Kraj

Antyterroryzm po polsku, czyli ustawa z Twittera

Czy tak ma wyglądać polski odpowiednik Patriot Act?

O zapowiadanej przez rząd Beaty Szydło „ustawie antyterrorystycznej” ktoś już zdążył powiedzieć, że to polski Patriot Act – nasza wersja prawnego „miecza na terrorystów” Georga W. Busha i jego ekipy. Do Patriot Act chyba tej ustawie mimo wszystko daleko, choćby dlatego, że istnieje ona na razie tylko w postaci założeń zaprezentowanych na konferencji prasowej. Ale z pomysłami Georga W. Busha zdaje się łączyć ją przynajmniej jedno – wymyślano ją w pośpiechu, a następnie wykorzystano atmosferę przerażenia po kolejnej zbrodni, by przedstawić społeczeństwu. Jeszcze dobę wcześniej – jak donosił dziennik „Rzeczpospolita” – projekt znało wąskie grono w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i tam w nocnym trybie wprowadzano do jej założeń kolejne poprawki. Okazji, jaką stworzyła zbrodnia w Brukseli, nie można było jednak przegapić.

*

Na tym etapie większość z ogłoszonych „założeń” to jedynie hasła – ministerstwo prezentowało je na bieżąco w postaci dwuzdaniowych komunikatów na Twitterze.

Rzetelna ocena tego, co się za nimi kryje, będzie możliwa dopiero w momencie opublikowania szczegółów, czyli faktycznego projektu ustawy. A jakie to założenia?

„Łatwiejszy dostęp do danych” może oznaczać bardzo różne rzeczy: od technicznych usprawnień dla służb w nagłych sytuacjach, po udostępnianie służbom – w czasie rzeczywistym i bez kontroli sądu – treści naszej korespondencji czy danych bankowych. Ocena tych przykładowych rozwiązań różniłaby się zasadniczo. W ogłoszonych założeniach znalazło się jednak parę punktów, które już w zarysie wydają się na tyle niebezpieczne lub po prostu nietrafione, że warto o nich dyskutować nie czekając na szczegóły.

To na przykład dopuszczenie kontroli operacyjnej obcokrajowców na podstawie decyzji szefa ABW, czyli bez kontroli sądu. O ile dobrze rozumiemy tę propozycję, nie ogranicza się ona do nagłych przypadków czy osób, które już znalazły się w kręgu podejrzenia. Czyli w praktyce ABW zyskałaby nieograniczone prawo podsłuchiwania każdej osoby z niepolskim paszportem. To rażące ograniczenie praw człowieka i środek zdecydowanie nieproporcjonalny do deklarowanego celu. W praktyce może się to skończyć lawinowym wzrostem liczby zakładanych podsłuchów, w tym np. wszystkim osobom wnioskującym o status uchodźcy czy już mieszkającym w Polsce uchodźcom, bez realnego przełożenia na wzrost skuteczności polskich służb. Każdy podsłuch kosztuje pracę i pieniądze publiczne. Im więcej energii pójdzie w tym kierunku, tym mniej jej zostanie na przykład na kluczową pracę analityczną.

Można też zapytać o kryteria, jakimi rząd się kieruje i jakie – mniej lub bardziej jawne – założenia za nimi stoją. Czy „domyślna” inwigilacja obcokrajowców obejmuje także szefów firm i założycielki start-upów, studentów programu Erasmus, wszystkich uczestników imprez masowych jak Światowe Dni Młodzieży? Czy tylko niemówiących po Polsku uchodźców i pracowników sezonowych? Pomijając już możliwość faktycznej realizacji takiego pomysłu, można powiedzieć wprost, jak bardzo „zachęcający” jest on dla wszystkich cudzoziemców, którzy chcą do naszego kraju przyjechać lub w nim zainwestować. Nie żebyśmy uważali, że międzynarodowe ratingi są najważniejsze, ale pozycji Polski w rankingach „doing business” czy na indeksie wolności gospodarczej się to nie przysłuży – i co na to minister Morawiecki?

Co najmniej wątpliwy jest także sens pomysłu wprowadzenia obowiązkowej rejestracji kart SIM typu pre-paid. Założenie, że to pomoże walce z terroryzmem, wydaje się bardzo naiwne. Trudno oczekiwać, że osoba, która chce się ukryć przed organami ścigania, z własnej woli zarejestruje taką kartę na swoje nazwisko. Szczególnie w czasach, gdy podrabianie dokumentów jest na porządku dziennym, a na ulicy nietrudno o zdesperowanych ludzi, którzy za drobną opłatą posłużą jako tzw. słup. Gdyby służby rzeczywiście chciały polegać na danych z rejestracji kart SIM, obawiam się, że częściej taki trop zaprowadziłby je na manowce. Cokolwiek absurdalny jest też pomysł, że obowiązek prowadzenia indeksu i rejestracji potencjalnych „terrorystów” z pre-paidowym telefonem spadnie na sprzedawców w sklepach z komórkami –

czy na poważnie wierzymy, że „big data” polskich służb będzie powstawać w zeszytach kioskarek?

*

Rząd najwyraźniej dąży do wywołania dyskusji na temat ustawy, nie ujawniając jej treści. Jest to taktyka obliczona na uniemożliwienie rzetelnej debaty, a jednocześnie zbadanie społecznych nastrojów i rozładowanie emocji, które w ciągu tygodnia zapewne nieco opadną. W tych warunkach łatwiej będzie ogłosić i następnie przepchnąć nawet bardzo kontrowersyjny projekt.

Taki styl działania stawia pod znakiem zapytania intencje rządu: jeśli ta reforma ma zwiększyć nasze bezpieczeństwo, nie szkodząc przy tym niewinnym obywatelom, czemu służy ten pośpiech i ogłaszanie ledwie naszkicowanych założeń w cieniu zamachów terrorystycznych?

Jeśli rząd chce skuteczniej walczyć z terroryzmem, powinien zapewnić policji i innym służbom najlepszych analityków i narzędzia do tego pracy – jak choćby analizy metadanych czy selektywnej obserwacji i działań operacyjnych. „Tradycyjne” metody – jak walka z przemytem broni, rozbijanie już istniejących siatek przestępczych czy infiltracja grup radykalnych przynosiły rezultaty, także w Polsce nie brakowało w ostatnich latach udanych operacji przeciwko zorganizowanym grupom przestępczym czy ekstremistycznym.

Uderzenie w źródła finansowania i sieci wsparcia także jest zawsze dobrym pomysłem – policja z Danii chętnie opowie polskim funkcjonariuszom, że „swoich” radykałów wyłapała (i deportowała) dzięki tropieniu rozbojów, wymuszeń i handlu narkotykami w dotkniętym tymi problemami dzielnicach Kopenhagi. Wreszcie, nigdy nie zaszkodzi wykształcić więcej tłumaczy języków pozaeuropejskich i analityczek politycznych. Obowiązkowa rejestracja pre-paidów czy swobodne szafowanie podsłuchami (albo „obozy zamknięte dla imigrantów” – jedna z bardziej groteskowych zapowiedzi, które pojawiły się w trakcie prac nad ustawą) nie są fundamentem walki z zagrożeniem terrorystycznym. Mogą za to dać pozorne poczucie kontroli. Czy to jest celem? Jeśli tak, to być może wcale nie o walkę z terroryzmem chodzi.

Rządzie, pani premier, panowie ministrowie – jeżeli o bezpieczeństwo wam chodzi, to pracujcie nad pomysłem „ustawy antyterrorystycznej” dalej. Niekoniecznie ogłaszając coś, czego jeszcze tak naprawdę nie ma.

Szybko pomyślane projekty szybko przestają działać. I sprawdzają się tylko na konferencjach prasowych.

**Dziennik Opinii nr 85/2016 (1235)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Katarzyna Szymielewicz
Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij