Cezary Michalski

Limbo

Pride of Hull to jeden z dwóch wielkich promów (drugi to Pride of Rotterdam) pływających nocą między Rotterdamem a Północną Anglią. Teraz, poza sezonem, wypełniony tylko w połowie. Żadnych turystów, sami lokalsi udający się z wysp na kontynent i z kontynentu na wyspy, do pracy, na weekend. Pijemy wino w opustoszałym Sundeck Barze. Zamiast słońca, za wielkimi oknami, w które uderza wiatr, czerń, w której powoli znika siatka świateł i płonące gazowe wieże rotterdamskiego Mordoru. 


Wraz z falą zimna z „pokładu widokowego” do Sundeck Baru wpadają rózie, dziewczyny z Północy, w otoczeniu swoich chłopców. Wysokie obcasy, gołe nogi albo dla odmiany obcisłe leginsy i gołe ramiona. Wystawione odważnie na lodowaty wiatr Morza Północnego. Od stolików, które obsiadły, dobiega ich niebywale asertywny akcent. Coraz głośniejszy, wraz z każdym kursem chłopców wędrujących pomiędzy barem i stolikami z całymi naręczami pełnych albo pustych szklanek o pojemności mierzonej w pintach. 

 

Rano, po wylądowaniu w Hull, melancholia bogatego kraju pogrążonego w recesji. Brytyjska gospodarka „skurczyła się” w czwartym kwartale 2011 roku o 0,2 procenta. Najbardziej oberwała „gospodarka realna” – produkcja przemysłowa, budowlanka. Statystykę poprawiają zyski sektora finansowego. W odpowiedzi na recesję, która zdaniem brytyjskich ekspertów zagości na wyspach na dłużej, Bank Anglii w porozumieniu z ministrem finansów przygotowuje kolejny wielomiliardowy zastrzyk gotówki dla brytyjskich banków. Znów bez żadnych gwarancji, że te pieniądze natychmiast nie wypłyną z kraju. Na pożytek udziałowców instytucji finansowych, na pohybel „gospodarce realnej”. Zresztą, co jest nierealnego w londyńskim City? – zapyta każdy tutejszy. Jest bez porównania bardziej realne niż cała reszta wirtualnego „brytyjskiego imperium” istniejącego już wyłącznie w przemówieniach Davida Camerona i jego ministrów.

 

Kraj żyje premią dla dyrektora Royal Bank od Scotland, wynoszącą tyle samo, co jego całoroczna pensja, kolejny milion funtów szterlingów. Mały coroczny skandal w kraju, w którym rząd zamroził pensje budżetówki i przeprowadza właśnie przez Izbę Lordów kolejne cięcia zasiłków socjalnych. Przez moment ministrowie torysów i koalicyjnych liberalnych demokratów moralizują po mediach, że dyrektor RBS „w tych ciężkich czasach” powinien sam dobrowolnie zrezygnować z przyznanej mu przez radę nadzorczą premii. Moralizują, dopóki im nie przypomniano, że to przedstawiciele rządu, w imieniu obywateli, zasiadają w radzie nadzorczej tego banku, częściowo znacjonalizowanego w zamian za ocalenie przed bankructwem z pomocą budżetowych pieniędzy. I to właśnie moralizujący teraz ministrowie tories i lib-dem zatwierdzili premie dla dyrektorów wszystkich „swoich” banków. 

 

Do akcji wkracza premier, oświadczając, że nieprzyznanie premii dyrektorowi banku, który znacznie poprawił swoje wyniki finansowe za ostatni rok, wprowadziłoby chaos w doskonale funkcjonującą maszynerię brytyjskiej gospodarki rynkowej. Ed Miliband z Partii Pracy – dlatego, że taki bystry, czy tylko dlatego, że akurat nie rządzi – ripostuje, że w tym samym czasie, kiedy RBS zwiększał zyski z operacji kapitałowych dokonywanych przy użyciu wpompowanych w niego w paru kolejnych transzach budżetowych pieniędzy, skurczyła się jego akcja kredytowa dla drobnego biznesu i brytyjskich gospodarstw domowych. Usłużni dziennikarze z neokonserwatywnego „Timesa” i tabloidów Murdocha spieszą z odsieczą premierowi, tłumacząc, że tak skuteczny dyrektor, gdyby nie dostał premii, mógłby poszukać sobie pracy w sektorze prywatnym. 

 

Istotnie, zarobki dyrektorów największych firm notowanych na londyńskiej giełdzie wzrosły w ubiegłym roku przeciętnie o 49 procent. Tymczasem przeciętne dochody Brytyjczyków wzrosły o 3,8 proc, czyli o jeden procent poniżej inflacji. Kolejny rok kryzysowego spadku przeciętnej płacy realnej. Solidarności społecznej już nie ma, może nie było jej nigdy, była względna równowaga sił pomiędzy kapitałem i pracą, która dawno już przestała istnieć. Biskupi Kościoła Anglikańskiego protestują przeciw kolejnej fali obcinania zasiłków, ale siła jest tylko po jednej stronie, a słabość wyłącznie po drugiej. Szkoci próbują uciec z imperium na własną rękę, trochę nie wiadomo dokąd. Zażywny Alex Salmond ze Szkockiej Partii Narodowej obiecuje im, po ewentualnym zwycięstwie w referendum, „równą odległość” od Anglii, od UE i od Skandynawii (łącznie z Norwegią, która w Unii nie jest, bo wbrew majaczeniom Breivika nawet północnoeuropejscy socjaldemokraci nie chcą się z nikim dzielić swoim naftowo-gazowym bogactwem).

 

Po godzinie jazdy z Hull docieramy do naszego miejsca zamieszkania. Chilwell to limbo. ABR zauważa, że nie zasłużyliśmy ani na potępienie, ani na zbawienie, zatem limbo to idealne miejsce dla takich jak my. Przedmieście Nottingham wybudowane dla średniej klasy średniej, przylegające do koszar armii brytyjskiej, których sąsiedztwo powinno wyleczyć wszystkie nasze lęki. Chodzimy pustymi ulicami pośród przyjemnych, stosunkowo nowych domów z jasno i ciemnoczerwonej cegły. Nikogo, puste samochody na podjazdach, światło z wnętrza domów z trudem przebija się przez zaciągnięte na oknach żaluzje. Potem jedziemy do TESCO i z powrotem, po pierwszy prowiant, na pierwszy posiłek w naszym nowym domu. 

 

 

PS. W poniedziałek rano dyrektor Royal Bank of Scotland wydał oświadczenie informujące, że „w wyniku nieuprawnionych nacisków łamiących podstawowe zasady gospodarki rynkowej rezygnuje z przysługującej mu premii”. Jak z tego widać, nawet w Wielkiej Brytanii Dawida Camerona „nieuprawnione naciski łamiące podstawowe zasady gospodarki rynkowej” bywają jeszcze skuteczne. Choćby symbolicznie. 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij