Agata Popęda

Make America Cool Again

Budzimy się z myślą o Trumpie, zasypiamy z myślą o Trumpie. Gadamy już tylko o Trumpie i tylko Trump stanowi oś nowych żartów i metafor. Dlatego łatwo zapomnieć, że ten marsz planowany był dużo wcześniej. Odbyłby się również w setny dzień prezydentury Hillary.

Nadeszła era protestów – po Marszu Kobiet, prawdopodobnie największym proteście w historii Ameryki, a także Marszu Naukowym, który odbył się tydzień temu, przyszedł czas na wielki Marsz Klimatyczny. Mimo 33 stopni skwierczącego upału, marsz zgromadził 200 tysięcy protestujących (organizatorzy spodziewali się tylko połowy). Zgromadzenie zajęło 20 przecznic, blokując ruch i dominując centrum miasta. Siostrzane marsze odbyły się w 370 innych amerykańskich lokacjach, a pogoda też zademonstrowała się w pełnym spektrum – w Denver spadł śnieg, a w Chicago deszcz. W Montpellier, Vermont przewodził – oczywiście – Bernie Sanders, a w Chicago tłum obrał za swoją metę wyjątkowo ostentacyjny budynek postawiony przez Trumpa.

W Waszyngtonie aktywiści, studenci, buddyści i weterani przeszli przez Pennsylvania Avenue, „główną ulicę Ameryki”, otoczyli Biały Dom, a potem – kompletnie wykończeni, z twarzami „jak raki” – zgromadzili się wokół pomnika Lincolna, żeby wysłuchać mówców.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Wypatrzono aktora Leonardo de Caprio i Ala Gore, byłego kandydata na prezydenta, słynnego ze swoich prośrodowiskowych opinii. Tłum maszerował z entuzjazmem i uśmiechem, prezentując wyszukane kostiumy i pomysłowe transparenty (błękitno-zielona matka-Ziemia goniona przez wielką pomarańczową kukłę Trumpa), a także setki mniej lub bardziej oryginalnych haseł: „There’s No PLANet B” i „Good Planets Are Hard to Find”.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Były instrumenty muzyczne, latawce, dzielone butelki wody i kanapki – miękka energia, z którą policja nie miała za bardzo co zrobić. Zresztą policji było niewiele – kilku oficerów przyjechało na koniach, które natychmiast zostały otoczone i zagłaskane. „Nigdzie nie idziemy, witamy w setnym dniu prezydentury”, skandowano przechodząc pod Białym Domem. Potem urządzono dwie minuty wspólnego „bicia serc”.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

W porównaniu z Marszem Kobiet sprzed kilku miesięcy, ten tłum był jakby bielszy, choć trzeba przyznać, że stawili się Indianie, którzy od dawna są symbolem ekonomicznego wymiaru zmiany klimatu, tzw. sprawiedliwości klimatycznej. Przegrana walka o rurociąg Dakota to jeden z wielu przykładów tego, że koszt klimatyczny jest i będzie ponoszony przede wszystkim przez najmniej uprzywilejowanych.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Elektrownie i rurociągi nieprzypadkowo budowane są na ziemiach zamieszkiwanych przez najbiedniejszych – najczęściej Afroamerykanów lub Indian. „Climate Change Will Hit Communities of Color First”, przypominały banery. Stawili się również pracownicy EPA (Agencji Ochrony Bezpieczeństwa), zwłaszcza w Chicago – przypomnijmy, że jej budżet ma być przez administrację Trumpa obcięty o jedną trzecią, a na jej czele stoi teraz Scott Pruitt, facet, którego agencja… pozywała kilkanaście razy w przeszłości. Oficjalna strona internetowa (i agenda) klimatyczna agencji jest obecnie niedostępna, gdyż jest… cóż, w przebudowie.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Ludzie siadali w grupkach pod drzewami, wachlując się plakatami i zastanawiając, co jeszcze można by z siebie zdjąć (miniony 2016 rok był drugim najcieplejszym w historii USA). Nikt ze zgromadzonych nie miał wątpliwości, że administracja Trumpa stanowi zagrożenie dla klimatu.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Wycofane regulacje na wydobycie ropy i węgla, emisję gazów cieplarnianych i napędzane węglem elektrownie – wszystkie te niewielkie i niesatysfakcjonujące kroki prezydenta Obamy wzięły w łeb. A przecież można inaczej – przekonywał jeden z mówców, przedstawiciel samorządu w Kentucky – wszystkie te miejsca pracy w węglu, które tak desperacko próbujemy zatrzymać, można wymienić na pracę w nowych energiach. „W Kentucky już nawet Muzeum Węgla napędzane jest energią solarną”, dodał z dumą. To wszystko jest do zrobienia. Wystarczy chcieć.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Marsz Klimatyczny był planowany dużo wcześniej i jest efektem coraz ściślejszej współpracy między setkami grup aktywistów zainteresowanymi ochroną środowiska. W trakcie marszu prezydent Trump był obecny na kolejnym wiecu gdzieś w głębi kraju, gdzie ludzie wciąż krzyczą „lock her up”, kiedy słyszą imię Hillary.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

Zresztą nie była to jedyna atrakcja, którą prezydent Trump odpuścił sobie w ten weekend. Zignorował również – ostentacyjnie – słynną Kolację Korespondentów, coroczne spotkanie prezydenta z dziennikarzami, które od wielu lat jest wielkim spektaklem satyry politycznej. Niezrażeni chłodem Trumpa, przedstawiciele „fake news” i „failing New York Times” postanowi zabawić się sami

Mimo, że Marsz Klimatyczny zgromadził więcej osób niż Marsz Naukowy tydzień wcześniej, odzew w mediach był raczej średni. Mimo tego w tym ruchu społecznym jest i duch, i nadzieja – w samych Stanach Zjednoczonych protestowało około 50 tysięcy ludzi, nie licząc protestów w Japonii, Nowej Zelandii, Niemczech, Portugalii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Brazylii, Ugandzie, Kenii, Grecji, Meksyku, Kostaryce i na Filipinach.

marsz-klimatyczny-usa-17
Fot. Agata Popęda

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij