Co czyta Michał Kamiński, Roman Giertych albo katechetka postawiona na czele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Teresa Piotrowska? Prawdopodobnie nic nie czytają. Po ośmiu latach rządów głównym przekazem Platformy jest wciąż straszenie PiS-em. Dzisiaj Ewa Kopacz zagroziła Polakom, że jeśli PO przegra wybory, jej córka wyjedzie do Kanady. Taki szantaż wzbudza tylko uśmiech politowania i świadczy o intelektualnej impotencji rządu. Obóz władzy nie jest w stanie wyjść z żadną inspirującą wizją i programem dla Polski.

Chyba jedyną zaletą kampanii wyborczej jest to, że do politycznego mainstreamu trafił dość oczywisty dla wszystkich Polaków fakt, że w Polsce zarabia się za mało. Za mało w stosunku do potencjału naszej gospodarki, której wydajność przez ostatnie lata rosła znacznie szybciej niż płace. I za mało w stosunku do kosztów życia w kraju, w którym prawie jedna trzecia dochodów gospodarstw domowych wydawana jest na mieszkanie. Musiało jednak minąć osiem lat, żeby Platforma wreszcie to zrozumiała. I pomimo tego nie wykonała żadnego ruchu, by tę sytuację poprawić – poza wywieszeniem tysięcy billboardów z hasłem „silna gospodarka, wyższe płace”. Wszyscy jednak pracy w reklamie zewnętrznej nie znajdziemy. Zresztą to mało innowacyjna branża.

Za dwa tygodnie wybory. Nie wierzę, że impuls modernizacyjny jest w stanie wyjść ze środowisk związanych z PiS-em. To partia wiecznie wpatrzona w przeszłość, skupiona na dawnych rozrachunkach, własnych kompleksach i nieprzygotowana do przejęcia władzy. Świadczy o tym skład kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, który sprawia wrażenie przypadkowego i naprędce skleconego zespołu.

Jednak od rządu Kopacz – Piechociński gorszy będzie rząd Kopacz – Piechociński – Miller – Petru. Programem tego rządu będzie jeszcze mniej państwa, jeszcze niższe podatki, jeszcze gorsze warunki pracy. Jeśli Platforma utrzyma się u władzy, nie dokona się w niej konieczna zmiana, a rysujący się sojusz z dwoma neoliberałami może tylko pogłębić peryferyjny status kraju.

Rządząca krajem partia przypomina późną przedwojenną sanację, przekonaną o własnej wielkości i mocarstwowej pozycji Polski. Porażka prezydenta Bronisława Komorowskiego nie wystarczyła, by przebudziła się z tego snu. Kolejne spotkanie z realnym nadchodzi. Miejmy tylko nadzieję, że pacjent to spotkanie przeżyje.

 

 **Dziennik Opinii nr 285/2015 (1069)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Śpiewak
Jan Śpiewak
aktywista miejski
Aktywista miejski
Zamknij