Cezary Michalski

Hałas (wariacje bernhardowskie)

Ideologia rozrodcza, jak każda ideologia politycznie efektywna w walce o władzę, przyciąga do dzisiejszego Kościoła ludzi, których chrześcijaństwo by od niego raczej odpychało.

Z polskiej polityki i mediów dobiega hałas. Może dla braci katolików jest to pieśń, której piękno dorównuje pięknu papieskiej Barki, ale prawda jest taka, że w tym hałasie nie ma sensu, nie ma w nim harmonii. Podobnie zresztą jak w papieskiej Barce, która zarówno w warstwie muzycznej, jak też i tekstowej lokuje się wśród najokropniejszych dzieł, jakie kiedykolwiek wydała z siebie kultura popularna. Ludzie – na przykład dziennikarze i politycy, na przykład dziennikarze „liberalni” (upadek zupełnie sympatycznego pojęcia), na przykład politycy Platformy – jeszcze wczoraj nieomal szaleli w mediach i w Sejmie na punkcie kanonizowanego papieża. Domagając się aklamacji i dziwiąc – jedni szczerze, z głupoty, drudzy przynajmniej oportunistycznie, cynicznie, co znamionuje jednak jakąś refleksyjność – tym, którzy do wielbienia człowieka, którego może kiedyś, w jakichś aspektach nawet szanowali, nie chcieli jednak być przymuszani. Dziś owi „liberalni” dziennikarze i politycy Platformy dziwią się, a nawet oburzają, kiedy biskupi i ich lekarze realizują w sposób jak najbardziej dokładny, wręcz literalny, testament kanonizowanego papieża. Jego „teologię rodziny”, czyli wyjątkowo politycznie efektywną antynowoczesną ideologię, którą kanonizowany papież, w Kościele którym kierował, z powodzeniem zastąpił wyjątkowo nieefektywne chrześcijaństwo. Wyjątkowo nieefektywne jako narzędzie wojny z Oświeceniem, liberalizmem, sekularyzacją, a to dlatego, że zarówno Oświecenie, jak i liberalizm były prawowitymi dziećmi chrześcijaństwa, które porodziło je na drodze częściowej sekularyzacji swego etycznego i antropologicznego przekazu.

Papieska „teologia rodziny” to spójna ideologia redukująca kobiety i mężczyzn do roli nosicieli materiału genetycznego własnego („rodziny na swoim”), „narodowego” („żeby Polaków było więcej niż Niemców”), rasowego („koniec cywilizacji białych ludzi”) albo gatunkowego.

Tego ostatniego w jej wersji najbardziej uniwersalistycznej, choć przez to wcale nie bardziej rozumnej, skoro ludzkość bynajmniej nie wymiera. Kiedy przychodziłem na świat, nie było na nim jeszcze nawet czterech miliardów istot mego gatunku, dziś raźno zmierzamy w kierunku ósemki, a nowa ideologia rozrodcza Kościoła – jeśli oczywiście potraktować ją uniwersalistycznie, a nie narodowo czy rasistowsko – zakłada dalszy przyrost ludzkości w postępie geometrycznym, czyli stosunkowo szybkie zniszczenie planety w imię doktryny.

Ideologia rozrodcza Kościoła – obojętnie, czy występuje w wersji promującej ochronę i przekazywanie materiału genetycznego „rodziny na swoim”, „narodu”, „rasy” czy całego gatunku – jest całkowitym przeciwieństwem chrześcijaństwa i jego oświeceniowego czy liberalnego potomstwa. Tam, gdzie chrześcijaństwo (i jego oświeceniowe i liberalne potomstwo) ciężko pracowało nad wytworzeniem nowoczesnej jednostki i podmiotowości wraz z coraz szerszą listą przysługujących jej wolności, obowiązków i praw (w wersji religijnej fundując indywidualizm i podmiotowość człowieka na jego osobistej relacji z Bogiem, w wersji zsekularyzowanej szukając dla indywidualizmu i podmiotowości innych źródeł), ideologia rozrodcza Kościoła katolickiego całą tę humanistyczną, indywidualistyczną i podmiotową „herezję” koryguje i znosi.

Tam gdzie jedyną racją człowieka jest ochrona i przenoszenie własnego materiału genetycznego, na inne wolności i prawa, na inne ratio człowieka (mężczyzny, kobiety), które popychałyby go w kierunku indywiduacji i upodmiotowienia w oczywisty sposób nie może być miejsca.

Nawet ks. Dariusz Oko (pełniący formalnie funkcję duszpasterza lekarzy archidiecezji krakowskiej, z czym bez wątpienia związana jest jego ponadnormatywna, a raczej zupełnie nienormatywna wiedza na temat ludzkiej seksualności), wie doskonale, że bezdzietny do samego końca Jezus wybierający sobie za ukochaną uczennicę i towarzyszkę bezdzietną do samego końca Marię Magdalenę (chyba że uznajemy wersje, w których oboje uciekają od jałowego z punktu widzenia ideologii rozrodczej męczeństwa i wspólnie zakładają wielodzietną rodzinę w Indiach, Prowansji albo Langwedocji) i jawnie odciągający swoich apostołów od podstawowego obowiązku skupiania się nad losem materiału genetycznego ich lędźwi, jest wrogiem ideologii rozrodczej dzisiejszego Kościoła. I ma w dzisiejszym Kościele miejsce precyzyjnie wskazane mu w legendzie o Wielkim Inkwizytorze z Braci Karamazow. To znaczy został przykuty do ściany w piwnicy, podczas gdy na oficjalnych sztandarach Kościoła wiernym pokazywany jest portret ukoronowanego idola, który legitymizuje każdą ideologię, w tym także ideologię rozrodczą.

Ale właśnie dlatego, że jest absolutnym przeciwieństwem chrześcijaństwa, współczesna ideologia rozrodcza Kościoła jest politycznie efektywna w walce z nowoczesnością, tak jak nie mogłoby być politycznie efektywne chrześcijaństwo będące tej nowoczesności pełnoprawnym, a może nawet wyróżnionym składnikiem.

Ideologia rozrodcza, jak każda ideologia politycznie efektywna w walce o zdobywanie, poszerzanie i utrzymywanie władzy, przyciąga też do dzisiejszego Kościoła ludzi, których chrześcijaństwo by od niego raczej odpychało. Ludzie, którzy od urodzenia marzyli wyłącznie o tym, aby innych „nakryć czapkami” (cyt. za Robert Mazurek), których minimum socjalnym była władza (w państwie, na uniwersytetach, w rodzinach), ale nigdy wcześniej, świeckimi metodami, zdobyć tej władzy nie umieli (bo czapeczki były za małe, podarte, w ogóle do niczego), dziś mają wreszcie poczucie spełnienia, ponieważ biorą udział w nakrywaniu całej Polski wielką czapą Kościoła rezygnującego ostatecznie z chrześcijaństwa na rzecz nieporównanie bardziej politycznie efektywnej ideologii rozrodczej.

Można by oczywiście szydzić, że dla dość nihilistycznych prawicowców sprawnie odnajdujących się dzisiaj w roli żarliwych katolików („Rewolucja nihilizmu” w czasach „zemsty Boga”, czyli Hermann Rauschning zaktualizowany przez Gillesa Kepela) jest to trochę satysfakcja, jaką odczuwać może żaba podstawiająca nogę, kiedy więksi od niej podkuwają konia historii („koń kuleje!”, cyt. za serial telewizyjny dla młodych widzów Karino). Ale lepsza taka satysfakcja niż żadna, szczególnie jeśli naprawdę ma się za sobą długą historię politycznych i prywatnych klęsk. A dla człowieka, którego minimum socjalnym jest władza nad innymi, nieposiadanie takiej władzy w ogóle, nawet jej złudzenia dostarczanego dzisiaj prawicy przez Kościół, to uczucie takie, jakby się w ogóle nie żyło. Stąd ich determinacja, której nam – żyjącym nawet wówczas, kiedy władzy nad innymi nie mamy – czasami brakuje.

Czytaj także:

Agata Diduszko-Zyglewska, Deklaracja fanatyzmu

Marek Balicki: Bulwersuje mnie, że deklarację wiary podpisują lekarze, którzy przyjmują środki publiczne

Mateusz Janiszewski, Jesteśmy 98%, czyli przeciw deklaracji władzy

Prof. Marian Szamatowicz: Pycha lekarzy

Weronika Chańska: Zawód lekarza nie służy do walki ideologicznej

Agata Diduszko-Zyglewska, Opieka medyczna, a nie watykańska!

Wanda Nowicka: Sumienie Chazana i sumienia kobiet

Zobacz:

Fotorelacja z protestu Opieka medyczna, a nie watykańska!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij