Cezary Michalski

Międzynarodówka psycholi

Być może owo zapatrzenie Syrizy, Podemos, Die Linke w Rosję Putina jest po prostu tradycyjną geopolityką.

Bardziej już rozumiałem europejską i globalną komunistyczną lewicę wpatrzoną w ZSRR czy Chiny maoistowskie przed rokiem 1989. ZSRR i maoistyczne Chiny to jednak była alternatywa dla kapitalistycznego Zachodu. Alternatywa, od której ja sam wolałem kapitalistyczny Zachód przed rokiem 1989, a po roku 1989 przekonałem się, że miałem rację (pomimo nawet wszystkich „zbrodni Leszka Balcerowicza”). Ale jednak była to alternatywa rzeczywista, ufundowana na zniesieniu własności prywatnej i paru innych fundamentalnych różnicach.

Zapatrzenie Syrizy, Podemos, Die Linke w Rosję Putina, a także zapatrzenie trzecioświatowych populistycznych lewic w dzisiejsze kapitalistyczne Chiny jest na tym tle nieporównanie mniej racjonalne (w sensie heglowskim, marksowskim…). Kapitalizm Obamy, a nawet kapitalizm Jeba Busha był, jest i prawdopodobnie pozostanie bardziej niż kapitalizm Putina czy kapitalizm chiński regulowany prawem, bardziej odległy od „naturalnej” siłowej arbitralności. Nawet przy wszystkich swoich patologiach (narastające rozwarstwienie – neoliberalne i neokońskie głupki!). Nie mówiąc już o kapitalizmie Unii Europejskiej.

Być może jednak owo zapatrzenie Syrizy, Podemos, Die Linke w Rosję Putina jest po prostu tradycyjną geopolityką. Gdzie Grekom faktycznie często było bliżej do Rosji, tak jak Waltherowi Rathenau było bliżej do Lenina w Locarno. Jednak tradycyjna geopolityka nie ma w sobie nic lewicowego, już choćby dlatego, że tradycyjna geopolityka dwa razy zaorała ten kontynent, a w przyszłości tradycyjna geopolityka renacjonalizacji i neopartykularyzmu może zaorać cały świat. Podczas gdy późnonowoczesna, antypartykularna i antytożsamościowa geopolityka Unii Europejskiej, a nawet geopolityka regulowanej globalizacji jest na tle geopolityki tradycyjnej przynajmniej szansą na przetrwanie ludzkości i świata. Przynajmniej daje nadzieję, nawet jeśli nie daje żadnej pewności.

Albo też zapatrzenie populistycznej lewicy europejskiej w Putinowską Rosję czy zapatrzenie populistycznych lewic trzecioświatowych w kapitalistyczne Chiny jest czystym antyzachodnim resentymentem. Bez żadnej już wartości emancypacyjnej, na co dowodem jest ten specyficzny sojusz nie tylko Korei Północnej, postchavezowskich ruin Wenezueli czy Castrowskich ruin Kuby, ale także Marine Le Pen, Farage’a i Korwina przeciwko „waszyngtońskiemu i brukselskiemu dyktatowi”. Jeśli nie jest się radykałem historycznej amnezji, trudno być w XXI wieku zwolennikiem rewolucji wsi przeciw miastom czy peryferii przeciwko centrum. Sprawdzenie faktycznego potencjału emancypacyjnego każdej z tych rewolucji – w Kambodży, w Korei Północnej, w Wenezueli, na Kubie (syn Fidela Castro powiedział właśnie, że kubańskie władze chętnie powitają na wyspie amerykańskie korporacje, ale nie będzie to oznaczało rezygnacji z „kubańskiego socjalizmu”, który, jak rozumiem, stanie się teraz specyficzny już wyłącznie poprzez swój autorytaryzm) – pokazuje, że jest ona zerowa. Nawet jeśli jako heglista felietonowy muszę sobie przypomnieć, że bez groźby takiej rewolucji nie ma negocjacji.

To prawda, że Unia Europejska okazała słabość wobec kolejnego cyklicznego kryzysu kapitalizmu. To prawda, że jest dziś wydrążana przez neoliberalizm. Ale nie jest „neoliberalna”, cokolwiek nie opowiadaliby nostalgicy okadzający mumię postchavezowskiej Wenezueli, mumię Castrowskiej Kuby, mumię Północnej Korei, jakby to były nowe mumie Lenina w sarkofagu na Placu Czerwonym. Dlatego trzeba walczyć o zmianę kształtu europejskiego Weimaru, o zmianę układu sił w Pałacu Zimowym unijnej kiereńszczyzny. Być może nawet Syriza się do tego przyda, choć wyłącznie na drodze „zgniłego kompromisu” pomiędzy chadecko-socjaldemokratycznym „weimarskim mainstreamem” a tą dzisiaj „antysystemową” partią. Udającą – szczególnie w koalicji z Niepodległymi Grekami – że walczy z Niemcami w imieniu Grecji, podczas gdy ta wojna nie jest narodowa. Greccy oligarchowie, a nawet grecki średni i drobny biznes transferowały do rajów podatkowych miliardy euro w tym samym czasie, kiedy inne miliardy euro pożyczała ich państwu „nazistowska Unia”. Narodowy, partykularny populizm może pomóc lewicy zdobyć władzę w tym czy innym państwie, ale będąc „marksizmem dla głupców”, nigdy nie dostarczy jej dobrej diagnozy społecznych i ekonomicznych problemów.

Prawdą jest także, iż Rosja i Chiny powinny być częścią globalizacji w jeszcze większym stopniu, niż są dzisiaj. W dodatku to dopasowanie musi się dokonać w oparciu o procesy raczej wewnętrzne (w Chinach proletariat globalizacji powinien się związkowo i politycznie zorganizować przeciwko „świętej konfucjańskiej władzy”, a w Rosji powinno się przeciwko „świętej władzy” okadzanej przez Cerkiew zorganizować społeczeństwo obywatelskie i raczkujące mieszczaństwo). Trudno jest bowiem narzucić z zewnątrz jakiekolwiek normy podmiotowi dzisiaj ekonomiczne silnemu (Chinom). Nie jest też łatwo cokolwiek z zewnątrz narzucić podmiotowi słabszemu (Rosja), ale posiadającemu broń atomową o zasięgu globalnym. Gdyby niemieccy i japońscy „antysystemowcy” i „obrońcy dumy peryferii przeciwko judeo-anglosaskiej globalizacji” dysponowali bronią atomową przed zakończeniem II wojny światowej, to albo świat by nie istniał, albo udawalibyśmy przez następne pół wieku, że rzeźnicy z Nankinu i budowniczy Auschwitz są częścią naszego świata. Tak jak to musieliśmy udawać wobec budowniczych Gułagu, których małżeństwo Rosenbergów zaopatrzyło w broń atomową wystarczająco szybko, aby trzeba było z nimi negocjować praktycznie do dzisiaj.

Na razie pozostaje dziwne wrażenie, że Fukuyama się nie mylił (niestety, biorąc pod uwagę niewystarczającą jak na heglistę dialektyczność jego wizji).

Zachód zagarnął całe „dobro” i „rozumność” globalizacji, czyniąc ją po heglowsku bezalternatywną. A przeciwko niemu coraz wyraźniej kształtuje się międzynarodówka psycholi, którzy chętnie „wzięli dla siebie” to, co „dobry i rozumny Zachód” wypluł.

Wzięli zło, wzięli brutalność – nieukrywane nawet hipokryzją dronów, hipokryzją „podtapiania” w Polsce czy Rumunii czy hipokryzją delegowania prawa do bardziej jawnych tortur na „naszych peryferyjnych sojuszników Saudów i króla Jordanii”.

Międzynarodówka psycholi w wersji Państwa Islamskiego popisuje się dzisiaj internetową transmisją z palenia żywcem, która wyparła transmisję ze ścinania głowy, tak jak nowa odmiana reality show, np. Warsaw Shore, wypiera dawniejszą, np. Big Brothera, która już nie gromadzi przed ekranami milionów „oburzonych” i zafascynowanych widzów. Międzynarodówka psycholi w wersji Putinowskiej popisuje się internetową transmisją z torturowania i upokarzania ukraińskich jeńców, która zresztą znalazła odzew wśród psycholi w Polsce.

Zachód ma swoje wady („są w ojczyźnie rachunki krzywd…”), ale ostatecznie, postawiony wyłącznie przed takim wyborem, wybiorę już raczej występek zmuszany do składania hołdu cnocie poprzez hipokryzję (o ile oczywiście na Zachodzie nie wygra „neokonserwatyzm wildsteinowski”, który już nawet hipokryzji nie chce zachowywać, gdyż dla własnej jawnej brutalności zawsze znajdzie alibi w brutalności swoich przeciwników) niż występek nieskładający hołdu niczemu. Wręcz przeciwnie, jawnie pyszniący się swoim „powrotem do zdrowej, naturalnej przemocy” na tle „zdegenerowanego Zachodu Conchity Wurst”. Wolę krztuszącą się od własnej hipokryzji unijną i amerykańską globalizację, wolę krztuszącą się od własnej hipokryzji globalizację papieża Franciszka niż występującą już w nagiej prawdzie własnego psycholstwa „białą chrześcijańską Europę” bronioną dzisiaj przed „zepsuciem liberalnego Zachodu” (fascynujące są paradoksy tej geografii symbolicznej) przez biskupa Hosera. W rzeczywistości są to raczej antypody chrześcijaństwa. Jezus w wymiarze historycznym był Żydem, w wymiarze eschatologicznym „synem Bożym, współistotnym Ojcu”, co w obu wypadkach sprawia, że na patrona partykularnej „białości” nadaje się średnio. A z krzyżem ma to wszystko tyle wspólnego, co Ku Klux Klan, który się tym znakiem posługiwał się z taką samą wprawą, jak Hoser i jego prawicowi „obrońcy białości”.

Międzynarodówka psycholi jako jedyna alternatywa dla fukuyamowskiej TINY znalazła też polski odzew w profesorze Paziu. Profesor Paź znalazł z kolei obrońcę w subtelnym przy innych okazjach ks. Isakowiczu-Zaleskim, nie mówiąc już o wszystkich nacjonalistycznych orkiestrach, które zagrały w tonacji solidarności z internetowymi psycholami Putina. Ale jak można być lewicowcem wspierającym najgorszy spośród kapitalizmów, jaki oferuje globalizacja, czyli oligarchiczny kapitalizm Putinowskiej Rosji? Wsparty przez „autorytet” Cerkwi i „naturalistyczny konserwatyzm silnych, brutalnych facetów”? „Możność” lub „niemożność” to w tym przypadku kategorie odwołujące się do racjonalności i prawa powszechnego. Jednak rozum to tylko jedna z sił rządzących polityką, globalizacją, buntem przeciw globalizacji. Rozum jest tylko jedną z sił działających w historii. I wcale nie wiadomo, czy rzeczywiście jest tak „niezwyciężony”, jak to Czesław Miłosz opisał w swoim słynnym wierszu.

Poza tym „dobry i rozumny Zachód” kontra „międzynarodówka psycholi” to podział, który szkodzi także skuteczności „działania rozumu w historii”. Międzynarodówka psycholi nie reprezentuje, ale skutecznie przesłania interesy, racje i racjonalności stojące po stronie peryferii w ich buntach, rewolucjach, próbach negocjacji z „przemocą strukturalną” przychodzącą z Centrum równolegle do wszystkich emancypacyjnych idei. Nie potrafię jednak – nawet jako heglista zaledwie felietonowy – udawać, że nie jest to dzisiaj podział coraz bardziej faktyczny i dominujący. Właśnie dlatego przywołałem Fukuyamę. Jego zbyt prosta diagnoza znów zaczyna się sprawdzać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij