Cezary Michalski

Nie ma wroga w centrum, nawet przesuniętym na prawo

Rutyną minionego tygodnia stało się nawalanie pomiędzy „Krytyką Polityczną” a „Gazetą Wyborczą”. Sam w tej rutynie uczestniczyłem nawalając w Witolda Gadomskiego, kiedy napisał, że Niemcy „nie chcą już dłużej utrzymywać Greków” (podczas gdy strefa euro jest zbudowana tak, że albo wszyscy będą tam utrzymywać wszystkich, albo wszyscy się razem utopią). Już jednak parę dni później ten sam Gadomski, na tym samych łamach zamieścił to, czego jednak ani „Bild”, ani „Rzeczpospolita” nigdy by nie zamieściły (chyba że na łamach „Bilda” gościłby akurat Helmut Kohl, który w kwestiach europejskich linię ma zupełnie nietabloidową). Pochwalił mianowicie przystąpienie Polski do paktu fiskalnego.


Trudno mi było także nie zauważyć, że kiedy przechodzący Nowym Światem NOP-owcy wytarli sobie buty o fasadę lokalu „Krytyki Politycznej”, to Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej” jako jeden z bardzo niewielu polskich publicystów naprawdę się z tego powodu oburzył. Podczas gdy np. tęskniący za pluralizmem, tyle że jednobarwnym jak ponury pejzaż późnojesienny, publicyści „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” na akcję NOP-u zareagowali serią artykułów piętnujących bezsilność policji państwowej w ściganiu serwerów wszechpotężnej… Antify.


Wychodząc od mojej skromnej polemicznej przygody, zaryzykowałbym twierdzenie, że spory, nawet najbardziej żarliwe i emocjonalne, pomiędzy KP i GW nie wynikają z absurdalnego założenia, że „Krytyce Politycznej” dalej jest do „Gazety Wyborczej” niż do „Naszego Dziennika”, „Gazety Polskiej Codziennie”, „Rzeczpospolitej” czy „Uważam Rze”. Ich zagęszczenie bierze się raczej stąd, że z GW warto czasami się spierać, gdyż używa ona jednak argumentów, z którymi można się na przykład nie zgodzić.


Także nagła chęć przeproszenia się z Witoldem Gadomskim naszła mnie po tym, jak dowiedziałem się, że wielbiony przez coraz bardziej zdziczałych roninów naszej prawicy profesor Krzysztof Rybiński założył fundusz inwestycyjny pod nazwą Eurogeddon. Gra on na bankructwo Grecji, Włoch i innych państw Europy Południowej, no i oczywiście na rozpad strefy euro, inwestując w „instrumenty”, które podobno dadzą zarobić po gospodarczym unicestwieniu naszego kontynentu. Gdyby Rybiński wówczas żył, no i gdyby był obywatelem bloku zachodniego, a nie wschodniego, gdzie zakładanie funduszy inwestycyjnych było dosyć trudne, to w czasie kryzysu kubańskiego założyłby fundusz grający na wojnę atomową, inwestujący w akcje zakładów produkujących kamienne maczugi i wyprawione skórki wiewiórcze.


Wielokrotnie broniłem na tym portalu kapitalizmu, nawet tego w fazie globalizacji, uważając go za źródło energii, które oczywiście może nas tak jak Czarnobyl czy Fukushima wszystkich wykończyć, zmutować do poziomu neoliberałów i neokonserwatystów, do poziomu bezrobotnych wyborców Tea Party broniących wielomiliardowych ulg podatkowych dla globalnych korporacji i ich prezesów. Ale jeśli zastosować wobec kapitalizmu systemy bezpieczeństwa i chłodziwo ponadnarodowej polityki, ponadnarodowych ruchów społecznych, ponadnarodowych mechanizmów redystrybucji, tak czy inaczej realizowanego podatku Tobina, itp., itd. – to może jakoś jeszcze pożyjemy, tym bardziej, że aktualnie dostępne alternatywy są mniej więcej tak zachęcające jak Kaczyński w roli alternatywy dla Tuska.


Broniłem czasami na tym portalu kapitalizmu w granicach prawa i zdrowego rozsądku, ale przed Krzysztofem Rybińskim kapitalizmu obronić nie zdołam. On skompromitowałby Buddę, Chrystusa, Ghandiego, Dalajlamę, Matkę Teresę, Greenpeace, gdyby tylko  postanowił na którymś z tych „logo” zarobić albo się na nim wypromować. Jeśli Rybiński rzeczywiście jest dla współczesnego kapitalizmu reprezentatywny (a patrząc wam w oczy nie potrafię skłamać, że na pewno nie jest), wówczas będę musiał powrócić do dziecięcych fascynacji grupą Baader-Meinhof, tyle że pierwszym i na razie jedynym bankierem, którego zamknę w samochodowym bagażniku będzie właśnie Rybiński. Przynosi on bowiem wstyd nie tylko kapitalizmowi (z natury nieco bezwstydnemu), nie tylko kaście ekonomistów i bankierów (jak wyżej), ale właściwie całemu ludzkiemu gatunkowi, do którego ja także należę, więc za Rybińskiego, chcąc nie chcąc, też muszę się wstydzić.


Rybiński należy również do kategorii ludzi (jest ich wielu, nie tylko w Sarmacji), którzy tolerują nasz świat wyłącznie, jak im ten świat oferuje stanowisko wicedyrektora banku centralnego. Jak im świat stanowisko wicedyrektora bankiu centralnego zabierze i w dodatku nie da w zamian co najmniej stanowiska wiceministra finansów albo senatora (Rybiński o każde z tych stanowisk się starał i żadnego nie dostał), wówczas zaczynają się modlić o zagładę niewdzięcznego świata, a nawet do każdego projektu takiej zagłady chętnie przyłożą rękę.


Na tle Rybińskiego Witold Gadomski jest jednak człowiekiem, z którym naprawdę „warto rozmawiać” (cyt. za Jan Pospieszalski, nawet jeśli on używa tych słów niekoniecznie w ich „mainstreamowym”, czyli słownikowym znaczeniu). Podobnie jak warto rozmawiać, a nawet boksować się („tylko boks zbliża ludzi”, cyt. za Paweł Filas) z Dominiką Wielowieyską czy Katarzyną Kolendą-Zaleską, podczas gdy z Terlikowskim czy Ziemkiewiczem rozmawiać też zapewne byłoby warto, tyle że niestety już od dawna się nie da.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij