Cezary Michalski

Niekompatybilność

Unia Europejska albo może się rozpaść, albo skręcić w lewo. W stronę takiej lewicowości, która nawet konserwatystom i liberałom pasuje, bo nie jest ani dzisiejszym prawicowym zdziczeniem, ani lewacką roszczeniowością i marzeniem o wiecznej zadymie. W stronę lewicowości będącej zaciętym i zdeterminowanym budowaniem i chronieniem ludzkiej szklarni, gdzie nawet Jan Filip Libicki może wygrażać instytucjom i prawom, które go bronią i nie zostać pożarty przez zrenaturalizowanych narodowych antychrześcijan i antykatolików (choć krzyżem posługują się nawet do wiosłowania, mimo że praktyczniej byłoby do tego celu wykorzystać przedmiot o jakimś innym kształcie). W stronę lewicowości umiejącej ocalić koalicję na rzecz emancypacji ekonomicznej i kulturowej, która nie poświęca praw kobiet, praw mniejszości obyczajowych i praw zwykłych autystycznych dziwaków (takich jak choćby ja) na ołtarzu „wiary Lecha”, a jednocześnie nie poświęca praw pracowniczych i losów europejskiej podklasy na ołtarzu neoliberalnie rozumianej „efektywności”, mającej ponoć zagwarantować, że europejski Cthulhu utrzyma się przez pięć minut na nogach postawiony na globalnym ringu obok Cthulhu amerykańskiego lub azjatyckiego.


Wyobraźmy więc sobie – a nie są to majaczenia – że za rok czy dwa socjaldemokracja rządzi zarówno Francją, jak i Niemcami. Rządzi nawet Wielką Brytanią, która przestaje być chorobliwie eurosceptyczna, a na londyńskie City nakłada parę koniecznych regulacji oraz monstrualne brzemię podatku od operacji finansowych w wysokości 0,1 procenta. A w konsekwencji tej zmiany w największych europejskich „narodowych demokracjach” nawet przyszłe europejskie Komisje i Rady stają się w większej części socjaldemokratyczne.


Jaka siła polityczna w Polsce potrafiłaby się skomunikować z taką Europą? PO Jarosława Gowina? PiS Jarosława Kaczyńskiego? A może ugrupowanie Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego (słowa „solidarna Polska” nie mogą mi przejść przez gardło w tym orwellowskim kontekście)? Czy będziemy wówczas mieli (bo dziś nie mamy na pewno) w naszym kraju socjaldemokrację na tyle nowoczesną i silną, aby potrafiła się z taką socjaldemokratyczną Europą efektywnie porozumieć, by umiała dla Polski (dla ludzi żyjących w tym kraju, bo ja zawiewające znad Smoleńska mgliste hipostazy Ojczyzny i Narodu uważam za przekleństwo dla ludzi żyjących w tym kraju) wykorzystać tak niebywałą koniunkturę, wynegocjować z tą przyszłą socjaldemokratyczną Europą takie warunki głębszej integracji, które ludziom żyjącym w tym kraju dałyby większe szanse wyjścia z naszej „samozawinionej niedojrzałości” (źródło cytatu oczywiste), a możliwość korzystania z klauzuli sumienia zapewniłyby zarówno katolickim aptekarzom, jak też kobietom i mężczyznom nie podzielającym wiary w świętość spermy, a nawet zygoty?

 

Nie chodzi jednak wyłącznie o jak najszybsze konstruktywne rozstrzygnięcie tytanicznego boju dwóch skądinąd sympatycznych politycznych karłów (parafraza za Tyrion Lannister z Gry o tron), z których każdy domaga się dla siebie całości lewicowej schedy, nawet jeśli tak z ręką na sercu każdy z nich posadzony samotnie przed lustrem swoje poglądy za lewicowe uznałby może w 51 procentach (Leszek Miller) albo w procentach 49 (Janusz Palikot). Zatem nie tylko o lewicę polityczną tu chodzi. 

 

Problemem jest także słabość lewicowej opinii publicznej, ideowe i wrażliwościowe przesunięcie na prawo całego polskiego spektrum. Sam maczałem w tym kiedyś palce sądząc, że lewica w „postkomunistycznej” Polsce będzie wszechpotężna, więc trzeba mocniej stanąć na nodze konserwatywnej i liberalnej (gadam jak jakiś łażący trójnóg, już Wałęsa jest normalniejszy ze swoimi dwiema „nogami”). Dziś jednak, kiedy katolickim głosem w polskich domach jest o. Tadeusz Rydzyk, kiedy znaczna część mojego pokolenia nurza się już całkiem swobodnie w traumie lat 80. zmistyfikowanej na potrzeby PO-PiS-owej wojny, kiedy nawet od TVN-u wieje porządnym „reytanowskim” neokonserwatyzmem, a od Polsatu neokonserwatyzmem nieco bardziej ludowym, patrzę ze smutkiem na zgliszcza i pobojowisko w miejscu polskiej lewicy. Ludzie żyjący w tym kraju mogliby naprawdę wiele skorzystać, kiedy Europa – o ile w ogóle przetrwa – skręci nieco bardziej na lewo. Niestety, dynamika naszego życia politycznego i metapolitycznego uczyniła ten kraj tragicznie niekompatybilnym z naszym geopolitycznym otoczeniem, które może po raz pierwszy w historii, zamiast nas pożreć, mogłoby nam pomóc.   

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij