Cezary Michalski

Kichnięcie motyla

W świecie, w którym status wyznaczają kapitalistyczni oligarchowie i nikt inny, nie ma już żadnych innych, suwerennych wobec pieniądza źródeł statusu.

Znów złe wiadomości, kiedy szukam dobrych. Oczy mi się skiepściły? Powinienem iść do okulisty, żeby mi przepisał jakieś różowe okulary albo szkła kontaktowe? A może nadszedł czas, by poprosić o receptę na leczniczą marihuanę, którą ponoć przepisują już za naszą południową granicą takim nadmiernie zokcydentalizowanym depresyjnym Słowianom jak ja?

Po ks. Lemańskim już pozamiatane. „Sam sobie winien” – powtarzają eksperci i mediatorzy w tym klasycznym dialogu pałki z tyłkiem, czyli autorytarnego hierarchy wyposażonego we wszystkie atrybuty władzy z niewystarczająco pokornym byłym proboszczem, któremu ten hierarcha nawet nie zabrał, ale po prostu zniszczył parafię. Jednak lepiej nie drażnić nowego „umiarkowanego” Episkopatu, którego nowi członkowie, nowy rzecznik i nowy przewodniczący mają odzwierciedlać nowe idee nowego papieża. Ale papież Franciszek wzywał ponoć (informacje są niepotwierdzone, Radio Watykan zaprzecza) księży, by stawali się „rewolucjonistami” w swojej instytucji. Lemański próbował w niej być reformistą, nie rewolucjonistą, ale w polskim Kościele i tak w niczym mu to nie pomogło. Z drugiej strony „umiarkowany” abp Gądecki odwołał przynajmniej z jednej z podlegających mu katolickich gazet księdza redaktora, który próbował zrobić z niej „Gazetę Polską”. Może warto mu za to oddać festiwal Malta, Teatr Ósmego Dnia, świecką szkołę i jeszcze parę innych świeckich rzeczy, żeby nie wpadły w ręce PiS.

Kolejny nagrobek „arabskiej wiosny”, tym razem w Trypolisie, gdzie kolejna plemienna milicja zajęła lotnisko, a parlament przebywający na wewnętrznym uchodźstwie domaga się interwencji ONZ. Anglia ma swoje taśmy, „The Telegraph” publikuje fragment dokumentu, w którym Tony Blair jako doradca despoty Kazachstanu (może i despoty, ale wciąż jeszcze próbującego lawirować pomiędzy Unią Eurazjatycką Putina a zachodnimi kompaniami naftowymi) tłumaczy mu, w jaki sposób PR-owo „zakryć” masakrę demonstrantów w Żanaozen nowomową na temat modernizacji kraju. Rząd francuski i francuska PS w kompletnym rozpadzie (sokół Valls nie słyszy głosu sokolnika Hollande’a). Merkel nierozumiejąca, dlaczego niemiecki sukces wciąż na nowo staje się klęską strefy euro, czemu konkurencyjność jednych może powodować niekonkurencyjność innych w globalnym kapitalizmie będącym przecież najlepszym ze światów. A nierozumiejąca dlatego, że jest porządną postkomunistyczną neokonką (nie tak bardzo różną od Bogusława Sonika, Bronisława Wildsteina, Ireny Lasoty i dziesiątków innych dzielnych chłopców i dziewcząt, którzy kiedyś zabili smoka, nie wiedząc, że w ich baśniowym świecie mieszka jeszcze co najmniej parę innych). Merkel, narodzona wraz z upadkiem Muru, nie rozumie nawet gorsetu niemieckiej tradycji, która kiedyś wydała z siebie „ordoliberalizm” i „społeczną gospodarkę rynkową”.

Skoro kapitalizm jest dobry z natury, skoro jest naturą, wszystkie problemy najlepszego ze światów biorą się skądinąd. Na przykład z jego „nieczystości”, „skażenia socjalizmem”, z „przygniecenia wolnego rynku przez wszechpotężne siły światowego lewactwa” („trockizm rynkowy”, jego najbardziej reprezentatywni polscy przedstawiciele to Korwin i Ziemkiewicz, ale ta międzynarodówka jest naprawdę globalna).

W świecie zredukowanym do bogactwa i biedy nie ma innego źródła statusu niż majątek – prawdziwy albo wyimaginowany.

Sikorski, w apogeum taśmowego kryzysu rozwalającego jego, jego partię i rząd, walczy (i wygrywa) o to, by jego dom w Chobielinie uzyskał status osobnej jednostki administracyjnej Chobielin Dwór, oddzielając się od Chobielina wioski. Po co mu to potrzebne? W tym momencie? W ogóle? Czemu Roman Giertych mu tego nie odradzi? Nie wiem. Po co to potrzebne rządowi Platformy wsadzanemu właśnie przez „przyjaciół prawicowego ludu” na konia „elitarnego wyobcowania”? Nie mam pojęcia.

Albo też odwrotnie. Wiem doskonale. Podobnie jak doskonale wiem, czemu Blair nie może się zadowolić polityczną emeryturą, która w Wielkiej Brytanii jest z pozoru wyższa niż w Polsce. Dlaczego musi doradzać despotom, niszcząc do końca własną polityczną biografię, która mnie samemu nie wydawała się aż takim upadkiem, bo nigdy nie byłem czystym lewicowcem, czystym prawicowcem, może w ogóle za rzadko się myję.

W świecie, w którym status wyznaczają kapitalistyczni oligarchowie i nikt inny, nie ma już żadnych innych, suwerennych wobec pieniądza źródeł statusu. Nawet Cherie Blair by się z Tonym rozwiodła (seksistowski stereotyp zawierający mnóstwo kłamstwa i ziarenko prawdy, jak wszystkie stereotypy), gdyby przyszło im jako parze żyć życiem żebraków (czyli zwyczajnej brytyjskiej klasy średniej, z której kiedyś ta para wyszła na globalne salony). Świat wielu wymiarów posiada wiele osobnych, suwerennych, nieredukowalnych źródeł statusu. W takim świecie radośnie gubimy się w labiryncie sublimacji i podziwiamy Kafkę, mimo że nie odniósł za życia rynkowego sukcesu (nawet nie chciał odnieść, co potwierdza bardzo skomplikowany stosunek, jaki miał do własnej twórczości).

Tymczasem nasz świat, zredukowany do jednego wymiaru – maksymalizacji krótkoterminowego zysku i jak najszybszego, jak najbardziej widowiskowego przełożenia tego zysku na społeczny status – niszczy inne źródła statusu bezpowrotnie i bez śladu.

Weteran wojenny musi być bogaty albo będzie niczym. Weteran polityki musi być bogaty albo będzie niczym. Wybitny artysta musi być bogaty za życia albo będzie niczym. Niczym, czyli nieudacznikiem. Wszystkie strategie sublimacji pryskają pod tym uderzeniem kapitalistycznego młota, bez porównania potężniejszego niż krytyczny młot tego nieudacznika Nietzschego (widzieliście zawartość jego kieszeni, zanim jeszcze oszalał? Wiecie, w jakich nakładach sprzedawały się jego najważniejsze dzieła, zanim jeszcze oszalał? No i jak ten nieudacznik wypada w porównaniu z Murdochem czy choćby Kulczykiem?). Hej, wy, nietzscheanie i naturaliści! Chcieliście potęgi pozbawionej sublimacji, hipokryzji, resentymentu, wszystkich tych „judeochrześcijańskich kłamstw”? No to ją macie. Daje wam ją kapitalizm. Za każdym razem, kiedy „wypada z kolein” (parafraza za: Szekspir, ulubiony autor młodego Marksa) politycznej i społecznej regulacji.

Na totalizm i niesterowność kapitalizmu, który wypadł z kolein, jest prawicowa odpowiedź (trudno dziś znaleźć inną): nacjonalizmy, „zemsta Boga”, nowe Średniowiecze. Odbudowa, na gruzach wielowymiarowego społeczeństwa zniszczonego przez nieregulowany globalny kapitalizm, prostszej i bardziej zmobilizowanej wspólnoty narodowej albo fundamentalistycznej. Węgrzy, Polacy, Serbowie, francuski Front Narodowy, Putin, ISIS, to czy inne plemię pod sztandarem tej czy innej denominacji islamu przejmujące kontrolę nad lotniskiem w stolicy Libii albo bazą wojsk lotniczych Assada, fundamentalistyczne chrześcijańskie wspólnoty w sercu USA…

Nacjonalistyczna lub fundamentalistyczna odpowiedź na chaos kapitalistycznej globalizacji, która wypadła z kolein, to tak czy inaczej, prędzej czy później – wojna. Po wojnie jest odbudowa, inwestycje publiczne, pozór odzyskanego sensu u tych, co przeżyli. Pokój trwający czasem 20, a czasem 100 lat. Pytanie, czy można zaakceptować ten eliadowski potlacz zamiast linearnej historii, choćby pełznącej coraz ciężej pod górę, milimetr po milimetrze, zgodnie z beckettowskim groteskowym i zarazem najbardziej realistycznym postulatem „trzeba ciągnąć to dalej”? Eliadowski potlacz można sobie było bezpiecznie robić perskimi czy rzymskimi mieczykami. W miarę jeszcze bezpiecznie, choć już płacąc drożej, zniszczeniem znacznej części Europy i znacznej części oświeceniowych nadziei, można było sobie robić eliadowski potlacz napoleońskimi karabinami i działami.

Robienie eliadowskiego potlaczu w XX wieku, narzędziami nowoczesnego państwa, po raz pierwszy postawiło ludzkość na progu samozagłady. Robienie eliadowskiego potlaczu technikami XXI wieku będzie oznaczało, że ludzkość wykona wielki krok naprzód za ten próg.

Czym jest liberalizm, który nie ocala? To pokazuje najlepiej, choć wbrew swym intencjom, Jarosław Kuisz z sympatycznej skądinąd („front ludowy na rzecz modernizacji Polski”? – już prawie o nim zapomniałem, tak bardzo go nie ma) „Kultury Liberalnej”. W tekście Miasta młodych polityków opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” i mającym być w intencjach autora pochwałą ruchów miejskich jako nowej formy antypolitycznej polityki („siła bezsilnych”, „wolność wewnętrzna zniewolonych narodów” – poznałem setki tych oksymoronów, wszystkie były kłamstwem), możemy przeczytać: „Język miejskiej polityki brzmi odświeżająco. […] Gdy w jednym z programów TV zapytano aktywistę miejskiego z »Kultury Liberalnej« o patriotyzm, ten odpowiedział bez wahania, że jego ojczyzną jest kawiarnia”.

Naprawdę mylą się czytelnicy, którzy sądzą, że Kuisz sobie w ten sposób z ruchów miejskich grubo zażartował. On rzeczywiście próbuje w ten sposób ruchy miejskie promować. Jeśli jednak ojczyzną miejskich aktywistów i Kuisza rzeczywiście pozostanie kawiarnia, choćby podająca najpyszniejsze marchewkowe ciasto zrobione w sąsiedztwie, to ta „ojczyzna-kawiarnia” nie przetrwa nawet jednego kichnięcia motyla w Trypolisie. Zresztą po co Trypolis, rozpamiętywanie tej katastrofy pozostawmy takim maniakom wielkiej narracji jak ja. „Ojczyzna-kawiarnia” nie przetrwa nawet jednego kichnięcia motyla w wałbrzyskiej specjalnej strefie gospodarczej, sięgającej już po Szczecin i zdolnej wygasić każdy dowolny element oświeceniowej cywilizacji Zachodu – od prawa pracy po powszechne ubezpieczenia społeczne.

A kiedy już motylek kichnie, Kuisz nawet nie zrozumie, dlaczego z łopatą w ręku uczestniczy w budowie wielkiego łuku tryumfalnego na 100. rocznicę Bitwy Warszawskiej. Mającego połączyć oba brzegi Wisły i zaćmić Pałac Kultury (pomysłodawca – Jan Pietrzak, w radzie programowej projektu Krasnodębski, Ziemkiewicz, Rymkiewicz). I nie zrozumie, dlaczego pod ten łuk tryumfalny zaorana została także jego „ojczyzna-kawiarnia”.

Oczywiście nawet Kuisz i jego patriota kawiarni z sąsiedztwa lepsi są od takich obrońców wielkiej oświeceniowej narracji jak późny Tony Blair. Zmuszony do uczestnictwa w statusowym wyścigu z Murdochem, którego wygrać nie może, z którego nie może nawet ujść z resztkami godności. Ale czy o taką lepszość chodzi ruchom miejskim, czy taka lepszość może im wystarczyć? Mam nadzieję, że „aktywista miejski z Kultury Liberalnej” okopujący się w swojej ojczyźnie-kawiarni nie jest ich głosem, że są jednak bardziej dialektyczni.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij