Cezary Michalski

Wyroby smoleńskopodobne

Zacznę od tego, że przekaz o polsko-rosyjskim pojednaniu jest zawsze pozytywny. Jak każdy przekaz o pojednaniu pomiędzy dwoma narodami, u których bardzo łatwo wywołać wzajemne fobie. I tutaj – jak nigdy wcześniej nie czyniłem tego na tym portalu, a pewnie i później nie będzie okazji – pochylę się z uznaniem przed abp. Michalikiem. Uczynił dobro, nawet jeśli w intencjach, które uważam za złe. Chcąc wraz z patriarchą Cyrylem I uczynić z Polaków i Rosjan jedną zdyscyplinowaną antyliberalną, antyświecką i antyzachodnią armię (za czasów Świętego Przymierza papieże z patriarchami często takie rozwiązanie ćwiczyli i tylko się Mickiewicz przeciw temu szamotał), przy tej okazji jednak jakoś zbliżył nas do siebie. Dał przy tym prawicy wybór: albo religia smoleńska, albo religia de Maistre’a. Obie nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem, obie wyrażają radykalny pesymizm antropologiczny, obie opierają się na utracie wiary we Wcielenie jako inwestycję Boga w człowieka i jego rozwój (aż do granic zsekularyzowanej wolności), ale religia de Maistre’a (ach te wspólne Wieczory petersburskie abp. Michalika i patriarchy Cyryla, szkoda tylko, że przegadane za cenę wspólnego milczenia o dziewczynach z Pussy Riot w łagrze) w przeciwieństwie do smoleńszczyzny jest przynajmniej uniwersalna, a ja jestem – jak może zauważyliście – uniwersalistą, a nie narodowcem. Jeśli nawet czasami mówię czy piszę o narodzie dobrze, to tylko jako o instrumencie pracy emancypacyjnej ostatecznie granice narodowe przekraczającej (uff).

 

Ale poza grą prowadzoną przez oba kościoły toczy się inna, też ciekawa gra.


Hangar dla wraku w Mińsku Mazowieckim, prezydent Komorowski osobiście wykopujący maleńką łopatką AK-owskie ofiary stalinizmu w okolicach Powązek, Hanna Gronkiewicz-Waltz z krzyżem i w futrze (parafraza za Leopold von Sacher-Masoch, powieść Wenus w futrze, pierwsza publikacja rok 1870 na łamach czasopisma „Die Liebe”), Jarosław Gowin z krzyżem i portrecikiem Margaret Thatcher w klapie garnituru, itp., itd. Polska od paru dni, a może nawet tygodni, pełna jest wyrobów smoleńskopodobnych. O ileż to jednak bardziej elegancki i stabilny widok od autentycznych wyrobów smoleńskich, od miotających się i wrzeszczących bez ładu, składu i na każdy temat Macierewicza, Brudzińskiego, Pospieszalskiego, Stankiewicz, Lichockiej czy braci Karnowskich. Polski narodowy biznes oligarchiczny, znaczna część eleganckich młodych konserwatystów w mainstreamowych mediach, już nie mówiąc o znacznej części polskiego Kościoła zdecydowanie woli wyroby smoleńskopodobne od autentycznych wyrobów smoleńskich.


A my? A ja? Pomyślmy na chłodno o tym podstawieniu. Po pierwsze, jego możliwe zalety. Zniszczenie ośrodka organizującego politycznie smoleńszczyznę, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Kaczyński jest naprawdę jedynym skutecznym politykiem, jaki się trafił smoleńskiej prawicy, jedynym zdolnym do organizowania gniewu, do przekuwania kwestii historycznych, narodowych, społecznych, psychologicznych, seksualnych – wszystkiego, co mu wpadnie w rękę – na hartowaną stal czystej polityczności. Ale kiedy piszę ten felieton, Kaczyński leży gdzieś w swoim starokawalerskim mieszkaniu przykuty przez chłopców z ABW, KGB, CIA, LSD, ADHD (parafraza za musicalem Hair) albo innej  tajnej służby do swojego łóżka, podczas gdy abp. Michalik zamiast niego walczy z sekularyzacją, Komorowski zamiast niego ekshumuje AK-owców na Powązkach, chłopcy z „Pulsu Biznesu” zamiast niego uparcie piłują twardy kark Tuska seniora za pomocą małej ręcznej piły Tuska juniora, a PiS-owcy pod jego przedłużającą się nieobecność biegają jak kury z uciętymi głowami po wiejskim podwórku. Nie wiem, kto Kaczyńskiego przykuł i do czego, ale jest nieobecny w kluczowym momencie, kiedy świat smoleńskopodobny powoli zatapia i pokrywa autentyczny świat smoleński warstwą symulakrów wygodnych dla wielu.


Moja nadzieja z tym związana jest oparta jest wyłącznie na założeniu „chytrości rozumu” (cyt. za G.W.F. Hegel Fenomenologia ducha). Koniec religii smoleńskiej oznacza doraźny pokój polityczny (silnej lewicy politycznej, a nawet społecznej w Polsce dziś nie ma, więc ona żadnych niepokojów  nie sprowokuje). Spokój – nawet martwy, którego nie lubię, więc mogę od tego spokoju zacząć świrować, uwaga – zawsze sprzyja konsolidacji mieszczaństwa. Mieszczaństwo, jak się skonsoliduje, jak przestanie się bać (czy polskie mieszczaństwo przestanie się bać kiedykolwiek?), zacznie eksperymentować, zacznie żądać emancypacji. Najpierw dla samego siebie jako warstwy społecznej (także spod władzy Kościoła nad swoim życiem publiczno-prywatnym), a następnie być może emancypacji poszczególnych swoich grup, aż po kobiety czy mniejszości obyczajowe włącznie. Tak przynajmniej było w Anglii, Francji, Niemczech, USA, a dużo później nawet w Hiszpanii, Irlandii czy Włoszech, ale może Polska będzie „oryginalna” (cyt. za cała polska prawica, od Rymkiewicza po Gowina, od Andrzeja Nowaka po Krasnodębskiego) i emancypacji nie będzie tu nigdy?


Istnieje bowiem także ryzyko związane z tryumfem wyrobów smoleńskopodobnych nad wyrobami autentycznie smoleńskimi. Petryfikacja prawicowej Polski na zawsze. Ryzyko, że polskie mieszczaństwo, jak się skonsoliduje, nie zacznie „niebezpiecznie eksperymentować” z wolnością, choćby swoją własną, ale Kościół abp. Michalika przejmie je na dłużej.


Moim zdaniem, choć nie mam pewności, to pesymistyczne rozwiązanie jest nieco mniej prawdopodobne (dalej nastąpi w moim felietonie kryptocytat za pewnym skądinąd nieskończenie smutnym felietonem Kingi Dunin o minimalnej emancypacji polskich kobiet przez rynek). Kiedy polskiemu mieszczaninowi, który nie słyszał o emancypacji albo słyszał od niej wyłącznie od Terlikowskiego, da się do wyboru: Michalik czy Audi, to w pierwszym odruchu będzie chciał i Michalika, i Audi (patrz Opus Dei, najbardziej wychylona w stronę nowoczesności część polskiego Kościoła). Ale jeśli mu się wyraźnie powie, dając przy tym w ten czy inny sposób po łapach, że albo, albo, oznacza albo, albo, a nie i, i, wówczas polskie mieszczaństwo w statystycznej większości wybierze Audi  (wielokrotnie widziałem ten statystyczny wybór, po raz pierwszy w stanie wojennym, choć za Audi robiły wtedy zaledwie talony na małego Fiata, a za mieszczaństwo robiliśmy w zasadzie my wszyscy jako społeczeństwo jeszcze bezklasowe). Dzieci mieszczan ten wybór swoich rodziców zobaczą, sekularyzacja – przez Audi – zacznie postępować. Choć prawdziwe ryzyko wygląda tak, że będzie to sekularyzacja (i modernizacja) bez emancypacji, wyłącznie poprzez konsumpcję, czyli sekularyzacja (i modernizacja) Cthulhu. A jeśli ma się do wyboru religię Cthulhu (abp. Michalik, Cyryl I), czyli religię bez wiary, bez emancypacji, czystą „de maistre’owską” reakcję na świecką nowoczesność, a po drugiej stronie sekularyzację Cthulhu (jako czystą konsumerystyczną ucieczkę od egzystencjalnych napięć), to już właściwie nie ma ani postępu, ani reakcji. Wybór jest obojętny, co najwyżej ci spośród nas, którym religia Cthulhu bardziej zalazła za skórę (np. ja dzisiaj), wybiorą konsumerystyczną i instrumentalną sekularyzację Cthulhu, a ci, którym bardziej zalazła za skórę konsumerystyczna i instrumentalna sekularyzacja Cthulhu (np. ja wczoraj), wybiorą reakcyjną, antynowoczesną, a także równie instrumentalną religijność Cthulhu.


Amen/Nema (mówiąc językiem Cthulhu religijnego). Albo (mówiąc językiem Cthulhu świeckiego) c.b.d.u.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij