Cezary Michalski

Chciwość o charakterze systemowym

Przy okazji kolejnej afery bankowej w Wielkiej Brytanii (bank Barclays manipulował stawkami oprocentowania kredytów międzybankowych) lewak Osborne, robiący za piątą kolumnę wśród torysów jako minister finansów w rządzie Camerona, stwierdził, że w świecie bankowym „chciwość miała charakter systemowy” (co nie znaczy oczywiście, że torysi zafundują londyńskiemu City szczątkowe choćby regulacje albo szczątkową wersję podatku Tobina, jak to próbuje robić dziewięć państw strefy euro, na to „lewaccy torysi” są niestety politycznie za słabi i doskonale to wiedzą).


Wypowiedź Osborne’a jest ciekawa, zawiera bowiem zarówno pojęcie „chciwość”, jak też „charakter systemowy”. Zatem dla kogoś takiego jak ja (ulubione postacie literackie: Kopernik, Newton, Bismarck, starzec Zosima po śmierci, Kurtz, Habermas, Sloterdijk) rozpościera się ona pomiędzy moralizatorstwem a diagnozą. Zacznijmy od interpretacji moralizatorskiej uzasadnionej użyciem słowa „chciwość”. Otóż neokonserwatywne i parareligijne skrzydło pokolenia JK-M i L.B. powie: „Osborne słusznie chciwość piętnuje, a pozbylibyśmy się tej chciwości, gdyby kierownictwa banków i funduszy hedgingowych były katolickie, a nie masoniczne (parafraza za abp. Michalik), a prezesi banków należeli wszyscy bez wyjątku do Legionu Chrystusowego Degollado albo przynajmniej do nieporównanie bardziej niewinnej Opus Dei” (aby zachować monoteistyczną bezstronność wypada w tym miejscu dodać, że wyznawcy islamu i judaizmu też mają własną wersję zemsty Boga skrzyżowanej z wiarą w religijną regulację operacji międzybankowych i rynku instrumentów pochodnych). Otóż przy całym moim szacunku dla Opus Dei i nieco mniejszym dla Legionu Chrystusowego uważam, że religia nie nadaje się do bezpośredniego regulowania operacji międzybankowych i rynku instrumentów pochodnych. Prawdziwa religia jest na to sprawą zbyt prywatną (religijność pastora Bonhoeffera z okresu uwięzienia w Tegel czy Philipa Dicka z okresu kolejnych Bożych inwazji na jego biografię mogłyby oczywiście pełnić i w jakiś sposób pełnią funkcję regulacyjną w naszym świecie, ale na sposób wyjątkowo zapośredniczony i – nie wahajmy się użyć tego potwornego słowa – zsekularyzowany). Natomiast religijność zemsty Boga rynkową apokalipsę jedynie przyspiesza. Czy znane są wam zasługi nieskazitelnie religijnych książąt saudyjskich dla moralnego uzdrowienia globalnych rynków finansowych? A może lepsi w dziedzinie sanacji globalnych finansów byliby katoliccy kardynałowie nadzorujący przez lata działalność Banku Abrosiano? Zatrudniany przez polskich biskupów czarodziej rynku nieruchomości Marek P. byłby na pewno skuteczny, ale czy rzeczywiście w regulacji rynku instrumentów pochodnych, czy też w ich dalszej zupełnie już apokaliptycznej deregulacji?


Jeśli jednak w „lewackim” wystąpieniu Osborne’a zwrócić uwagę na pojęcie „charakter systemowy”, dostrzeżemy tu ślady diagnozy pozwalającej nam powtórzyć, że rynek, który wywraca na nice wszelkie moralizowanie (parafraza za Karol Marks), regulować może wyłącznie świecka polityka, i to wyłącznie wówczas, jeśli jest wystarczająco silna i wystarczająco globalna, tak jak silny i globalny jest rynek, który ta polityka miałaby regulować (a tak przy okazji, drogi rzymski senacie, uważam, że Kartagina powinna zostać zreformowana). Ja zresztą nie chcę wojny pomiędzy sekularną polityką i prawdziwą religią, gdyż w sekularnej polityce, jej instytucjach i prawach ukryte są „włókna duszy i cząstki Objawienia” (parafraza za Zbigniew Herbert, „Potęga smaku”), obojętnie czym by to Objawienie było – paluchem Boga dotykającym ludzkiego palucha, jak to przedstawił Michał Anioł na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej, czy też jasną błyskawicą elektrycznego ładunku przeszywającą neuronową sieć jakiegoś australopiteka albo członka małej gnostyckiej sekty gdzieś z okolic Qumran).


Przy okazji lewackiej deklaracji torysa Osborne’a chciałem także przypomnieć pokoleniu JK-M i L.B. – bo mówi i pisze tak, jakby zapomniało – że kryzys finansowy, prawdopodobnie najpoważniejszy kryzys kapitalizmu w całej jego historii, NIE wybuchł w „eurokołchozie” i NIE rozpoczął się w obszarze finansów publicznych. Wybuchł w kompletnie nieregulowanym sektorze prywatnych banków i instytucji finansowych USA i to w apogeum tamtejszej (neo)Konserwatywnej i (neo)Liberalnej Rewolucji, mniej więcej wówczas, kiedy George Bush jr. zostawał człowiekiem roku tygodnika „Time”. Wpompowanie – najpierw w Ameryce, najpierw przez Busha i jego administrację – ponad biliona (tysiąca miliardów) publicznych dolarów do prywatnej dziury doprowadziło do zniknięcia wygodnego lewarowania na wszystkich rynkach finansowych świata, co wtórnie odbiło się na budżetach nawet najbogatszych państw wysokorozwiniętego Zachodu, podnosząc do spekulacyjnego nieba poziomy rentowności obligacji skarbowych. Na kolana rzucona została Grecja, która fatalnie zarządzała swoimi finansami, ale także Hiszpania, gdzie strukturalny deficyt przed kryzysem nie był wcale wysoki, gdzie główną dziurę wygenerowały prywatne banki, a równowadze finansów publicznych najbardziej zagroziło kryzysowe zniknięcie lewarowania z rynku długu publicznego, nie mówiąc już o kryzysowym zniknięciu popytu na hiszpańskie nieruchomości wakacyjne i niektóre inne hiszpańskie produkty (konsekwencje – patrz, bezrobocie). Nawet my, zielona wyspa o finansach suwerennie zarządzanych przez ministra Rostowskiego i produkcji lojalnie absorbowanej przez rynek niemiecki, płacimy przez to więcej za obsługę długu publicznego porównywalnej wielkości. Więcej o grube miliardy, które zamiast do banków i instytucji finansowych (marża za ryzyko) mogłyby trafić np. do nauczycieli (moi zdaniem ryzykują więcej wybierając swój zawód), czyniąc ich „luksusowe” (cyt. za zbyt wielu, żeby ich wymieniać z nazwiska) życie jeszcze bardziej luksusowym i zmniejszając liczbę uczniów w klasach do poniżej 25, jak na jakiejś arystokratycznej pensji.


Prywatne banki, instytucje finansowe i korporacje niczego się przez kryzys nie nauczyły, nie mają zamiaru rezygnować z „systemowej chciwości”, bo czemu by miały, skoro moralizowanie nie działa, a instytucjonalnego przymusu nikt na nich nie jest w stanie dziś wyegzekwować. Dowodem na to bank JP Morgan Chase, który jak klasyczny nałogowiec hazardu znowu wtopił miliardy dolarów na rynku instrumentów pochodnych. Prywatne banki to dzisiaj instytucje, które służą do tego, żeby brać „oprocentowane ujemnie” (poniżej inflacji) miliardy z budżetów państw, po czym używać tych pieniędzy do spekulacji na akcjach, towarach i instrumentach pochodnych, a to, co im po wyjściu z kasyna w kieszeni zostanie, pożyczać na wysoki procent tymże budżetom, podkręcając przy tym za pomocą „pożytecznych geniuszy” (żeby nie było hejtingu) atmosferę „bankructwa państwa opiekuńczego” i „polityki w ogóle”, żeby rentowność obligacji była nieco wyższa. To „nieco” może jednak przesądzić o życiu lub śmierci Unii Europejskiej, strefy euro, Obamowskiego systemu powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych… tego wszystkiego, co na dzisiejszym Zachodzie zostało z państwa opiekuńczego i z efektywnego człowieczeństwa w ogóle. Dlatego Leszek Balcerowicz powinien wywiesić swój zegar na budynku nowojorskiej giełdy albo na fasadzie banku JP Morgan Chase. Tam bowiem rozpoczęła się apokalipsa naszego świata i tam może się ona dokonać. Ale ideologia to tylko ideologia, jedni mają taką, drudzy mają inną. Więc nie wymagajmy od Balcerowicza zajmowania się rzeczywistością, zajmowania się rzeczywistością wymagajmy od siebie.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij