Galopujący Major

Adam Absurd Andruszkiewicz

Adam Andruszkiewicz. Fot. MEDIA WNET

„Twitterowy książę bez ziemi” zbiera swoje lajki głównie od zwolenników dobrej zmiany, więc jego transfer nie jest żadną „wartością dodaną”, a jedynie przelewaniem z jednego naczynia do drugiego.

Doprawdy trudno, mimo najlepszych chęci, doszukać się głębszego sensu w pomyśle mianowania narodowca Adama Andruszkiewicza wiceministrem cyfryzacji. Mimo to rząd brnie w tę katastrofę z uporem godnym lepszej sprawy, jakby celowo chciał kolejny raz uderzyć w ścianę.

 

Nie jest to oczywiście nominacja merytoryczna. Odpowiedź Andruszkiewicza pytanego o kompetencje, że skończył wyższe studia, jest z jednej strony obraźliwa dla wszystkich absolwentów uczelni tyrających na śmieciówkach. Z drugiej jest też zabawna, jak tylko zabawne może być przeświadczenie kompetentnego wiceministra, że to magisterka komukolwiek dzisiaj otwiera drzwi do ministerialnej kariery. Oczywiście, bycie wiceministrem nie zawsze wymaga wykształcenia kierunkowego, czasami wystarczy doświadczenie w administracji, polityczna siła przebicia albo chociaż zawodowe sukcesy. Andruszkiewicz nie ma jednak nic z powyższych, równie dobrze wiceministerką mogłaby zostać Magda Gessler albo Marcin Daniec.

Nie daje to również poprawy wizerunku. Rządowi i samemu Mateuszowi Morawieckiemu dostaje się przecież za tę nominację, nie tylko od lewicy i liberałów, ale także od umiarkowanej prawicy. Każdy, kto orientuje się, jak działa polityczny przemysł pogardy, wie doskonale, że Andruszkiewicz to istna kopalnia memów i cytatów, które odtąd będą szły już na konto rządu. Tak samo, jak będą szły – również w europejskich mediach – homfobiczne i faszystowskie eventy, na których młodzież wszechpolska zwykła się była bawić. Ale rządowi dostanie się odtąd również za – zapomnianą już nieco – cyfryzację. Dziennikarze będą przecież pytać o realne dokonania Andruszkiewicza, zwłaszcza na tle zdymisjonowanej, z nieznanych dotąd przyczyn, minister Anny Streżyńskiej. Wraz z tą nominacją pod ostrzał dostaje się kolejny resort.

Andruszkiewicz w resorcie to również średnio sensowny sygnał dla żołnierzy PiS. Ani on bowiem wierny – to nie jest przecież człowiek partii, tylko człowiek grający na siebie – ani szczególnie kompetentny. To tym bardziej absurdalne na kilka miesięcy przed wielką kampanią, gdy wszyscy przygotowują się do „podwójnego” roku wyborczego i raczej Misiewiczów się chowa do szafy.

Nie jest to wreszcie dobry pomysł polityczny. Po dowartościowaniu ruchu narodowego przez prezydenta w dniu święta niepodległości, narodowcy poczuli, że teraz właśnie jest moment, gdy mogą się PiS-owi postawić, a więc wszelki transfer do PiS nie będzie przez nich postrzegany jako sprytna próba przejmowania mainstreamowej prawicy od wewnątrz, lecz po prostu zdrada. Andruszkiewicz będzie dla radykałów zdrajcą, a to z kolei oznacza, że mało kogo za sobą przyciągnie. A co najważniejsze, ów „twitterowy książę bez ziemi” zbiera swoje lajki głównie od zwolenników dobrej zmiany, więc jego transfer nie jest żadną „wartością dodaną”, a jedynie przelewaniem z jednego naczynia do drugiego. Ba, może nawet rządowi zaszkodzić nie tylko ze względów wizerunkowych, ale prostego faktu, że posty Andruszkiewicza, od biedy, do niedawna mogły jeszcze uchodzić za poparcie niepartyjne, ale od dziś będą już tylko wazeliną w stosunku do obecnego pracodawcy.

Sutowski: Narodowcy odgryźli rękę, którą Duda ich głaskał po głowie

Wszystko to każe postawić pytanie, po co właściwie Morawiecki zdecydował się na taki ruch? Po to tylko, żeby osłabić prawicowe skrzydło i wyjmować konkurencji kolejnych graczy, względnie budować pisowską przybudówkę ekstremy? To przecież strategia samobójcza, bo z czasem będzie trzeba rozdać jeszcze z dziesięć wiceministerstw… A może po to, żeby spełnić prośbę ojca Kornela i przyjąć pod skrzydła kolejnego rusofilnego chłopca? Nie wiem. Wiem, że coś się w interpretacji rzeczywistości w PiS-ie zacięło, a opozycja znów dostała prezent i teraz bez większego problemu będzie mogła grzmieć o Polexicie, na którego symbol Andruszkiewicz ze swoimi narodowymi kolegami się świetnie nadaje.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij