Jan Śpiewak

Demokrację liberalną obronimy w samorządach

Co przez dekadę rządów zrobiła PO, żeby walczyć z reprywatyzacją, niegospodarnością i nepotyzmem na szczeblu lokalnym?

PiS wygrał nie dlatego, że za mało nim straszono, tylko dlatego, że Platforma słabo rządziła. Jeśli opozycja naprawdę chce dzisiaj bronić konstytucji, to musi wyciągnąć wnioski. Platforma dalej jest partią władzy w samorządach. Jeśli będzie udawać, że nic się nie stało, to zapewni Prawu i Sprawiedliwości kolejne kadencje.

„Sprawdź, czy nie stracisz mieszkania” – tym hasłem reklamuje się stołeczny dodatek do „Gazety Wyborczej”. Gazeta drukuje listę budynków zbudowanych po wojnie, do których zgłoszono roszczenia. Mogą one w każdej chwili zmienić właścicieli. Mieszkańcy wraz z budynkami zostaną oddani spadkobiercom albo szemranym handlarzom roszczeniami. Mniej zaznajomiony z tematem czytelnik zapewne powie: ale jak to? To budynki zbudowane po wojnie też podlegają reprywatyzacji? Jak to możliwe? Oddaje się je w naturze? Inne czytelnik zapewne zapyta: ale dlaczego takiej listy nie opublikował urząd miasta? Przecież to obowiązek samorządu, żeby zawczasu poinformować obywateli o tak poważnym zagrożeniu. Z kolei czytelnik bardziej zorientowany w sprawie powie: jak to możliwe, że po dekadzie rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodniczącej partii, która miała większość parlamentarną i prezydenta, nie rozwiązano tej sprawy systemowo? Dlaczego tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna została powszechnie skrytykowana jako akt prawa nie tylko niechlujnie napisany, ale w dodatku niezgodny z konstytucją?

Biznes reprywatyzacyjny jest wart kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt miliardów złotych. Skala niegospodarności, niesprawiedliwości, ludzkiej krzywdy i łamania prawa jest tu niespotykana. Pomimo tego establishment polityczny od 25 lat nie zrobił właściwie nic, żeby tej sytuacji przeciwdziałać. Co tak naprawdę się tutaj odbywa? Czy wynika to z samej słabości naszego państwa i społeczeństwa obywatelskiego? Czy to oznaka paraliżu administracyjnego i sądowniczego? Dzika reprywatyzacja sprawia wrażenie, jakby była ostatnią falą uwłaszczania się nowej i starej nomenklatury na ostatnim wielkim fragmencie publicznego majątku. Sprywatyzowano już większość przedsiębiorstw państwowych, zostały więc mieszkania komunalne, miejskie szkoły i parki. Ile to ma wspólnego z europejskim państwem prawa, a ile z bananowymi republikami byłego Związku Radzieckiego?

Reprywatyzacja jest tylko jednym z systemowych problemów polskiego państwa, którego PO nie chciała i nie umiała rozwiązać. Ich wspólnym mianownikiem jest zwycięstwo partykularnego interesu nad interesem publicznym – prywatyzacja zysków z rozwoju kraju, ale uspołecznianie jego kosztów. W procesie dzikiej reprywatyzacji skupia się jak w soczewce bardzo wiele bolączek naszego państwa, począwszy od stanu anarchii w przestrzeni publicznej, poprzez zapaść publicznego budownictwa mieszkaniowego, niszczenie zabytków, gentryfikację, korupcję, a kończąc na niewydolność sądów i braku transparentności w procesie podejmowania decyzji w urzędach. Ten proces zwijania się państwa przeciętny obywatel obserwuje w dużej mierze z perspektywy samorządu. A tam dalej niepodzielnie rządzi Platforma Obywatelska, partia, która ma tabuny prezydentów, burmistrzów, marszałków, starostów i wójtów. Kontroluje 15 z 16 sejmików wojewódzkich i największe miasta. Dalej jest partią władzy. W największych miastach Platformę reprezentują dość zużyte twarze o wątpliwych biografiach i osiągnięciach. Prezydenci równie oderwani od rzeczywistości jak Bronisław Komorowski. Oni nie rozumieją, że społeczna rzeczywistość się zmienia. Wydaje im się, że jest ciągle rok 2011.

Platforma Obywatelska nie przegrała wyborów dlatego, że nie dość straszyła PiS-em. Było dokładnie na odwrót. Udawała, a wielu Polaków razem z nią, że można rządzić krajem, będąc jedynie nihilistyczną opozycją wobec PiS.

PO przegrała, bo nie rozwiązywała najważniejszych problemów Polaków, które dotykają ich codziennego życia. Korzystała ze swojej siły tylko do utrzymania status quo, zabezpieczania interesów silnych graczy i dalszego trwania u władzy. Tymczasem wybory prezydenckie i parlamentarne pokazały, że Polacy chcą od polityków konkretów i zmian. Świetnym przykładem jest miasteczko Wilanów – bastion klasy średniej i poparcia Platformy, który w I turze wyborów prezydenckich zagłosował jednak w dużej mierze za Kukizem (25% poparcia), by w wyborach parlamentarnych poprzeć Nowoczesną. PO przestało być partią klasy średniej, która chce usług publicznych na wysokim poziomie u porządku w państwie. A dzisiaj wydaje się, że PO reprezentuje już tylko swoich członków.

Jeśli samorządy dalej będą zarządzane tak jak do tej pory, to pociągną PO na samo dno. Kalendarz wyborczy wskazuje, że przegrana tej formacji w wyborach samorządowych w 2018 roku będzie najprawdopodobniej oznaczała kolejną wygraną Jarosława Kaczyńskiego w wyborach parlamentarnych.

Obrona konstytucji i demokracji liberalnej nie może ograniczać się do biernego protestu przed sejmem. Powinna to być obrona aktywna, związana z konkretnym politycznym planem i inicjatywą. Dzisiaj tylko Platforma Obywatelska posiada do tego narzędzia. To ona ma wszelkie zasoby, by usta pełne wzniosłych haseł zamienić w konkretne działanie. To ona powinna powstrzymać proces zwijania się państwa, ukrócić chaos przestrzenny, korupcję, rozpocząć szeroką akcję budownictwa społecznego, zacząć chronić środowisko naturalne, tworzyć nowe standardy w zakresie przejrzystości i transparentności podejmowanych decyzji. Aktywizować obywateli poprzez włączanie ich w proces podejmowania decyzji. Zrealizować w praktyce hasło prawa mieszkańców do miasta. Zaproponować pakiet rozwiązań systemowych.

Dzisiaj ci, którzy ostrzegają przed PiS-em i łamaniem konstytucji, powinni z równą zaciekłością domagać się od Platformy Obywatelskiej działań na dole. W samorządach musi dojść do rewolucji.

Czy Platforma jest na to gotowa? Dzisiaj sprawia wrażenie pozbawionej kadr i pomysłu na państwo intelektualnej wydmuszki.

Dość klarowny pomysł na Polskę ma za to Jarosław Kaczyński. Jeśli PO dalej będzie gnić w samorządach, to stanie się cichym wspólnikiem Kaczyńskiego w jego pochodzie do umacniania i poszerzania swojej władzy.

 

 **Dziennik Opinii nr 335/2015 (1119)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Śpiewak
Jan Śpiewak
aktywista miejski
Aktywista miejski
Zamknij