Cezary Michalski

Grexitu nie ma, Syriza nie dla „pięknych dusz”

Właśnie się przekonała, jak trudne jest negocjowanie pomiędzy kłamstwem greckiego ludu i greckich elit a zasadą rzeczywistości.

Pomiędzy lewicowo-prawicowym populistycznym rządem Syrizy i Niezależnych Greków a chadecko-socjaldemokratycznym mainstreamem Unii Europejskiej (faktycznie podmywanym przez neoliberalizm, ale jeszcze nie do końca podmytym, przeciwnie, wciąż będącym socjaldemokratycznym, komunitariańskim, wrażliwym społecznie biegunem dzisiejszego kapitalizmu realnego i dzisiejszej realnej globalizacji) udało się wynegocjować kompromis. Juncker (chadek) i Moscovici (socjaldemokrata) bez końca biegali pomiędzy pokojami, w których dumnie i z godnością siedzieli Schäuble i Varoufakis, reprezentujący dumnie i z godnością czekających na wynik tych negocjacji Merkel i Tsiprasa. W końcu udało się wynegocjować tymczasowy kompromis, który jest ratunkiem dla Grecji, gdzie co prawda „bije dziś puls europejskiej lewicy”, tyle że bije on w kraju, który jest ekonomicznym, społecznym i państwowym trupem.

Z mojego punktu widzenia ten kompromis jest skromnym, ale jednak zwycięstwem. Unia nie może sobie pozwolić na osłabienie i rozpad, na rozszarpanie jej przez globalizację. Wówczas bowiem wszystkie te „dumne narody”, okłamywane przez nowe pokolenie swoich populistycznych liderów (wcześniejszym pokoleniom populistycznych liderów zarządzających „narodową dumą” udało się Europę dwa razy uśmiercić), staną się – po serii kolejnych wojen pomiędzy „Budapesztami w Warszawie”, w Atenach, Paryżu, Madrycie, Pradze, Bratysławie, Kosowie, Belgradzie, Berlinie, Londynie… – żerowiskiem dla globalnych korporacji i globalnych sekt „zemsty Boga” (patrz „nowe średniowiecze”).

Zatem przedłużenie – na razie o cztery miesiące, w przyszłości o kolejne lata – programu kredytowego i pomocowego UE dla Grecji wynegocjowane przez rząd Syrizy (która wygrała wybory, gwarantując Grekom, że program kredytowy i pomocowy raz na zawsze porzuci), to może nie jest tryumf którejś ze stron, ale na pewno nie jest to niczyja porażka.

Niestety, zgodnie z Underwoodowską dominantą dzisiejszej polityki trzeba ten kompromis przedstawić albo jako tryumf Greków i upokorzenie Niemców (co wkrótce da władzę Podemosowi w Madrycie i głęboko zmieni UE – wersja Jamesa K. Galbraitha). Albo też trzeba ten kompromis przedstawić jako tryumf Merkel i upokorzenie Syrizy (bo nie da to władzy Podemosowi i pozwoli obronić hegemonię chadeckiej „polityki oszczędności” w całej UE – wersja większości mediów, większości ekonomicznych ekspertów, a nawet – o paradoksie! – wersja legendarnego ojca-współzałożyciela Syrizy, weterana greckiej lewicy i greckiego antyfaszyzmu, Manolisa Glezosa, obecnie europarlamenarzysty Syrizy).

Manolis Glezos, kiedy już przeczytał tekst umowy pomiędzy rządem Grecji i reprezentantami UE, opublikował na swoim blogu taki oto tekst: Renaming the troika as „institutions”, the bailout as an „agreement” and creditors as „partners”… does not change the previous situation. I apologise to the Greek people because I took part in this illusion. Let’s react before it is too late.

Jeśli do tego jeszcze przeczytacie (może lepiej nie czytać, bo tryumf Syrizy nad Merkel to dzisiaj Sorelowski mit, a bez Sorelowskiego mitu „piękne dusze” nie potrafią uprawiać polityki ani nawet interesować się światem) dwie wersje kompromisowego dokumentu, wyjściową i tę, na którą ostatecznie zgodzili się Grecy (link do dokumentu z zaznaczonymi zmianami), zrozumiecie, że bliższa prawdy jest konstatacja Manolisa Glezosa.

Ponieważ jednak nie podzielam jego politycznych celów i pasji, zatem tam, gdzie on rozdziera szaty, ja widzę światełko w tunelu. To nie jest kapitulacja Syrizy, ale faktyczny kompromis.

W wymiarze UE umożliwiający Junckerowi i Moscoviciemu dalsze negocjowanie z Merkel korekt i uzupełnień jej „polityki oszczędności”, a w wymiarze greckim umożliwiający Syrizie zachowanie władzy co najmniej przez cztery miesiące. W tym czasie Tsipras i Varoufakis będą mogli przetestować swoją zdolność rządzenia Grecją i wypełnienia zobowiązań wobec UE – czyli przede wszystkim zatamowania krwotoku, jakim jest coraz bardziej masowa ucieczka „dumnych Greków” przed płaceniem podatków swemu „dumnemu państwu”.

Znęcać się nad mitem (choćby i Sorelowskim) w imię zasady rzeczywistości? To zabawa zbyt łatwa, nawet „piękne dusze” nie zasługują na to, aby się w tak łatwy i bolesny sposób nad nimi znęcać. Ale ja nie dla oryginalności to piszę. I nie dla pogłębienia własnego wizerunku mizantropa zdychającego na scenie w męczarniach, które jego umysł sam sobie zadaje. Nie, to co piszę, to wciąż jest jeszcze próba analizy, a nawet próba politycznego oddziaływania na kogokolwiek, a nie jedynie kliniczny zapis własnej depresji (przynajmniej do tego się tu w Nottingham codziennie próbuję przekonywać). Grecja pozostająca w strefie euro i w Unii to tryumf Unii i ocalenie Greków przed katastrofą. Grexit to bankructwo państwa, ucieczka wszelkiego kapitału, a na końcu sytuacja, w której przeciętny Niemiec będzie mógł za jedno euro spędzić tydzień w greckim hotelu, bo „odzyskana” drachma będzie warta mniej niż papier, na którym się ją wydrukuje. Czyli Weimar w czasach hiperinflacji, Weimar w czasach najgłębszej katastrofy. O ile oczywiście Putin nie przyśle obowiązkowo rosyjskich turystów do Grecji. Jednak turystyce na Krymie, nie mówiąc już o turystyce w Donbasie, w niczym to nie pomogło. Krym (nie mówiąc już o Donbasie) jest ekonomicznym i społecznym trupem, tyle że teraz jest to trup w mundurze z rosyjskimi epoletami.

Grekom takiego losu nie życzę, dlatego najważniejsze dla mnie dzisiaj pytanie brzmi: jak wyjść z greckiego kłamstwa? Nie zdołał z niego wyjść rząd chadeków i PASOK, oby się to udało rządowi Syrizy (choćby i z Niezależnymi Grekami). Greckie kłamstwo (identyczne do kłamstwa polskiego, a nawet brytyjskiego, choć tam – czyli tutaj – nie jest ono aż tak powszechne i dotyka raczej elit, i to raczej tych „thatcherowskich”) polega na tym, że Grecy już praktycznie nie płacą swemu państwu żadnych podatków. W ten sposób nie są też solidarni z własnym głosowaniem na Syrizę. Zachowują się dokładnie tak samo jak „prawicowi Polacy” (Polska jest w czołówce krajów UE, jeśli chodzi o wysokość transferów do rajów podatkowych i w ogóle ucieczkę przed opodatkowaniem).

Przez ostatnie dwa dni negocjowania kompromisu rządu Syrizy z UE Grecy wypłacali z greckich banków miliard euro dziennie. Tyle samo wyniosły w ciągu tych decydujących o kształcie kompromisu dni transfery pieniężne z Grecji za granicę. To był nóż wbity w plecy Tsiprasowi i Varoufrakisowi właśnie przez „dumnych Greków”.

Ten krwotok przybliżał bowiem termin bankructwa greckiego systemu bankowego i greckiego państwa, czyniąc pozycję negocjacyjną Syrizy słabszą, o ile nie beznadziejną. Pokazywał też, lepiej niż jakiekolwiek analizy czy deklaracje, że Grecja nie przeżyje Grexitu, gdyż sami Grecy w to w ogóle nie wierzą.

Już wcześniej, za rządów chadeków i PASOK, z Grecji wypłynęły do rajów podatkowych miliardy euro, mniej więcej jedna trzecia wszystkich pieniędzy, które państwo greckie uzyskało w ramach programu pomocowego UE, MFW i Banku Światowego. W dodatku analiza przeciętnej wysokości sum wyciąganych z kont w greckich bankach, a nawet transferowanych za granicę w ciągu tych kluczowych dla negocjacji dni pokazuje, że nie były to wyłącznie, a nawet nie głównie, pieniądze oligarchów (ci z gotówką uciekli z Grecji już wcześniej), ale średniego i drobnego biznesu, a także klasy średniej w całej jej dochodowej rozpiętości. Grecy przez te dwa dni zagłosowali portfelami w sposób dokładnie przeciwny, niż parę tygodni wcześniej zagłosowali przy urnach. Sprzeczność jest tak radykalna, że przypominają się najstarsze radzieckie dowcipy o tym, że co prawda rewolucję można mieć w jednym kraju, ale wtedy żyć najlepiej w jakimś innym. W zastosowaniu do dzisiejszej Grecji ten dowcip brzmiałby: narodową dumę można odzyskiwać w jednym kraju, ale wtedy własne pieniądze lepiej trzymać w innym.

Houellebecq, przed którym – od czasu przeczytania Soumission i wywiadów towarzyszących – staram się przestrzegać, jako przed udającym homo sacer poszukiwaczem silnego antyliberalnego pana, podobnym do tych, których Francja masowo produkowała w epoce Vichy – nie utracił jednak literackiego talentu podlewanego weimarskim cynizmem. W swej najnowszej powieści opisuje scenę, w której jeden patriota francuski pyta innego francuskiego patriotę – „dobrze poinformowanego”, „lepiej znającego się na polityce” – jak się zachować, co zrobić wobec nieuniknionego starcia pomiędzy antyliberalnym islamem i równie antyliberalnym Frontem Narodowym. Jak ocalić kraj? Patriota „dobrze poinformowany” odpowiada: „Przede wszystkim zabierz swoje pieniądze z francuskiego banku, jeśli jeszcze masz tam osobiste konto, i przenieś je do Barclays albo HSBC”. Co oczywiście drugi patriota robi natychmiast, paradując później dumnie po kraju wstrząsanym przez społeczne i rasowe zamieszki z kartą kredytową angielskiego banku, po której włożeniu „francuskie bankomaty” ciągle jeszcze wydają gotówkę.

Jak wierzyć w tym świecie „dumnym Grekom”? Jak wierzyć „prawym Polakom”, kiedy mówią o narodowej dumie, odmawiając jednocześnie płacenia podatków, uciekając z dochodami za granicę? Przybliżając w ten sposób moment, o którym w Dzienniku Opinii mówił jakiś czas temu Witold Modzelewski, kiedy już tylko pracownicy budżetówki będą płacić podatki w „narodowych państwach”? A tych pracowników budżetówki na etatach, z opodatkowaną obowiązkowo pensją, też już prawie nie będzie. Zgodnie z teorią reprezentatywnej przedstawicielki polskiego biznesu, Henryki Bochniarz, z którą fascynująco porozmawiał na ten i inne tematy Grzegorz Sroczyński w „Gazecie Wyborczej”.

Jak już niedawno pisałem, na konwencji otwierającej kampanię prezydencką Andrzeja Dudy usłyszeliśmy obietnicę, wręcz „gwarancję” obniżenia wieku emerytalnego. Połączoną z obietnicą, wręcz „gwarancją” podniesienia emerytur, pensji i świadczeń, jako że „polski budżet nie może być ratowany kosztem najuboższych”. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy takie obietnice składa Andrzej Duda będący lewą ręką Prezesa Kaczyńskiego, Jarosław Gowin, prawa ręka Prezesa, jeździ po kraju przekonując polski biznes – duży, średni i drobny – że polski budżet na pewno nie będzie ratowany kosztem najbogatszych.

Zatem za czyje pieniądze to państwo w ogóle będzie utrzymywane, jeśli oczywiście nie chcemy, żeby Polska poszła świetlaną ścieżką Grecji, która to ścieżka prędzej czy później kończy się albo w ramionach bankructwa, albo w ramionach Rosji?

Moim zdaniem odpowiedzi na to pytanie dziś nie ma, są tylko kłamstwa. Kłamstwa populizmu, a dla mnie obojętne, czy kłamiący nazywa się „prawicą” czy „lewicą”.

Czemu o tym nie chcecie pisać, panie i panowie kibicujący Syrizie (kibicujący z entuzjazmem jeszcze przed chwilą, bo wkrótce, któż to wie…)? Czemu jesteście „pięknymi duszami”, z których szydził już Hegel, ale naprawdę znienawidził ich Marks (i dlatego przeciwko „pięknej duszy” stworzył swoją zasadę głębokiego zdeterminowania „nadbudowy” przez „bazę”)? Wierzę Grekom (tak jak wierzyłby im Hegel i Marks), kiedy wyciągają depozyty z banków z szybkością miliarda euro dziennie i kiedy transferują je za granicę z tą samą prędkością. Nie wierzę im, kiedy mówią o „narodowej dumie”, głosują na Syrizę i Niezależnych Greków. Podobnie jak nie wierzę, kiedy o „narodowej dumie” piszą publicyści tygodnika „Do Rzeczy”, których właściciel z równą dumą oświadcza, że przenosi część swoich biznesów za granicę (tę część, która generuje zysk, o ile jeszcze taką ma). A wierzę rozmaitym prawicowym publicystom, kiedy sami po cichu przyznają na korytarzach telewizji i rozgłośni radiowych, gdzie ich czasem spotykam, że już także do nich zgłosiły się kancelarie prawne załatwiające ucieczkę od płacenia podatków w kraju. I pewnie przyjmą albo już przyjęli ofertę, bo przecież „państwo Platformy nie jest naszym państwem”. Oczywiście nie jestem aż tak naiwny, żeby wierzyć, iż sympatycy Platformy też nie uciekają z podatkami „ze swojego państwa”. Albo że sympatycy PiS-u wrócą ze swoimi podatkami do Polski, kiedy władzę zdobędzie Kaczyński.

Państwa narodowego na dzisiejszym etapie globalizacji już nie ma. Nie Zygmunt Bauman mnie o tym przekonał, ale „dumni Grecy” i „dumni Polacy”. Przekonało mnie społecznie masowe zachowanie uciekinierów podatkowych z Grecji, z Polski i każdego innego państwa. Zatrzymać ten krwotok można tylko na poziomie ponadnarodowym. Racjonalizując i upraszczając system podatkowy (żmudne negocjacje z Henryką Bochniarz mile widziane), ale jednocześnie likwidując globalne raje podatkowe, wprowadzając zintegrowany system pobierania podatków i zintegrowany system ścigania za ich niepłacenie. Na poziomie Unii Europejskiej, G-20 itp.

Każde „apelowanie do narodowej dumy” jest śmiechu warte, podobnie jak apelowanie (ostatnio przez papieża Franciszka) do katolickiego sumienia (rozmawiałem jakiś czas temu z jednym katolickim biznesmenem, on też jest już ze swoimi podatkami „gdzie indziej”, oczywiście on dlatego, że Platforma zwolniła ministra Królikowskiego, każdy ma swój powód). Bowiem nie tylko elity kłamią, kłamie także lud. A ktoś, kto chce „demokracji bezpośredniej”, o tym zapomina. Instytucje państwa, instytucje liberalnej demokracji, zapośredniczające „wolę ludu” i „wolę elit”, negocjują pomiędzy tym kłamstwem a zasadą rzeczywistości (o ile jeszcze działają). Starają się negocjować. To jest zawsze zadanie bolesne, ale jeśli państwo chociażby próbuje takich negocjacji, zawsze stoję po stronie państwa przeciwko „woli ludu” i „woli elit”, przeciwko kłamstwu ludu i kłamstwu elit (taki ze mnie konserwatywno-liberalno-socjaldemokratyczny fanatyczny państwowiec). Tyle że coraz mniej wierzę w państwo lokalne, państwo narodowe, a opiekuńcze państwo globalne, zamontowane na globalnie regulowanym kapitalizmie to z kolei mój zsekularyzowany zakład Pascalowski, mój Sorelowski mit ukryty pod depresyjną skorupą „realisty”.

Syriza właśnie się przekonała, jak trudne jest negocjowanie pomiędzy kłamstwem greckiego ludu i greckich elit a zasadą rzeczywistości. Kiedy przyjęła na siebie odpowiedzialność za państwo, za rządzenie tym państwem. Ponieważ jednak przyjęła tę odpowiedzialność, „piękne dusze” wkrótce się od niej odwrócą, już się odwracają. Podczas kiedy ja zmierzam w przeciwnym kierunku.

Po żmudnie wynegocjowanym odroczenia Grexitu po raz pierwszy uwierzyłem, że Syriza może się stać lewicą reformistyczną, lewicą negocjującą z zasadą rzeczywistości, a nie jedynie łatwym populizmem sprzecznych roszczeń, mirażem dla „pięknych dusz”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij